Polska nie jest jedynym krajem pouczanym i sztorcowanym przez belgijskich polityków. Bruksela krytykuje polityczne decyzje władz Demokratycznej Republiki Konga, swojej dawnej kolonii, w której takie pouczenia przywołują złe wspomnienia. Bruksela wciąż przekazuje jednak temu kraju duże kwoty pieniędzy i chce widzieć efekty swojego wsparcia. Korespondentka Polskiego Radia z Brukseli komentowała: Wpływ, jaki Belgia będzie miała na sytuację w Kongu w dużej mierze będzie zależał od zaufania, jakim będą ją darzyć zwykli Kongijczycy, i aby go nie stracić powinna hamować swoje dawne kolonialne zapędy. Widać zatem wyraźną różnicę między Kongiem i Polską. Zwykli Polacy ważni nie są – bo istnieją siły i środki (przynajmniej zdaniem Brukseli), by nasze społeczeństwo wychować i podobny błąd samodzielnego myślenia już się nie powtórzył. Czy aby na pewno?
Na zdjęciu widać protest Kongijczyków przeciwko swojemu prezydentowi, który zdaniem protestujących łamie zasady demokracji. Protest odbywa się pod pomnikiem Leopolda II – króla Belgów i budowniczego Brukseli. To wygląda mniej więcej tak, jakby Izraelczycy protestowali przeciwko swojemu premierowi pod stojącym przed przed Bramą Brandenburską w Berlinie pomnikiem Hitlera na koniu. To jest ten kierunek „walki o demokrację” który wskazują nam politycy z tego sztucznego kraju? Oczywiście w Berlinie nie ma pomnika Hitlera – ale może i tego się w tej załganej Europie doczekamy - skoro w sercu tej Europy stoi pomnik równie wielkiego ludobójcy – Leopolda II. Notka w Wikipedii informuje o nim: mimo krytycznej oceny rządów i świadomego dopuszczenia się ludobójstwa, spora część Belgów nadal darzy go ogromnym sentymentem i szacunkiem, czego dowodem są licznie wznoszone jego pomniki (m.in. w centrum Brukseli, czy w Laeken, w oficjalnej siedzibie króla Belgów) oraz liczne parki, szkoły i instytucje noszące jego imię.
Skąd ta jawna dyskryminacja wobec Hitlera? Rafał Ziemkiewicz w książce „Jakie piękne samobójstwo. Narracje o wojnie, szaleństwie i cynizmie” twierdzi, że Belgowie mieli po prostu fart: Już, już Belgowie staliby się na wiele lat ucieleśnieniem zła kolonializmu, gdyby nie wybuchła wojna światowa. […] Obywateli krajów anglosaskich trzeba było jakoś przekonać, że muszą iść masowo ginąć w okopach, a tych, którzy już dali się na to namówić, wprowadzić w bojowy szał. Rozpętano więc na Zachodzie istną propagandową histerię wokół szalonych okrucieństw, jakich dopuszczali się Niemcy na biednych Belgach. Niemcy oczywiście, jak to Niemcy, faktycznie, gdziekolwiek weszli, rozstrzeliwali cywilów, szczególnie z warstw wyższych, z zimną krwią i jak na owe czasy, na skalę masową, aby podbity kraj sterroryzować – ale anglosaska i francuska propaganda zwielokrotniły ich zbrodnie do absurdu, karmiąc społeczeństwa andronami o dzikich Hunach pożerających żywcem belgijskie dzieci. Skoro zaś Belgowie potrzebni byli zachodniej propagandzie jako ofiary ludobójstwa, to przecież nie mogli być sami sprawcami innego, wcześniejszego ludobójstwa. Kto by szedł na wojnę ginąć za jakichś morderców, nawet jeśli sami są teraz mordowani? Więc z dnia na dzień problem zbrodni w Afryce zniknął. Wyparował. Osiem czy tam dziesięć milionów zabitych Afrykanów, wyniszczonych głodem i pracą nad siły, konających z obciętymi dłońmi, nie mówiąc o torturowanych i gwałconych, musiało się pójść czochrać – w końcu zresztą byli to tylko Murzyni.
Ziemkiewicz nie może mieć racji. Nie – to nie do pomyślenia. W tej pięknej Europie pełnej frazesów o demokracji i wolności nawet słowo „Murzyn” jest źle widziane. Tym bardziej nie można wyciągać takich historii…
Można natomiast uczyć belgijskie dzieci, że Polska kojarzy się z piecami dla żydow. Można zatrudniać w policji ekstremistów chwalących się chęcią mordowania wszystkich żydów. Można – a nawet trzeba donosić na kobiety w burkach (tylko w Belgii mogli wpaść na to, by za to płacić donosicielom).
Większość opisów niewyobrażalnych zbrodni Belgijczyków w Kongo mówi o prywatnej kolonii krola Belgii. Czemu nie mówią o prywatnej zbrodni Hitlera lub Stalina? Czy król jakiegoś państwa może działać „prywatnie”? Może oni tak myślą i dlatego traktują obecne władze Polski jako prywatny folwark Jarosława Kaczyńskiego? Ale tu się na pewno mylą: Polską rządzą wybrane demokratycznie władze. Więc może belgijscy politycy by się od nas ostosunkowali i lepiej zajęli się tropieniem kobiet w burkach na brukselskich ulicach. To w sam raz zajęcie dla nich..