Polacy z uwagą śledzą doniesienia na temat formułowania rządu przez Prezydenta – elekta USA, Donalda Trumpa. Ogłoszone kandydatury potwierdzają, że Trump zamierza prowadzić politykę taką, jaką zapowiedział w kampanii wyborczej. Dotyczy to także polityki międzynarodowej – choć tu dużą niespodzianką może być nominacja na sekretarza stanu (odpowiednik ministra spraw zagranicznych) Mitta Romneya. Donald Trump spotkał się z tym politykiem w ostatni weekend. Jednak po rozmowie poinformowano jedynie, że dotyczyła ona geopolityki i obie strony są bardzo zadowolone z jej przebiegu. Zaskoczeniem jest nie tylko to, że Romney ostro krytykował wcześniej Trumpa, ale także to, że jest postrzegany jako krytyk Rosji Putina. Były ambasador Polski w USA wyznał nawet, że w razie tej nominacji, Polacy powinni w podzięce pielgrzymować do Częstochowy. Grozi nam bowiem ciągle, że Polska stanie się kartą w grze między Rosją a USA.
Innego zdania jest Jacek Bartosiak - który uważa, że wynik wyborów nie będzie miał znaczącego wpływu na geopolitykę prowadzoną przez USA. W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" zarysował on swoje postrzeganie sytuacji geopolitycznej następująco:
Amerykanie nie są już tak wszechpotężni jak w ostatnich 25 latach ani też, co oczywiste, nie dysponują niekończącymi się zasobami, zwłaszcza w porównaniu z łącznymi zasobami Chin i Rosji. Dlatego mogą mieć pokusę prowadzenia coraz bardziej elastycznej polityki wobec procesów zachodzących w Eurazji. [...]
Jeśli Chinom uda się odwrócić znaczenie „lądu" i „morza" [projektem „Nowy Jedwabny Szlak”], to wywrócony zostanie także niekorzystny dla nas dualizm gospodarczy, oczywiście kosztem zachodnich społeczeństw. Powstałaby wtedy zupełnie nowa architektura gospodarcza świata. Problem tylko w tym, że nie wiadomo, czy po drodze nie byłoby wojny. […]
W naszej sytuacji do dalszego rozwoju po strasznym XX wieku bezwzględnie potrzebujemy pokoju, ale jednocześnie dobrze by było, gdybyśmy znaleźli się w końcu w centrum systemu światowego handlu, a nie na jego peryferiach czy półperyferiach, gdzie jedynym naszym atutem jest tańsza siła robocza. […]
Powinniśmy z Chinami robić interesy, przyciągać do siebie chiński biznes, oczywiście na mądrych i korzystnych dla nas zasadach. Ale powinniśmy zarazem pamiętać, że jeszcze przez długie dziesięciolecia oddziaływanie kapitałowe Pekinu nie będzie miało większego znaczenia dla bezpieczeństwa Polski. […]
Chiny są supermocarstwem gospodarczym i moglibyśmy dzięki nim spróbować odwrócić pewne niekorzystne relacje, jakie mamy choćby z Niemcami, którzy cały czas dbają o to, by mieć nad nami przewagę organizacyjno-kapitałową. […]
Druga strona tego medalu jest taka, że im będziemy ważniejsi dla Amerykanów, tym większe będzie niebezpieczeństwo, że staniemy się ofiarą coraz większego napięcia między USA a Rosją. W tym zakresie nie ma prostych i łatwych decyzji.
Wystarczy jednak przyjąć, że Putin to samo zło, a każdy kto myśli inaczej to ruski szpion, aby wszystko stało się proste i łatwe. Przestaje mieć znaczenie problem dominacji Niemiec, straty gospodarcze związane z sankcjami, niebezpieczeństwo uwikłania Polski w wojnę z Rosją, korzyści z Nowego Jedwabnego Szlaku, czy odradzanie się faszyzmu na Ukrainie. Ważne jest tylko to, abyśmy wytropili wszystkich szpionów i nie ulegli ruskiej propagandzie. Takie postawienie sprawy w ostatnim programie Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać” doprowadziło dziennikarza do prostego wniosku – że sam jest „pożytecznym idiotą”, który ulega ruskiej propagandzie – wierząc, że Bandera to zbrodniarz i zaglądając na stronę internetową zmianynaziemi.pl.
I co teraz będzie z Panem Janem? Jak sobie poradzi ze swymi poglądami grożącymi schizofrenią? Nadal będzie twierdził, że „warto rozmawiać”, czy też doda do tytułu audycji: „ale nie ze szpionami”, po czym złoży dymisję?
Problem nie dotyczy jednego dziennikarza. Niestety tak samo ukształtowana jest umysłowość ludzi, którzy są odpowiedzialni za kształt polskiej polityki zagranicznej – także w sferze intelektualnej. Nawet w teoryjce Bartosiaka nie ma mowy o nowej sytuacji geopolitycznej wynikającej z rezygnacji z ekspansywnej polityki polegającej na bogaceniu się silniejszych kosztem słabszych. Tymczasem wygrana Trumpa to także wyraz tęsknoty za światem w którym szuka się strategii w której wszyscy wygrywają (wi-win), a nie „nowej gry” ze z góry rozdanymi rolami (USA – główny rozgrywający, Polska pionek, Chiny – przeciwnik, Rosja – wróg).