Jeden tam tylko jest porządny człowiek: prokurator; ale i ten, prawdę mówiąc, świnia [M. Gogol „Rewizor”].
Krytykowanie elit jest ryzykowne – bo przecież świat bez elit jest niemożliwy. Nawet wśród polskich profesorów na pewno są tacy, którzy przy całej niedoskonałości PiS dostrzegają i doceniają prospołeczną zmianę polityki. Nie wszyscy przecież życzą rządowi (a więc i państwu) jak najgorzej, a niektórzy nawet zaangażowali się po stronie obozu rządzącego. Na przykład profesorowie Gliński i Zybertowicz.
Te dwie ikony prorządowych intelektualistów zostały w miniony weekend mocno porysowane. Najgorsze jest to, że tego dzieła zniszczenia dokonali oni sami. Wicepremier Gliński zrobił to przynajmniej sprowokowany przez dziennikarza TVP. Destrukcja Zybertowicza dokonała się „na zimno” - w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”.
Dla polskich „dziennikarzy” oczywiście „gorącym tematem” jest atak TVP na NGO oraz – w odpowiedzi - mocna krytyka telewizyjnej propagandy przez Piotra Glińskiego. Jednak naprawdę szokujące słowa padły niejako przy okazji. Piotr Gliński powiedział mianowicie, że stając po stronie rządu wiele zaryzykował – w zasadzie całą karierę naukową. Na całym świecie jest tak, że sprawowanie tak wysokiej funkcji w polityce jest dla akademika niesamowitym atutem i otwiera nowe horyzonty. Słów Piotra Glińskiego nie da się więc wyjaśnić inaczej, niż obawą o ostracyzm ze strony środowiska. To wyjaśnia przy okazji stadne zachowania „uczonych” i ich intelektualną bezradność wobec otaczającego świata, który przecież mają „maluczkim” objaśniać. Taką właśnie bezradność potwierdził we wspomnianym wywiadzie Prof. Andrzej Zybertowicz. Mówi w nim między innymi: „Nauka w istocie jest bezradna. Nie jesteśmy w stanie opisać dzisiejszego świata w kategoriach, bo sens tracą podstawowe pojęcia”. Profesorowi nie przejdzie przez gardło stwierdzenie: jestem bezradny – bo pojęcia którymi operują nie pozwalają nawet opisać dzisiejszego świata. W tak zwanej „nauce” słowo „ja” nie istnieje. To sami naukowcy skłaniają do uogólnień wypowiadając się zawsze w imieniu „nauki”. Ważniejsza dla nich jest wspólnota czcicieli obowiązującego paradygmatu, niż poszukiwanie prawdy. W ramach tego socjologicznego paradygmatu tworzy się różne teoryjki, które wprost rażą swym prymitywizmem. Na przykład wyniki amerykańskich wyborów objaśnia się następująco: „Gdy nikt nie patrzy nam na ręce i możemy zrobić to, czego naprawdę chcemy. Głosując, można komuś utrzeć nosa. U części wyborców, którzy czują się zagubieni w świecie, bo go nie rozumieją, jest potężna chęć odreagowania”. Dalsza część wywiadu pokazuje kto tak naprawdę jest zagubiony, pełen obaw i chęci „odreagowania”. To co profesor Zybertowicz mówi na temat nowoczesnych technologii dobrze oddaje tytuł: internet niszczy demokrację. W związku z tym Zybertowicz postuluje, aby zwolnić ten szaleńczy rozwój technologiczny. Nie mówi tylko jak. Nie przyjdzie mu też do głowy, że to on ma problem i „nie nadąża” ;-). Ci którzy nie nadążają trochę mniej – dostrzegają, że od wielu lat technologie związane z internetem rozwijają się bez wielkich przełomów: poprzez doskonalenie i upowszechnienie. Osławiona „sztuczna inteligencja” swoje groźne oblicze ma na razie wyłącznie w publicystyce. Amerykański model związany z dominacją i centralizacją jest coraz mocniej podważany przez otwartość, różnorodność i demokrację przemysłową. Nakłada się na to polityczna rywalizacja USA z Chinami. Mocno krytykowane przez Zybertowicza zjawisko hejtowania ma także swoje dobre strony. Intelektualna bezradność „elit” pozwala na funkcjonowanie „autorytetów” w rodzaju Wałęsy czy Balcerowicza, dla których w internecie nie ma litości. W „poważanym środowisku” nikt się nie odważy powiedzieć wprost tego, co ostatnio na temat Balcerowicza powiedział „kontrowersyjny przedsiębiorca” Poseł Jakubiak: „Profesor Balcerowicz jest autorytetem ekonomicznym i jeśli twierdzi, że przedsiębiorcy uciekają z Polski przed Prawem i Sprawiedliwością, oznacza to żart albo drwinę. To jest karygodne, takie słowa mogą spowodować lawinę. Balcerowicz jest słuchanym w Europie fachowcem, działa z premedytacją, to ogromna nieodpowiedzialność granicząca z dywersją”.
Ten straszny Facebook, którego dominacji obawia się Zybertowicz dość skutecznie filtruje hejt. Zasady „społeczności Faceboka” mogą się nam nie podobać, ale one są jasne i firmie zależy na tym, by pełnić rolę jak najbardziej neutralną wobec politycznych i światopoglądowych sporów. Trudno jednak, aby polską wersję Facebooka redagowali obcokrajowcy – nie jest więc winą Facebooka, że obiektywizm w Polsce to towar prawie nieosiągalny.
Poza tym nikt nie musi korzystać akurat z Facebooka. Dobrze znanym zjawiskiem jest postępująca równolegle do różnorodności specjalizacja, która pozwala na tworzenie prawdziwych oaz profesjonalizmu i pasji dla osób zainteresowanych konkretną dziedziną wiedzy. Nawet w dziedzinie polityki internet jako kanał dystrybucji treści jest dużo mniej skutecznym narzędziem indoktrynacji, niż tradycyjne media. Internetowe blogi pełne są tego, o czym „uczeni” dawno zapomnieli: krytycyzmu i sporu – który choć bywa jałowy, może być też konstruktywny. Bez trudu można znaleźć alternatywny do oferty socjologów opis zachodzących we współczesnym świecie zjawisk. Waga obserwowanych przemian jest bardzo duża, bo obawy o to, że stoimy na krawędzi wojny nie są bezzasadne. Punkt widzenia blogera opisującego zachodzące procesy może nie spełniać kryteriów naukowości (gdzie te cytaty?), ale wyraża obawy i nadzieje, które łatwo czytelnikowi zweryfikować bezpośrednio na podstawie własnych obserwacji. Skoro pojęcia wypracowane przez naukę nie są w tym pomocne, to jest to problem naukowców, a nie społeczeństwa. A jeszcze większym problemem jest arogancka buta naukowców, którzy sądzą dokładnie odwrotnie.