Cokolwiek powiesz - może być użyte przeciw tobie...
Znana z filmów amerykańskich reguła ma mocne zastosowanie w polityce.
Niedawno cała Polska zatrzęsła się z oburzenia: Putin usprawiedliwia pakt Ribbentrop-Mołotow – twierdząc, że Polacy zasłużyli sobie na to udziałem w rozbiorze Czechosłowacji. W rzeczywistości wypowiedź Putina nie była szokująca, a co najwyżej kontrowersyjna. Mówił on o tym, że oceniając wspomniany pakt, należy unikać błędu historycyzmu (ocenę minionego zdarzenia w dzisiejszych realiach, bez uwzględnienia kontekstu historycznego). Mówił, że wówczas tego rodzaju działania nie były niczym nadzwyczajnym, a porozumienie Polski z Niemcami w sprawie Zaolzia jest tego przykładem. Wspomniana kontrowersyjność sprowadza się zaś do publicystycznego języka, jakiego Putin użył (wypowiedź była w formie odpowiedzi na polską krytykę paktu).
O wiele poważniejszą kwestią, przy której wystąpiły problemy językowe, jest uznanie wyborów w zbuntowanych republikach ukraińskich. Uznanie tych wyborów byłoby równoznaczne z akceptacją rozpadu Ukrainy. Biorąc pod uwagę zaangażowanie Rosji oraz prawdopodobne pójście tych republik w ślady Krymu – można by to nawet uznać za potwierdzenie najgorszych oskarżeń pod adresem Rosji. Media poinformowały, że Rosja uznała wybory po tym, gdy rosyjskie MSZ ogłosiło, że „szanuje” wynik wyborów. Okazuje się jednak, że poproszony o doprecyzowanie, czy można postawić znak równości między słowami "szanujemy" i "uznajemy", doradca Władimira Putina odparł, że "są to różne słowa". - Słowo "szanujemy" zostało użyte świadomie - podkreślił.