Serwis praca.pl przeprowadził ankietę, z której wynika iż aż 44% szukających pracy uważa, że głównym atutem są w tej materii znajomości. Prezes spółki prowadzącej portal uważa, że Przekonanie Polaków o tym, że pracę dostaje się po znajomości z jednej strony wynika jeszcze z pozostałości po poprzednim ustroju, z drugiej jednak jest mechanizmem, który chroni kandydata przed myśleniem o sobie w negatywny sposób.

 

Czy wykraczając poza wyniki ankiet i snując domysły, Pan Prezes postępuje w sposób profesjonalny? Czy formułując takie kategoryczne opinie, nie powinien przynajmniej wziąć pod uwagę niejednorodnej sytuacji na tak zwanym rynku pracy? Gdy niedawno jedna z dużych firm informatycznych w Krakowie zdecydowała się zwolnić część pracowników, nieopodal pojawił się bilbord innej firmy, zapraszający inżynierów do pracy. Młody programista w Krakowie zapewne znajdzie pracę, nawet jeśli się jąka i nie ma pojęcia jak się pisze CV.

Na drugim biegunie są kandydaci do pracy w obszarach o ponad 20% bezrobociu.

 

Pewna firma nieopatrznie umieściła w internecie ogłoszenie, że poszukuje sekretarki. Zanim się zorientowano co się dzieje (kilka godzin po opublikowaniu), wpłynęło blisko 200 aplikacji. Dziewczyna z wyższym wykształceniem, z biegłą znajomością dwóch języków na pytanie o oczekiwane wynagrodzenie mówi: będę pracować za każdą stawkę. Nie brak też chętnych do pracy na zasadzie wolontariatu.

Niskie stawki na stanowiskach nie będących kluczowymi dla funkcjonowania firmy sprawiają, że dla pracodawcy czynniki merytoryczne nie odgrywają większej roli. A co poza znajomościami jest wówczas najlepszym atutem? Nie mówiąc już o urzędach, gdzie ilość powiązań rodzinnych jest zadziwiająca. To zjawisko wcale nie jest ograniczone do urzędów, gdyż lokalne sitwy stosują zatrudnienie „z polecenia” jako jeden z bezpiecznych sposobów korupcji.To zresztą jest tylko jedną z najmniej bolesnych patologii. Od czasu do czasu w na światło dzienne wychodzą kolejne afery z cyklu „praca za seks”. Młoda dziewczyna szukająca pracy musi się liczyć z uwagami w czasie rozmowy kwalifikacyjnej w rodzaju „ta praca wiąże się z częstymi wyjazdami, a na delegacji różne rzeczy się zdarzają”. Środowiska, które z zapałem wyliczają wskaźniki antysemityzmu do dwóch miejsc po przecinku, albo ujawniają „czarną liczbę” nielegalnych aborcji jakoś nic nie wiedzą o liczbie molestowanych pracownic.

Ciekawe przy jakim poziomie bezrobocia i przy jakiej stawce minimalnego wynagrodzenia tacy ludzie jak prezes pracuj.pl zaczęliby dostrzegać te wszystkie patologie i podejrzewać, że dobre przygotowanie do rozmowy kwalifikacyjnej i imponujące CV to za mało?

Dobrym i obiektywnym wskaźnikiem jakości polskiego rynku pracy jest emigracja. Chyba, że mądralińscy znawcy tego rynku uważają, że wraz z przekroczeniem granic Polski, nasi rodacy nagle nabierają umiejętności pisania CV – na dodatek w języku obcym. Pan Robert Gwiazdowski – jak na liberała przystało – może uważać, że młodzież wyjeżdża dlatego, że nie stać ją na „fajfon" za 3000 zł. Każdy, kto zetknął się z problemem emigracji musi się zastanawiać, ile trzeba siedzieć z nosem w „Bogactwie narodów”, żeby nabrać takich oderwanych od życia poglądów ;-).