Uzgodnione w Mińsku porozumienie polskie media przedstawiają jako wielki sukces Putina, który ponoć „dostał praktycznie wszystko co chciał”. Wszyscy też podkreślają kruchość tego porozumienia. Jednak wygranych jest więcej. Prezydent Poroszenko podkreślał, że nie ma mowy o federalizacji Ukrainy. „Ostatni dyktator Europy” Aleksandr Łukaszenka okazał się nagle zręcznym dyplomatą. Merkel i Hollande pokazali, kto naprawdę reprezentuje Europę (król Donald Tusk nawet nie bardzo umiał udawać, że ma znaczenie.
Są też przegrani.
Sam fakt, że w negocjacjach interesy separatystów reprezentowała Rosja jest znamienny. Bowiem samozwańcze republiki na wschodzie Ukrainy nie zostały potraktowane jako niezależne podmioty.
W czasie gdy w Mińsku wielcy tego świata negocjowali warunki pokoju, rosyjska telewizja kontynuowała kopanie amerykańskiego kundelka Grzegorza Schetyny, analizując ile czasu potrzebowałaby armia rosyjska na zajęcie stolic, wymienionych jako potencjalne miejsce obchodu 70-lecia zakończenia wojny. Warszawa? To zbyt łatwe – nasze czołgi mogą być w Warszawie w ciągu 24 godzin.