Ruszyła kolejna ofensywa propagatorów przyjęcia w Polsce wspólnej waluty. Prezes NBP delikatnie sugeruje: warto jeszcze raz rozważyć przystąpienie Polski do strefy euro. Dlaczego? Z powodu kryzysu ukraińskiego. To przypomina skecz z kabaretu Dudek: „w związku z przebudową ulicy Karolkowej proszę o przydział mieszkania”. W ubiegłym roku, w trakcie debaty u prezydenta jeden z ekonomistów ujawnił, że obowiązek usztywnienia kursu (ERM2) może nas kosztować utratę rezerw walutowych, a i tak jest to nierealne. Ten argument był wcześniej podnoszony przez przeciwników euro, ale w ustach ekonomisty lobbującgo za euro była to nowość. Marek Belka uznał wówczas, że my jesteśmy tak silnym partnerem (kabaret Tey), że maja nas przyjąć bez ERM2.

 

Na jeszcze „lepszy” pomysł wpadła Danuta Hubner: możemy wejść do ERM2 po cichu. Nikt się nie dowie, więc nie będzie spekulacji na polskiej walucie, konieczności interwencji i groźby utraty rezerw walutowych. Ciekawe, czy gdyby pani Danuta miała postawić swoje oszczędności na to, że „nikt się nie dowie”, to by to zrobiła. Czemu więc chce stawiać wiele miliardów dolarów oszczędności społeczeństwa? A może ona sama na to nie wpadła i ktoś już zapłacił parę dolarów za odpowiedni lobbing? Kiedyś już ćwiczyliśmy „ciche” operacje finansowe – FOZZ miał „po cichu” skupywać polskie długi. Skończyło się na głośnej aferze i dwóch trupach. Ćwiczyliśmy też „usztywnienie kursu” (przez Balcerowicza), które stworzyło w biednej Polsce raj dla spekulantów. Co prawda w ERM2 kurs nie byłby tak sztywny, a różnica stóp procentowych nie jest tak wielka, ale też mechanizmy spekulacji mamy obecnie o wiele sprawniejsze (vide „Flash Boys”).

W Polsce brak jest naprawdę rzetelnej debaty na temat wejścia do strefy euro (tak jak i w wielu innych ważnych dla społeczeństwa kwestiach). Zamiast tego, mamy powracające fale propagandy. W ramach tych działań już nawet zaprojektowaliśmy 'polskie euro” (jedna z propozycji na ilustracji). Jeden z nielicznych tekstów, w którym rozważa się argumenty obu stron (choć nie wszystkie), to „Raport Instytutu Misesa”. Tymczasem w całej Europie następuje dynamiczny rozwój walut lokalnych.

Być może optymalnym scenariuszem rozwoju systemu finansowego byłoby równoległe wprowadzenie euro i popularyzacja walut lokalnych. Wprowadzenie wspólnej waluty może dać szansę na poprawę konkurencyjności gospodarki, ale kosztem ogółu społeczeństwa (tak był efekt prawie wszędzie - ostatnio na Słowacji). Ten efekt może zmniejszyć ożywienie lokalnej gospodarki związane z wprowadzeniem lokalnych walut.