W Turcji trwa kryzys polityczny z powodu gigantycznej korupcji na szczytach władzy. Jak zwykle w takich wypadkach, rządzący politycy mówią o spisku. W pewnym sensie mają rację, gdyż podobnie jak u nas, szwindle władzy wychodzą na światło dzienne dzięki frakcyjnym walkom w rządzącej partii. Kryzys ten ma z pewnością wpływ na spadki na giełdach. Można wręcz mówić o załamaniu się kursów tureckiej waluty. Turcja jest pod tym względem niechlubnym wyjątkiem w czasie giełdowego spokoju końca roku. Skąd tak gwałtowna reakcja giełdowych spekulantów? Zapewne same informacje o korupcji nie miałyby tak wielkiego znaczenia, gdyby nie problemy strukturalne. Przede wszystkim chodzi o centralizację i koncentrację władzy. W takiej sytuacji po pierwsze kryzys na szczytach władzy przenosi się bezpośrednio na wszystkie struktury, a po drugie naprawa sytuacji jest trudna. Trzeba się bowiem zmierzyć z problemem demokratyzacji.
Widzimy to dobrze na przykładzie Polski. Postępująca centralizacja (obecnie wręcz można mówić o totalitarnych zapędach władz) powoduje, że ostatnie wybory, które można uznać za korektę systemu odbyły się w roku 2005.