Od 1 marca są w Polsce wydawane nowe dowody osobiste. Pierwotnie planowano umieszczenie na nich podpisu elektronicznego. Ostatecznie zrezygnowano nawet z normalnego podpisu - co budzi wiele obaw.
Zrezygnowano w ogóle z chipa, który miał pierwotnie gromadzić wiele ważnych informacji. Po co więc ta zmiana? Powód jest prozaiczny: Stworzenie nowego wzoru dowodu osobistego i jego druk mogą być ostatnią szansą na uratowanie unijnego dofinansowania na projekt pl.ID. Za kwotę 370 mln zł (tylko w 15 proc. pochodzi z narodowego budżetu) już dawno miał powstać nowy dowód osobisty. Ten projekt (pl.ID) ma łączyć wiele rejestrów państwowych, a jego realizacja zagraża według PKW sprawności przeprowadzenia wyborów prezydenckich.
Szczególnie kontrowersyjna jest rezygnacja z mikrochipu. Zamyka to drogę do rozwoju różnych e-usługa. Karta z mikroczipem (smart card) różni się tym od starszych kart kredytowych, że zawiera układ scalony, umożliwiający przechowywanie w bezpieczny sposób nieco większej ilości informacji. W dobie powszechnego dostępu do internetu idea gromadzenia wielu informacji w takim chipie nie wydaje się rozwiązaniem przyszłościowym. W Dubaju wdrażana jest ciekawa aplikacja mStore, która umożliwia szybki dostęp do podstawowych dokumentów takich jak prawo jazdy, przechowywanych na serwerze. Kierowcy będą mogli legitymować się poprzez dostęp do tych danych. Może więc w przyszłości odpowiednik naszego dowodu osobistego będzie gdzieś w naszym mStore, a identyfikacja będzie następowała poprzez zwykłą komórkę?