Minister Gowin chciał zmniejszyć ilość sądów rejonowych. Sędziowie z likwidowanych sądów zostali przeniesieni do innych rejonów. Minister działał na podstawie „Prawa o ustroju sądów powszechnych”. Zgodnie z art. 75 tej ustawy nie była konieczna zgoda sędziego, w przypadku „zniesienia stanowiska wywołanego zmianą w organizacji sądownictwa lub zniesienia danego sądu lub wydziału zamiejscowego albo przeniesienia siedziby sądu”.
Sędziowie jednak się zbuntowali. Jako pretekst znaleźli fakt, że decyzje podpisał wiceminister, a nie minister sprawiedliwości osobiście. W polskim prawie często deleguje się pewne czynności ministrowi i zawsze jest to interpretowane w ten sposób, że dotyczy urzędu, a nie osoby. Zmiana tej interpretacji wywróciłaby cały polski system prawa. Ale sędziów nic to nie obchodzi wobec faktu, że ktoś śmiał nadepnąć im na odcisk.
Sąd Najwyższy w pełnym składzie uznał, że to minister osobiście ma podpisywać przeniesienia. Teraz wypadałoby przejrzeć wszystkie ustawy i dopisać komentarz, czy gdy mowa w nich o ministrze, to dotyczy osoby, czy urzędu.
Ale to nie wszystko. „SN już raz zajmował się podobną sprawą i obradując w pełnym składzie uznał, że wiceminister sprawiedliwości może podpisać decyzję w sprawie delegowania sędziego. Sprawa była jednak odmienna, bo dotyczyła sędziego delegowanego do innego sądu na jego własną prośbę. [http://prawo.rp.pl/artykul/792777,998872-SN-rozstrzygnie—Czy-wiceminister-mogl-podpisac-decyzje-o-przeniesieniu-sedziow-sadow-rejonowych-do-innych-sadow-.html].
Więc nie wystarczy komentarz do ustawy – trzeba każdy paragraf, gdzie występuje słowo „Minister” opisać!
Ale to nie koniec rewelacji!
Sąd Najwyższy uznał, że co prawda sędziowie zostali przeniesieni w sposób wadliwy, ale ich decyzje są ważne! Najgorsze w tym wszystkim jest jednak wyjaśnienie rzecznika SN prof. Hofmańskiego: „Sąd Najwyższy wziął pod uwagę skutki, jakie mogłaby wywołać przeciwna uchwała. Oznaczałoby to, że nieważnych byłoby nawet milion orzeczeń”.
Nasza Konstytucja mówi, że „Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa”. No to SN powinien wskazać podstawę prawną pozwalającą na uzależnienie legalizacji bezprawnych działań zależnie od ich ilości.
Na koniec rzecznik SN pozwolił sobie na dowcip. Dlaczego SN podjął tak kuriozalną decyzję? Oczywiście dla dobra obywateli: „SN musi chronić takie konstytucyjne wartości jak np. pewność prawa”.
Pewni to obywatele mogą być tylko jednego: jeśli interesy prawników będą naruszone, nie zawahają się oni nawet przed podeptaniem Konstytucji.