O dziwo w polskiej prasie można jednak natrafić na sensowne refleksje dotyczące protestów związkowych. Magazyn „Forbes” na przykład zwraca uwagę na to, że pierwszy od wielu lat spadek konsumpcji wiąże się z dużo wolniejszym od wzrostu PKB wzrostem wynagrodzeń. Ceny rosną, dochodzą coraz to nowe obciążenia (vide ustawa o gospodarowaniu odpadami), a dochód rozporządzalny w rodzinach maleje.

 

 

W USA powstał wielki internetowy market, w którym można kupować wyłącznie za walutę kryptograficzną (www.bitcoinshop.us). 

Zamiast anachronicznego „małpa z brzytwą”, można by obecnie używać określenia „małpa z Excelem”. Takie określenie może obrazować nie tylko pojedyncze przypadki, ale wręcz całą formację umysłową (jak by to śmiesznie nie brzmiało) III RP.

Oto redaktorzy „opiniotwórczej gazety” rozpaczają z powodu kosmicznych kosztów realizacji postulatów związkowych. „Samo obniżenie wieku emerytalnego do 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn tylko w latach 2014–2020 kosztowałoby – zgodnie z szacunkami w uzasadnieniu do ustawy emerytalnej – 48,1 mld zł. Do roku 2060 byłby to już 1 bilion 437 mld zł”.

 

Można by dodać, że do 2100 roku byłoby to już kilkadziesiąt bilionów – a więc kwota niewyobrażalnie duża. A do roku 3000? Aż strach pomyśleć!

Twórcy portalu „Trybuny Ludu” nie widzą niczego dziwnego w stawianiu takich pytań. Oczywiście nie chodzi o prawa własności, tylko o propagandę antyzwiązkową. Bo „im więcej dziś związkowcy wygrają, tym więcej straci Polska”. Polska nie jest związkowców, więc ich wygrana nie jest wygraną Polski. Proste. Czyja zatem ma być ta niby-Polska (bo do tej prawdziwej, to nikt praw własności nie ma). A choćby PTE. Przecież red. Jabłoński nie rozpacza, że te 20mld, które „straciliśmy na kretyńską „reformę” emerytur, to nasza szkoda.

 

Gdyby jeszcze redaktorzy TL trzymali się konwencji i zamiast o radykałach pisali o ekstremie, a zamiast o „egoistycznych, pozbawionych wiedzy i wyobraźni związkowcach” po prostu o warchołach.....

Zbigniew Kuźmiuk porusza problem niekorzystnych dla Polski transferów finansowych. Według niego, „ten olbrzymi [500 mld w ciągu 12 lat] transfer kapitału z Polski jest saldem wpływów do Polski środków z budżetu UE, środków zarobionych przez Polaków za granicą przekazywanych rodzinom w kraju i wypływów w postaci dywidend, zysków, zarobków szefów zagranicznych koncernów”. Chyba jednak ten wykaz jest dalece niepełny. Zagraniczne firmy każą sobie słono płacić za know-how, licencje, używanie marki, wewnętrzne dostawy itd... Ponieważ te opłaty mają charakter wewnętrzny (poza rynkiem), można nimi dowolnie kształtować transfery. Odrębny rozdział stanowią banki, które mogą wykorzystywać do transferów politykę „inwestycyjną” (vide PeKaO S.A.).

 

Ciekawa dyskusja na ten temat: http://www.goldenline.pl/forum/744328/drenaz-polskich-bankow-na-przykladzie-pekao/