W malutkim (21tys mieszkańców) miasteczku Ferguson w stanie Missouri od tygodnia trwają demonstracje, wywołane zastrzeleniem przez policję czarnoskórego Michaela Browna. Według polskich dziennikarzy (Polsat) interesuje się tym głównie Russia Today, aby pokazać, że Ameryka jest zła i odwrócić uwagę od Ukrainy. To jednak nie jest prawda, gdyż w ostatnich dniach także amerykańskie media żyją tymi wydarzeniami. Początkowo uwagę dziennikarzy zwróciła głównie demonstracja siły i pogarda wobec demonstrujących ze strony policji. Zwraca się także uwagę na to, że podłożem protestów jest nie tylko gniew z powodu zabicia nieuzbrojonego nastolatka, ale też rosnąca bieda oraz napięcia na tle rasowym.
W tym miasteczku bezrobocie wzrosłood niecałych 5 procent w roku 2000 do ponad 13 procent w latach 2010-12. Realne zarobki (po uwzględnieniu inflacji) spadły o jedną trzecią. Liczba gospodarstw domowych korzystających z pomocy państwa wzrosła od około 300 w roku 2000 do ponad 800 na koniec dekady. Dwukrotnie wzrósł zasięg ubóstwa: około jedna czwarta mieszkańców ma dochody poniżej granicy uważanej za granicę ubóstwa (23,492 dolarów dla czteroosobowej rodziny w 2012 roku), a 44% poniżej dwukrotności tego poziomu.
Portale spoza głównego nurtu zwracają uwagę na to, że do Ferguson ściągają działacze organizacji, które stawiają sobie za cel obronę obywateli przed tyranią państwa. Niedawno paramilitarne oddziały „milicji” odniosły sukces w Newadzie, broniąc farmę Bundy (w Polsce media to przemilczały – wspomniał o tym jedynie Max Kolonko). Jednak kluczowe znaczenie ma tutaj kolor skóry ofiary. Sile ruchy obywatelskie mają w USA charakter prawicowy, gdy tymczasem stronę „społeczną” w Ferguson stanowią głównie biedni Murzyni (po amerykańsku „Afroamerykanie”).
Na zdjęciu rabowanie sklepu w Ferguson (źródło).