Chyba zbliża się kres idei „społeczeństwa otwartego”. Jego główny sponsor i propagator George Soros sam postrzega wybór Donalda Trumpa jako wielki cios dla tej idei, która w jego przekonaniu jest tożsama z demokracją. Jego krytycy twierdzą, że tak naprawdę chodzi o kulturowy marksizm, a USA jest republiką konstytucyjną, a nie demokracją typu ateńskiego. Czyli najkrócej mówiąc są to rządy ludzi wybranych przez społeczeństwo, a nie rządy społeczeństwa. Ojcowie Założyciele Stanów Zjednoczonych wręcz obawiali się „rządów motłochu”. Tymczasem strategia działania propagatorów „społeczeństwa otwartego” polega właśnie na mobilizacji tego motłochu. My możemy to obserwować w działaniach KOD’u. Widać jednak Soros jest zbyt zajęty „kłopotami” w USA – skoro przywódca tego motłochu musi sięgać po pieniądze ze społecznych zbiórek. Dziennikarze dziwią się dlaczego na fakturach jakie Kijowski wystawia KOD’owi są różne usługi, ale taka sama kwota. Jeśli to miałby być ryczałt – to czemu nie jest to kwota okrągła? Wyjaśnienie może być banalnie proste: to wynika z bieżącego kursu srebrników.
Wspomniane rozróżnienie demokracji i republiki staje się istotne wyłącznie wtedy, gdy w społeczeństwie zanikają wartości konserwatywne. W takim społeczeństwie „bez własności” jakiego chciałby Soros (a w Polsce Michnik) – trudno ustalić reguły funkcjonowania inaczej niż poprzez odwołanie do „woli ludu”. W społeczeństwie konserwatywnym istnieje system wartości, któremu wszyscy muszą się podporządkować. Polska jest republiką a system wartości zawarty w naszej Konstytucji ma swe korzenie w chrześcijaństwie. Odrodzenie konserwatyzmu zmierza do ponownego odkrycia prawdy: jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu. To dla marksistów jest nie do zaakceptowania. Są gotowi zniszczyć państwo – jeśli nie będzie innego sposobu na pozbawienie społeczeństwa znienawidzonych przez nich wartości. Stąd ten dziwaczny sojusz SB-ków, styropianowej „elity” i motłochu kierowanego przez Kijowskiego.