Od dawna Wall Street jest oskarżany o wszczynanie wojen gdy tylko ktoś chce odejść od pieniądza opartego na długu i systemu finansowego napędzanego przez petrodolara. Teraz dzięki Hillary Clinton mamy więcej kolejną poszlakę na potwierdzenie, że to właśnie było jedną z przyczyn rozwalenia Libii. W USA jest publikowana jej korespondencja – w zawiązku z oskarżeniami o naruszenie zasad bezpieczeństwa i używania pryatnej skrzynki mailowej. Rosjanie twierdzą, że w kolejnej części korespondencji ujawniono przyczyny aktywnego wsparcia przez USA obalenia syryjskiego przywódcy Muammara Kaddafiego: W korespondencji wyrażono obawy, że zapasy złota Kaddafiego są tak duże, że mogą stworzyć podstawę do panafrykańskiej waluty, która mogłaby być silnym konkurentem dolara w tym regionie. W jednym z listów czytamy, że Libia dysponuje 143 tonami złota i porównywalną ilością srebra, co w cenach z 2011 roku wynosi 7 mld dolarów. Adresat listu nie jest znany, ukrywa się pod zmyślonym imieniem Sid. To jednak byłaby prawdziwa sensacja, gdyby list był autorstwa Clinton.

Angażując się w Libii Amerykanie brali ponoć pod uwagę przede wszystkim duże zasoby złota i ropy naftowej w Libii, a także rozszerzenie francuskich wpływów w północnoafrykańskim regionie.

 

Niemcy zrealizowali budzet za 2015 rok z nadwyżką 10 mld euro. To o wiele więcej niż się spodziewano. Część nadwyżki ma pójść na wsparcie działań wspierających uchodźców, których przyjęły Niemcy. Prawdopodobnie nie będą więc mieć w roku 2016 oraz 2017 żadnych potrzeb pożyczkowych. Nie będą więc konkurować z naszymi obligacjami ;-).

Jeśli do tego dodamy najniższe w Europie bezrobocie zrozumiemy, dlaczego pojawiające się tezy, że sprawa uchodźców pogrąży Merkel są mocno dyskusyjne. Jeśli obserwuje się wykres bezrobocia w Niemczech, to widać, że zaczyna ono mocno spadać po roku 2005.

Statistic: Annual average unemployment rate in Germany from 1995 to 2015 | Statista
 

Czyli nie tyle przyjęcie waluty euro, ale wejście Polski i innych krajów Europy Wschodniej do UE (2004 rok) mogło być decydujące. Niekoniecznie dlatego, że Niemcy odbierają Polakom miejsca pracy. Duża wymiana handlowa między Polską i Niemcami (1/3 eksportu Polski, 4.5% eksportu Niemiec) jest korzystna dla obu stron (pomimo że to my mamy od kilku lat nadwyżkę). Nasz obrót handlowy (który od 2004 roku wzrósł ponad dwukrotnie) dotyczy bowiem w dużym stopniu dóbr konsumpcyjnych – co nie wiąże się z przenoszeniem miejsc pracy tak silnie jak przerób (i związany z nim transfer dóbr inwestycyjnych).

Niemcy się martwią stanem polskiej gospodarki. Bo „Kaczyński zasiał niepokój na rynkach finansowych”, a rządy PiS nie tylko izolują Polskę na arenie międzynarodowej, ale wpędzają też w tarapaty polską gospodarkę. Polsce nie tylko grozi izolacja w UE, ale dawno też zaczął się jej gospodarczy upadek. Niezawodnym źródłem informacji, gdy chce się coś złego napisać o Polsce jest oczywiście organ Michnika. Wygrzebano tam opinię jakiegoś trzeciorzędnego analityka, według której: rynek źle przyjął populistyczne pomysły nowego rządu, podobnie jak próbę sparaliżowania TK, a spadek wartości złotego jest oznaką wycofywania się z Polski inwestorów.

