Jeden tam tylko jest porządny człowiek: prokurator; ale i ten, prawdę mówiąc, świnia. Ten fragment prozy Gogola przychodzi na myśl, gdy czyta się obronę liberalizmu przed „kaczystowskim” zagrożeniem, pióra Krzysztofa Kłopotowskiego. Ten znany krytyk filmowy, sam siebie nazywający relatywistą, postanowił rzucić perły swej mądrości przed prawicowe wieprze. Proponuje on płaszczyznę porozumienia z liberalnym środowiskiem twórczym, gdyż „gospodarze we własnym kraju nie mogą zostawić lewicy swobodnej refleksji nad adaptacją do współczesnego świata”. Jak ta adaptacja ma wyglądać? Między innymi należy pogodzić się „z gejami, jak nasi dziadowie z emancypantkami” oraz odrzucić „uroszczenie do posiadania prawdy o istocie rzeczy, gdy inni mają swoje prawdy”.
Bardzo wymowny jest komentarz, który redakcja „Rzeczpospolitej” dopuściła pod tekstem (w przypadku tej gazety nie za bardzo można mówić o „komentarzach czytelników” z uwagi na pozbawioną reguł cenzurę): „Bardzo ciekawy esej aczkolwiek wątpię, czy przeznaczony dla elektoratu PiS, który właściwie tylko zrozumie "Tylko pod PiS, tylko pod tym znakiem, Polska jest Polską, a Polak Polakiem!". Pogadali sobie mądrzy i kulturalni ludzie…..
Biorąc pod uwagę szybkość rozwoju współczesnej cywilizacji, ta „kulturalna rozmowa” może i powinna nas razić swą archaicznością tak, jak pouczenia „kulturalnych ludożerców” wobec swych dzikich współplemieńców, że wroga należy zjadać upieczonego, a nie na surowo.
Pan Kłopotowski uzasadniając swój relatywizm powołuje się na Kanta, który „już ponad 200 lat temu rozróżnił „rzeczy same w sobie" i zjawiska. Pierwsze są niepoznawalne, drugie poznawalne. Ale zjawiska różnie się jawią, co zależy od punktu widzenia osoby”. Uczynienie z Kanta ojca relatywizmu to dość ryzykowne przedsięwzięcie ;-). Co jednak pozostaje ludziom, którzy nie potrafią odnaleźć się we współczesności? Gdyby współczesnych Polaków zapytać, czy zgadzają się z kantowską teorią poznania, to 99,999% zapytanych nie zrozumiałoby o co chodzi. Czy to znaczy, że jesteśmy chamami? Że nie rozumiemy na jakim świecie żyjemy? Nie – to znaczy przede wszystkim to, że ta wiedza nie jest użyteczna. Ludzie wykształceni pewnie kojarzą najważniejszy z problemów rozważanych przez filozofa z Królewca: jak możliwe są sądy syntetyczne (a więc poszerzające naszą wiedzę) a priori (czyli niezależne od doświadczenia)? Inaczej mówiąc: jak coś, co nie pochodzi z doświadczenia, może rozszerzać naszą wiedzę?
O tym jak powstały teorie przyrodnicze uczą się obecnie dzieci w podstawówce. Nikt nie ma problemu ze zrozumieniem tego, że teorie te zostały wymyślone przez naukowców, a następnie zweryfikowane doświadczalnie. Przyjęliśmy określone teorie, bo najlepiej objaśniają rzeczywistość. To, że nie są one absolutnie prawdziwe nikogo nie obchodzi, póki są użyteczne. Jednak podstawą naszej cywilizacji jest krytycyzm. Nie można tolerować kłamstwa i odrzucać najlepszych teorii na rzecz gorszych bez uzasadnienia lub przynajmniej świadomości tego co się robi. Taki zbudowany na konsensusie światopogląd (paradygmaty) obowiązuje nie tylko w naukach przyrodniczych. Społeczeństwo ma prawo ochrony fundamentalnych zasad, wokół których się jednoczy. To nikt inny, jak właśnie Kant objaśnił mechanizmy odkrywania uniwersalnej etyki. Podał dwie proste zasady: szanuj ludzi (nie traktuj ich przedmiotowo) i nie czyń drugiemu co tobie niemiłe. Tak powstał personalizm, który jest świecką wersją chrześcijańskiej etyki. Tu nie ma miejsca na żadne relatywizmy. Relatywistów, którzy (tak jak Kłopotowski) próbują istnieniem sądów subiektywnych uzasadnić brak prawd obiektywnych, powinno się traktować tak jak ludożerców. Jako naród chrześcijański musimy ich tolerować – ale tak jak się toleruje chwasty w zbożu. Niech sobie żyją i roztrząsają swoje dylematy, które bez ich mącenia by nie powstały. Prawdziwy świat nie jest skomplikowany i da się go opisać jednym prostym schematem (źródło: Wikipedia):
Oczywiście nie jest też skomplikowany problem „tolerancji” wobec „gejów”. Wystarczy przestać mącić i rozróżnić osoby o skłonnościach homoseksualnych (których należy szanować – jak każdego człowieka) od wyłażących na ulice pedałów. Kłopotowski każe nam się z nimi „godzić”. Pytanie tylko – po co? Mamy się włączać w potencjalną wojnę na zachodzie (między rosnącą społecznością muzułmańską, a środowiskami lewackimi)? Może przynajmniej zaczekajmy, która strona zwycięży? A może powinniśmy chronić tych „biedaków” przed rosnącą agresją ze strony „kiboli” i „narodowców”? Przecież te wszystkie „parady” są obliczone właśnie na to, żeby skrajne reakcje wywoływać.
PiS powinien stanowczo znaleźć sposób na to, aby zaprzestać finansowania tej pseudoelity z naszych podatków. To trudne: jak nie wylać dziecka z kąpielą. Obserwując jednak odradzający się w młodym pokoleniu patriotyzm, aż się prosi aby ograniczyć wiekowo państwowy mecenat. „Dojrzali artyści” powinni potrafić zarobić sami na swe utrzymanie?
Jerzy Wawro