Rewolucje „Solidarności” z roku 1980 była spontaniczna i zakończyła się klęską. Przemiany roku 1989 miały natomiast akceptację mocarstw (w tym realizujących „Pieriestrojkę” Sowietów) – więc lepiej lub gorzej, ale musiały się udać. Polska była czymś w rodzaju laboratorium w którym przećwiczono zmiany zastosowane później w całym bloku socjalistycznym. Nasze państwo idealnie nadaje się na takie laboratorium. Stosunkowo duży i w miarę stabilny kraj, pozbawiony własnych elit oraz militarnej i ekonomicznej suwerenności. Łatwo więc nim sterować.
Czy obecna „konserwatywna rewolucja” nie jest ponownie tego rodzaju eksperymentem?
Ta hipoteza nie jest łatwa do zweryfikowania, ale bardzo dobrze objaśnia to czego jesteśmy świadkami. Pomimo płynących zewsząd połajanek, w Polsce rozwijają się zagraniczne inwestycje bezpośrednie (OECD, PAIZ), a rząd dba o interesy korporacji i banków (CETA, frankowicze, dalsze tolerowanie lichwy, finansowanie 500+ z podatków przy dalszym przechwytywaniu przez banki renty menniczej). Rozwija się też współpraca Polski z USA. Amerykanie nie sprzedają technologii wojskowych byle komu.
Czy elity rządzące USA (państwem, które pomimo kłopotów nadal dominuje nad światem) mają interes w tym, by w Polsce prospołeczne działania rządu odniosły sukces? Oczywiście! Od lat wszyscy dostrzegają to, że rosnące nierówności i wzrost świadomości społeczeństw (związany z rozwojem komunikacji i nowoczesnej edukacji) grozi rewolucją. Rewolucja jest oswajana i nie jest już powszechnie postrzegana jako strategia w której przegrywają wszyscy (gwałtowna zmiana władzy ma swoje zalety). Nie ma się co łudzić, że „władcy świata” czekają biernie na rozwój wypadków. Być może właśnie uznali oni, że jedynym sposobem na obronę systemu jest dokonanie „kontrolowanej rewolucji”. Pierwsze działania nowego Prezydenta USA, Donalda Trumpa wskazują na to, że on wcale nie zamierza „osuszać waszyngtońskiego bagna”. Nominacje osób związanych z sektorem militarnym i bankowym gwarantują, że największym beneficjentom dotychczasowej polityki krzywda się nie stanie. Jego reakcja na rezlucję RB ONZ w sprawie żydowskiego osadnictwa rodzi obawy, że lobby żydowskie (w tym wpływowi neokonserwatyści) nadal będzie mieć potężne wpływy.
Ludzie którzy sterują światową gospodarką i decydują o losach całych państw i społeczeństw nie są idiotami. Poza medialną zasłoną mogły być przeprowadzone bardzo dokładne symulacje, które przewidziały „nieoczekiwany” sukces Trumpa. Przecież Hillary Clinton była dla niego idealnym przeciwnikiem, a rola FBI w tych wyborach jest wielce zastanawiająca. Wśród amerykańskich komentatorzy pojawiają się głosy, że najprostsze rozwiązanie jest najlepsze - a Trump w roli wentyla bezpieczeństwa wyjaśnia bardzo wiele. Autor podlinkowanego tekstu uważa, że nawet jeśli Trump nie był świadomy roli jaką mu przeznaczono – to obecnie musi już aktywnie uczestniczyć w tym planie.
Opisana hipoteza jest na tyle ważna, że polskie władze powinny ją uwzględniać w swych działaniach (raczej mało prawdopodobne, by tego typu strategie były im wprost prezentowane). Należy wyciągnąć naukę z tchórzliwych i wymierzonych w polskie społeczeństwo działań spiskowców okrągłostołowych. Jeśli nie tylko nam zależy na naszym sukcesie – to należy to wykorzystać.