Samo postawienie takiego pytania wywołuje wściekłość nadwiślańskich autorytetów (co samo w sobie jest podejrzane). Fałszowanie wyborów to jednak coś innego, niż fałszowanie wyników liczenia głosów (co udowodnić trudno). Gdyby na przykład wprowadzono zasadę, że ważne są tylko głosy oddane przy użyciu zielonego długopisu, a poinformowano o tym jedynie zwolenników jednej partii, to byłoby sfałszowanie wyników, czy nie? Czyli w tym wypadku nie liczy się jedynie fałszerstwo dokumentów, ale każde działanie zmierzające do uzyskania wyników nie odzwierciedlających woli wyborców.
Nie ulega wątpliwości, że takie działania były prowadzone. Wiele osób zostało wprowadzonych w błąd informacją o sposobie głosowania. I nie zmienią tego obecne wyjaśnienia, że „karta” może mieć formę broszurki. Jeśli do tego dodać dość niezwykłe okoliczności, w których zniknął zapis o konieczności analizy głosów nieważnych, to przesłanki do przeanalizowania sprawy są wystarczające. Zamiast tego mamy kolejny raz ujadanie „autorytetów”. W ciągu tych 25 lat zdarzyło się bardzo wiele rzeczy nie do uwierzenia (jak na przykład zlecenie zabicia dziennikarza przez „szanowanego biznesmena” powiązanego z władzą) i niebywałych zbiegów okoliczności. Można wierzyć w „szczęśliwe losowanie, które zdarza się nadzwyczaj często (na przykład losowania w mistrzostwach świata prawie zawsze gwarantujące gospodarzom, że najgroźniejszych przeciwników spotkają najszybciej w półfinale). Ale to nie znaczy, że tak ma być w przypadku wyborów. Nawet krytyczne artykuły w „zaprzyjaźnionych mediach” krajowych i zagranicznych należy traktować z rezerwą – bo to może być „osłona medialna”.
Wśród komentarzy dotyczących tej sprawy warto zwrócić na teksty blogera Roberta Bogdańskiego. Najpierw trafnie ocenia szkodliwość upartyjnienia problemu przez PiS: Wystarczyło tylko sprowadzić spór do rangi sporu partyjnego, co bardzo sprawnie w ciągu kilku dni uczyniono, aby dalej już spać spokojnie. Pomógł w tym oczywiście sam szef PiS, zupełnie niepotrzebnie szermując słowem „fałszerstwo” i dając wywiad do „Wprost”, w którym wybito na pierwszy plan jego wezwanie do demonstracji.
Później zaś identyfikuje potencjalny motyw fałszerstwa - podział środków z UE:
Gdyby kwoty te wydawane były równomiernie w każdym roku (co oczywiście jest tylko założeniem), w kadencji 2014-2018 poszczególne partie miałyby do wydania w kontrolowanych przez siebie województwach następujące kwoty:
PO - 4,36 mld zł
PSL - 3,19 mld zł
PO/PSL - 43,74 mld zł
PSL/PO - 17,01 mld zł
PiS - 4,94 mld zł