W różnych testach spotyka się zadanie polegające na wskazaniu jaki element nie pasuje do obrazka. Gdyby obrazkiem była współczesna Polska (III RP), to na pewno nie pasuje do niej obecny rząd. Przyczyn tego niedopasowania można wskazać wiele. Najważniejsza jest jednak główna idea determinująca naszą historię po roku 1989, którą jest „doganianie zachodu” (ponoć już dogoniliśmy Grecję). Jak tu mówić o doganianiu, gdy zaczynamy podążać własną drogą?
Nie można tak po prostu przekreślić ćwierćwiecza własnej historii.
W ciągu tego ćwierćwiecza zabawy w „doganianie” odrzuciliśmy wszystko, co stanowiło unikalne bogactwo Polski. Bo skoro doganiane kraje tego nie mają – to nie jest nic warte. Gdy w czasach Gierka zaczęło brakować żywności (a przecież Polska nadal była państwem rolniczym) – żartowano, że gdyby PRL był na Saharze, to brakowałoby piasku. Na tej samej zasadzie wielkim problemem dla III RP stał się wyż demograficzny lat 80-tych. Ale udało się tych ludzi przegonić – więc jest ok. Mieliśmy tradycyjne rolnictwo oparte o wielopokoleniowe rodziny. Wielki problem. Tak samo jak górnictwo, które do dzisiaj pozostaje nie rozwiązanym problemem. Do zniszczenia. Przodownik w tym niszczeniu – Leszek Balcerowicz dostał za swe niszczycielskie dzieło order Orła Białego. I to miało sens.
Obecna „dobra zmiana” sensu nie ma żadnego. Próba budowy dobrobytu podkopuje podstawy polskości. Bo przecież Polacy są znani z narzekania. A na co mieliby narzekać, gdyby im było dobrze? Działania rządu Beaty Szydło opierają się na rzetelnej diagnozie sytuacji (przedstawionej w Planie Morawieckiego) – dlatego stwarzają niebezpieczeństwo powodzenia. Słuszne zatem jest oburzenie ekonomistów. Oni podobnie jak prawnicy pod wodzą Rzeplińskiego – na pewno przejdą do historii jako przodownicy walki o „demokratyczną Polskę”.
Polskie społeczeństwo przypomina zaś pochód pierwszomajowy. Przodowników popierają artyści – często ci sami, którzy popierali słuszny kierunek wyznaczony przez towarzysza Gierka.
Ówcześni „uśmiechnięci studenci” dzisiaj stanowią aktyw KOD’ziarzy. Wszystko pasuje do obrazka. Andrzej Duda miał wówczas 3 lata, a Beata Szydło 12. Co oni mogą wiedzieć o Polsce? Zniszczyć zdeptać i zapomnieć. To jest ostatnie zadanie aktywu z lat 70-tych. Trzeba zrobić coś dla Daniela Olbrychskiego – on nie tylko pięknie prezentował się na pochodzie, ale i brawurowo odegrał Kmicica. Uszczęśliwi się też jego mentora Wajdę wraz z resztą jego wychowanków. Szczęśliwi będą Kaja i Hołdys. Nasi uczeni ze spokojem wrócą do przepisywania wiekopomnych dzieł z obcych źródeł i zbierania punktów na tytuły i emerytury. Słowem – będzie jak dawniej.
Oni wszyscy nie mogą się mylić – jak orzekł niedawno w TVP Info artysta młodszego (?) pokolenia – niejaki Skiba. To jest artysta na miarę III RP (miś który odpowiada żywotnym interesom całego społeczeństwa - na skalę naszych możliwości). Masz rację Misiu. Nie mylą się: w ten sposób to my nigdy tej Europy nie dogonimy.
Kto popiera obecną władzę?
Sądząc po sondażach, nie udało się wszystkich Polaków przerobić w kandydatów na światłych Europejczyków. Dla części społeczeństwa ważniejsze jest trwanie niż doganianie. Uważają, że to otrzymali za cenę krwi jest bardziej cenne, niż to co mogą wytargować lub dostać od obcych. Hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna” przemawia do nich silniej niż imperatyw doganiania zachodu. Zamiast kompleksów „doganiaczy”, pojawia się narodowa duma. To jest ostatnia z wartości, jakiej nie udało się „elitom” III RP zniszczyć. Przynajmniej nie w młodym pokoleniu Polaków. Czy to jednak stanowi jakąkolwiek wartość, na której uda się zbudować godne społeczeństwo?
Dumą się nie najesz?
Japoński program gospodarczy (abenomika) nie przez przypadek zawiera komponent nazwany "Cool Japan". Narodowa duma stanowi silny imperatyw dla rozwoju we własnym kraju. Wokół niej można też budować wspólnotę – a to wielki kapitał społeczny.
Bliżej nas mamy przykłady Węgier i Rosji. Putin sprawił, że Rosjanie już nie chcą doganiać Ameryki. Są dumni z własnej Ojczyzny.
Polskie „elity” głoszące wolność równość i braterstwo, dla Rosjan robią wyjątek. Ci którym tak otwarta nienawiść burzy spokój sumienia, znajdują ukojenie w założeniu, że obiektem nienawiści jest Władimir Putin, a nie reprezentowany przez niego naród. Ta sama konstrukcja pozwala im na otwartą zdradę pod pozorem walki politycznej. Tego się nie da wymazać ani zmienić. Jeśli więc ma powstać wielka Polska – to w opozycji do tych „elit”, a nie dzięki pojednaniu z nimi. Dlatego w polityce musi nastąpić zmiana pokoleniowa. Rolą starszego pokolenia jest refleksja nad tym co było – aby ułatwić młodym trudne decyzje, jakie muszą podejmować.
Powrót do społecznej gospodarki rynkowej.
W latach 70-tych istniały dwa główne modele kapitalizmu, które można określić jako neoliberalizm oraz społeczna gospodarka rynkowa. Rozwój monetaryzmu wsparł neoliberalizm, który zdominował na kilkadziesiąt lat światową gospodarkę. Ten okres właśnie kończy się na naszych oczach. Może więc jest tak, że to my jesteśmy awangardą, a „doganiany” zachód od lat ucieka w ślepy zaułek?
Społeczna gospodarka rynkowa zakłada, że celem gospodarki nie jest samo w sobie pomnażanie bogactwa, ale zapewnienie całemu społeczeństwu godnych warunków życia i rozwoju (‘dobrobyt dla wszystkich’). Biorąc to pod uwagę, program 500+ wydaje się rozwiązaniem nowoczesnym i genialnym w swej prostocie. Ale na tym nie wolno poprzestawać. Konieczne jest przywrócenie pracy jej osobowego wymiaru i wyzwolenie jej z banksterskich okowów. To nie biurokraci i bankierzy mają decydować jaka praca ma sens i ile jest ona warta. Każda praca na jaką jest zapotrzebowanie (i tylko taka) powinna zostać wykonana. Jeśli się z tym zgodzimy – wdrożenie takich zasad będzie miało charakter czysto techniczny. Wiele wskazuje na to, że neoliberalizm zakończy się już wkrótce wielką katastrofą. Pilnie potrzeba zatem wysiłku, aby przygotować się do nowej roli: lidera postliberalnych przemian.