Tymczasem członek RPP Andrzej Kazimierczak powiedział właśnie, że „na razie nie widać zagrożeń, jeśli chodzi o ewentualny odpływ kapitału z Polski”. Te zagrożenia mogłyby się pojawić wskutek zmian w gospodarce światowej: płynące np. z Chin, dużych gospodarek wschodzących (Rosji, czy Brazylii), czy ze strefy euro. "Powinniśmy się przygotowywać na ewentualne, poważne zaburzenia w naszym otoczeniu, co oznacza, że nie ma najmniejszej przestrzeni dla obniżek stóp procentowych, ani też jakichkolwiek niekonwencjonalnych działań w polityce pieniężnej". […] Jeżeli chodzi o politykę pieniężną Europejskiego Banku Centralnego, to przewidujemy kontynuację polityki luzowania ilościowego, która powinna sprzyjać podtrzymaniu tempa wzrostu gospodarczego w sferze euro, co powinno mieć korzystny wpływ na polską gospodarkę. Zaznaczył, że ryzyko związane jest natomiast z kontynuowaniem bardziej restrykcyjnej polityki przez Fed. Może to niekorzystnie wpłynąć na kurs złotego z powodu potencjalnej możliwości odpływu kapitału portfelowego z rynków wschodzących na rynki dojrzałe.

Tak zwane „polskie media publiczne” (na pewno publiczne – w takim samym sensie jak domy publiczne) w amoku – bo PiS uchwalił ustawę w praktyce przekształcającą je w media państwowe. Prezesi w ostatnim dniu roku złożyli dymisję.

Wszystkie media głównego ścieku solidarnie pomijają w swych doniesieniach okoliczność jaką są odprawy, od których po pierwszym stycznia musieliby prezesi zapłacić 70% podatku. Ten podatek jest odpowiedzią na wysokie patologię spółek państwowych, w których odprawy są bardzo wysokie, a zdarza się, że stanowiska przydzielane głównie dla tych odpraw (tak było w przypadku kolegi Tuska, który był przez chwilę prezesem PGE).

Zadziwiające to jest szczególnie wtedy, gdy przypomnimy sobie oburzenie, jakie wywołały odprawy w 2007 roku (wtedy jakoś nikt nie płakał z powodu zamachu na demokrację i wolność mediów). Media informowały o dużych odprawach także w 2009 roku.

Teraz panuje solidarne milczenie. O odprawach nie wspomina Onet, Dziennik, ani nawet Polska the Times (która przynajmniej stara się trzymać brytyjski poziom bezstronności informacji).

To nie były puste obietnice: sejm przegłosował podatek bankowy – na dodatek podnosząc jego stawkę do 0,44 proc. rocznie. Podstawą opodatkowania są aktywa banku - czyli głównie kredyty których bank udzielił. Z tego powodu takie rozwiązanie skrytykowała między innymi profesor Grażyna Ancyparowicz na antenie telewizji Trwam („Rozmowy niedokonczone z 21 grudnia”). Jej zdaniem nie jest rozsądnym opodatkowanie źródeł finansowania gospodarki. Czy jednak w tym wypadku nie mamy do czynienia jedynie ze zmianą sposobu liczenia podatku? Banki mogą dość swobodnie kształtować księgową wielkość swoich dochodów (na przykład poprzez tworzenie rezerw czy różne opłaty licencyjne). Natomiast wielkość kredytów jest parametrem którego nie da się zmienić poprzez twórczą księgowość. Ta zmiana jest więc analogiczna jak przejście od podatku dochodowego do obrotowego.

Podatku broni wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki, który podkreślił na konferencji prasowej, że podatek bankowy sprawdza się w wielu innych krajach, na przykład w Wielkiej Brytanii. Jak dodał, również konstrukcja planowanego w Polsce podatku jest bardzo podobna do brytyjskiej.

Wicepremier jest przekonany, że banki nie zdecydują się przerzucić kosztów podatku na klientów. A nawet jeśli to zrobią,odgórnych kar nie będzie, bo "rząd nie jest od tego, by wyznaczać kary". Morawiecki zaznaczył, że jest na przykład Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który będzie się temu przyglądał. Minister wskazywał, że przerzucaniu kosztów na klientów może zapobiec również wysoka konkurencyjność, która jest w polskim sektorze bankowym.

Mateusz Morawiecki rozwiewa w ten sposób obawy, że jest „agentem wpływu” sektora bankowego w rządzie.

Tego samego dnia w sejmie Minister Szałamacha prezentował budżet. Można go określić jako realistyczny budżet prospołeczny. Rozsądne jest odroczenie w czasie (w praktyce o rok) podnoszenie kwoty wolnej. Na razie nie zostanie też obniżony (co zapowiadała Premier Szydło) podatek od kopalin. Minister tłumaczy, że to kwestia priorytetów. Jest zupełnie oczywiste, że nie można wszystkiego zrealizować naraz.

Wygląda na to, że gospodarką w rządzie Beaty Szydło zajmują się naprawdę dobrzy fachowcy, bo nawet łże-media nie potrafiły zrobić z ich działań kolejnej wiadomości z cyklu „ten straszny PiS” ;-).