Jedną z pierwszych reform, jakie chce podjąć PiS jest likwidacja gimnazjów. Jak każda rewolucja w edukacji – jest to działanie kontrowersyjne i z pewnością spotka się z oporem ze strony wielu nauczycieli. Wiadomość o tym została w TVP podana w sposób skrajnie tendencyjny. W długim materiale nie zmieścił się ani jeden argument za likwidacją gimnazjów. Nie zmieściła się też informacja, że PiS jest gotowy na referendum w tej sprawie.
Takie działanie mediów jest do przewidzenia, dlatego dziwi to, że politycy zwycięskiej partii nie starają się temu przeciwdziałać. Mogli przecież zacząć od informacji o referendum - podkreślając, że obecna władza chce zmian, jakich sobie życzą rodzice. Bo z punktu widzenia wielu rodziców i dzieci – zwłaszcza na prowincji – powstanie gimnazjów to był poroniony pomysł. Gimnazja od dawna są krytykowane: To najsłabsze ogniwo w łańcuchu polskiej edukacji. Problemem jest nie tylko rosnąca agresja uczniów, ale też to, że zamiast się uczyć nowych rzeczy, zapominają to, co już dawno powinni wiedzieć. Ostatnio pojawił się dodatkowy argument: odwrócenie reformy edukacji ułatwi utrzymanie małych szkół podstawowych.
O wiele lepiej wypada starcie PiS kontra media w dziedzinie gospodarki. Powód jest prosty: jeszcze nie ma rządu, a w imieniu partii wypowiada się szef jej ekspertów, profesor Piotr Gliński. Człowiek niezwykle spokojny przedstawia wyważone plany i nagle okazuje się, że 500 zł na każde dziecko, czy duży wzrost kwoty wolnej od podatku to nie są księżycowe pomysły. Widać wyraźnie, że aby zneutralizować funkcjonariuszy mediów takich jak Stokrotka czy Gugała wystarczy odrobina ekonomicznej wiedzy.
Największym problemem jaki obecnie stoi przed polskimi władzami, jest trudna sytuacja międzynarodowa. Należy się liczyć z silnym atakiem brukselskich hipokrytów. W tej sytuacji Donald Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej mógłby być wielce pomocny. Tak naprawdę jego zachowanie ma większe znaczenie dla zachowania jedności Europy, niż pozycji Polski. Europa może wyjść z tego kryzysu wzmocniona tylko wtedy, gdy nastąpi korekta błędnej polityki. Problem arogancji władzy, która „wie lepiej” (co było chyba główną przyczyną porażki PO) dotyczy nie tylko poszczególnych krajów, ale także całej Unii (może jej przede wszystkim). Tusk musiałby pokonać dwie olbrzymie przeszkody, które dzielą go od postawy męża stanu: autorefleksja i zdolność do przeciwstawienia się Niemcom. Pokonanie tych przeszkód wydaje się zupełnie nierealne.
Zupełnym przeciwieństwem Tuska jest prezydent Rosji Putin. On doskonale rozumie, że przetasowanie w skali globalnej jest nieuchronne i z całych sił dąży do zajęcia przez Rosję jak najbardziej korzystnej pozycji. Sankcje zachodu nie tylko okazały się nieskuteczne, ale są impulsem do strukturalnych przemian gospodarczych. Izolacja na arenie międzynarodowej po interwencji w Syrii też już jest zupełną fikcją. Ukraina powoli znika z pierwszych stron gazet, a trudna sytuacja gospodarcza tego kraju może już niedługo zaowocować politycznym trzęsieniem ziemi.
Napięta sytuacja polityczna jest groźna nie tylko z powodu możliwości eskalacji konfliktów, ale także dlatego, że w każdej chwili może skutkować nowym kryzysem gospodarczym na niewyobrażalną skalę. Olbrzymie zadłużenie jakie zostawia Polsce odchodząca władza jest w tej sytuacji niezwykle groźne. Wyważona polityka zagraniczna jest nam zatem niezwykle potrzebna. Po kilku miesiącach urzędowania widać, że Prezydent Duda potrafi taką politykę prowadzić. Dlatego niejasność Konstytucji w zakresie podziału kompetencji między Ministra Spraw Zagranicznych i Prezydenta może być wykorzystana do wzmocnienia roli Prezydenta.
Biorąc pod uwagę złożoną sytuację międzynarodową, zdumiewa credo wygłoszone w programie „Bliżej” Jana Pospieszalskiego, przez Tomasza Sakiewicza. Jego zdaniem sytuacja międzynarodowa Polski jest równie doskonała, jak u progu II Rzeczpospolitej. Bo słabną Niemcy i Rosja, a my jesteśmy użyteczni dla Amerykanów, którzy „wracają do Europy”. Czy naprawdę polską racją stanu jest bycie amerykańskim popychadłem? Miejmy nadzieję, że jednak polska polityka będzie bliższa Orbana niż Sakiewicza. Inaczej TTIP nas nie minie (a ten traktat jest narzędziem ekonomicznej agresji).
Zestawiając Tomasza Sakiewicza i Piotra Glińskiego widać różnicę klasy. Z jednej strony mitoman z drugiej wzorzec odpowiedzialnego myślenia.