Symbolem rozpadu czarnej społeczności San Francisco stała się eksmisja najstarszej w USA księgarni murzyńskiej Marcus Bookstores. Rozżaleni aktywiści mówią o tym, że Murzyni są w San Francisco niemile widziani. Rzeczywiście w San Francisco jeszcze w roku 1970 było 13,4% ludności murzyńskiej. Obecne już tylko 3.9%. Te zmiany nie są wynikiem jakichś prześladowań. To naturalne przemiany społeczne, będące skutkiem rozwoju technologicznego. Usytuowana nieopodal Dolina Krzemowa generuje niewyobrażalne bogactwa, wpływając na wzrost cen nieruchomości. Dom, w którym mieści się Marcus Bookstore został kupiony za $1,4mln, a obecni właściciele chcą go sprzedać za $3mln. To przekracza możliwości księgarni, która musi się wynieść. Te 3 mln to zaledwie pół promila dochodów rocznych jednej tylko firmy Apple. Gdyby więc chodziło o jakąś instytucję gejowską, pewnie znalazłby się możny sponsor, który chciałby zademonstrować swą „otwartość” i nowoczesność.
Dolina Krzemowa jest miejscem dość specyficznym. Choć pracują tam ludzie z całego świata, a większość prezesów otwarcie wspiera egalitarne społeczeństwo oparte na równości i tolerancji, czarnoskórych spotkać jest tam bardzo trudno. Wśród inżynierów dominują biali i Azjaci. Natomiast na zapleczu królują Latynosi. Nic więc dziwnego, że los „czarnej społeczności” jest najbogatszym mieszkańcom Kalifornii obojętny. Nikt nie powie, że Murzyni to margines społeczny, bo to niepoprawne politycznie. Ale przykład Detroit pokazuje, że im mniej czarnych tym lepiej.
Takie wyobcowanie przypomina proces upadku chrześcijaństwa w niektórych państwach zachodniej Europy. Po latach ideologicznych sporów nastąpiła obojętność, a tam gdzie nie mógł wygrać materializm wojujący, zwycięża materializm praktyczny. Nurt życia płynie obok. Analogicznie obok głównego nurtu rozwoju społecznego znalazła się czarna społeczność w mieście tolerancji.
Ten przypadek pokazuje w jaskrawy sposób, że rosnące rozwarstwienie może prowadzić do ponownego wzrostu konfliktów na tle rasowym.