Profesor Anna Raźny została wyrzucona z UJ za swoje poglądy. Podobno za podpisanie listu do Braci Rosjan, prezentowanego w mediach jako „list do Putina”.
Pani Anni zbierało się już od dawna, więc podpisanie powyższego listu mogło być tylko wygodnym pretekstem.
Anna Raźny była w komitecie poparcia Marszu Niepodległości. To był błąd. Ale nie tak wielki, jak zmiana stanowiska z powodów dalekich od poglądów mainstreamu. Co prawda potępienie chuligańskich ekscesów jest w zasadzie neutralne, ale już pytanie „czy Polska jest gotowa bronić krzyża razem z Rosją?? - m.in. w Europie i Syrii” nie mogło się spodobać „prawdziwym Polakom”. Z kolei „prawdziwi Europejczycy” nie zapomną jej sprzeciwu wobec przyznania doktoratu honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego przewodniczącemu Barroso (podobno dlatego, że Barroso to lewicowiec, były maoista i zwolennik genderyzmu – czyli za nowoczesność go ukarali ;-)).
Pani Profesor nie może też liczyć na poparcie żadnych znaczących sił w Polsce. Ustawia się z dala od nich słowami:
katolicki elektorat PiS jest ślepy i nie widzi jego fałszywej, selektywnej moralności, sprzecznej z etyką chrześcijańską. Taka postawa wyborców jest efektem gigantycznej manipulacji PiS, dokonywanej poprzez wykorzystanie symboli religijnych i katolickich mediów oraz instrumentalizację wartości chrześcijańskich. Jest także wynikiem tych zmian posoborowych, które doprowadziły w Kościele do spłycenia religijności katolików i ukierunkowały ich na tzw. atrakcyjność życia religijnego oraz fałszywie pojęty dialog z innymi religiami – taki, w którym katolik traci swą tożsamość religijną
Co do samego listu, to warto porównać oryginał z jego omówieniem w Trybunie Ludu. Szkoda, że tak szanowany naukowiec, jak Andrzej Nowak dał się wciągnąć w tą nagonkę.
Dla przykładu autorzy listu zwracają się do władz Federacji Rosyjskiej o nieustępliwość w stosunku do władz i organizacji państw zachodnich. Tymczasem według A. Nowaka jest to „apel o interwencję”.
Wbrew pozorom ani działalność Profesor Raźny, ani reakcja Uniwersytetu nie są w tej historii najważniejsza. Najbardziej bulwersuje sposób w jaki uczelnia rozprawiła się z nieprawomyslnym naukowcem: Uniwersytet Jagielloński odciął się od listu. - Podpis pod listem traktujemy jako prywatną opinię pani profesor. Stwierdzamy jednoznacznie, że uniwersytet nie podziela przedstawionych w nim poglądów - oświadcza rzecznik UJ Adrian Ochalik.
Traktując rzecznika UJ jak poważnego człowieka, który wie co mówi, należy wyciągnąć prosty wniosek: wystąpienia publiczne naukowców, od których uniwersytet (czyli kto?) się nie odciął, są przez niego (czyli kogo?) podzielane. Na przykład masonerska działalność Jana Woleńskiego i Jana Hartmana?
To ważny precedens!
Jeśli młodzi ludzie przejmą władzę na Uniwersytetach, mogą spokojnie wywalić profesurę która nie podziela bieżących poglądów „uniwersytetu”. Miejmy nadzieję, że wzorem autorytetów IIIRP nie użyje do tego pał i pięści. W świetle tych nowych zasad nie da się utrzymać tłumaczenie „wolności” dla rozwoju gender na KUL, ani tolerowania takiej idiotki jak M. Środa w UW. Jej pseudointelektualne wyskoki były bowiem dotąd przez Uniwersytet milcząco akceptowane (jak choćby pamietne głoszenie na forum międzynarodowym, że Polacy biją żony dlatego, że są katolikami).