Durczok z pewnością nie jest jedynym „dziennikarzem telewizyjnym”, który chodzi naćpany. Takie wrażenie robił wczoraj redaktor Kraśko, który przeprowadził wywiad z prezydentem Komorowskim. Z wielkim przejęciem opowiadał o rosyjskich czołgach prących na zachód. Komorowski go uspokajał (a tym samym cały naród) – twierdząc, że nie ma co budować atmosfery strachu, tylko trzeba wzmacniać spokojnie swoją obronność. Oczywiście można przyjąć, że Kraśko specjalnie robi z siebie szmatę, żeby na jego tle Komorowski mógł wyglądać na męża stanu. Ale to by oznaczało, że wbrew apelom prezydenta, dla kampanii wyborczej można zrobić wszystko. No to chyba już lepiej założyć, że dziennikarz ćpa.... ;-)
W trakcie mińskich negocjacji była poruszana sprawa okrążonych w Debalcewie żołnierzy. "Putin przekonywał kolegów, że ukraińskie wojska wokół tej miejscowości znalazły się w okrążeniu sił pospolitego ruszenia (separatystów), podczas gdy Poroszenko twierdził, że debalcewskiego kotła nie ma”. Później odrzucono także propozycję utworzenia korytarza przez który wojska ukraińskie mogłyby opuścić oblężone miasto. Wokół tego kotła (którego nie ma) powstał spór zagrażający porozumieniu z Mińska. Powstańcy uważali, że jest to ich teren wewnętrzny i porozumienie go nie obejmuje. Ukraińcy uzyskali możliwość, by „udowodnić Zachodowi, że to rosyjska strona łamie mińskie porozumienia”. Teraz mamy 300 trupów i "planowe skracanie linii frontu”. No i redaktora Kraśkę w ekstazie.