Propozycje reform podatków i zmiana polityki zagranicznej proponowane przez Trumpa mogą wzbudzać kontrowersje, ale nie są dziełem szaleńca. Nie są też bardziej kontrowersyjne. niż obecna polityka. Trump chce obniżyć podatki opodatkowując równocześnie dodatkowo najbogatszych Amerykanów. Chce porozumieć się z Rosją, a na Chinach wymóc urealnienie waluty, aby w ten sposób zlikwidować cenowy dumping ich towarów. Idiotyczne są z pewnością pomysły, by wszystkich nielegalnych imigrantów usunąć z USA i wybudować mur na granicy z Meksykiem. To może być jednak jedynie zapowiedź drastycznych reform prawa imigracyjnego, czego USA z pewnością potrzebuje.

Poparcie dla miliardera Trumpa ze strony ubożejącego społeczeństwa USA może wyglądać na paradoks. Jednak w rzeczywistości pokazuje ono, że to społeczeństwo jest mądrzejsze, niż na ogół się uważa. Fundamentem Ameryki była mentalność przedsiębiorcy, którą uosabia Trump. Wszystko co osiągnął zdobył własną pracą. Amerykanie cenią takich ludzi i potrafią ich odróżnić od pasożytów, na których pracuje system (głównie finansowy). Trump nie potrzebuje pieniędzy od „systemu”, a nawet zarabia na kampanii wyborczej, każąc sobie płacić za udział w telewizyjnych wystąpieniach. Jest więc nie do zaakceptowania – bo jest „nieprzewidywalny”. W czasie ostatniej debaty przyznał, że potrafi zmieniać swoje opinie: „Nigdy nie widziałem osoby odnoszącej sukcesy, która nie byłaby elastyczna. Musisz być elastyczny, bo się uczysz - bronił się Trump. Podczas debaty przyznał, że jest za zwiększeniem liczby wydawanych przez USA wiz dla pracowników wysoko wykwalifikowanych, mimo, że na stronie jego kampanii wciąż można przeczytać, iż jest przeciw. - Zmieniłem zdanie. Potrzebujemy wysoko wykwalifikowanych ludzi”. Raczej trudno przypuszczać, by taka deklaracja prowadziła do zmniejszenia ilości zwolenników. Dla coraz większej ilości polityków i komentatorów – łącznie z kontrkandydatami – przestaje on być nieakceptowalnym. Jego szanse na zwycięstwo (i to końcowe – w listopadzie) są coraz bardziej realne.

 

Trump to populista, zły chrześcijanin, skandalista i klaun z okropną fryzurą. Dlatego Republikanie robią co mogą, aby go zatrzymać.

Ostatnio obserwujemy prawdziwe pospolite ruszenie: wszyscy przeciw Trumpowi. Główny argument brzmi: Trump=faszysta. Poniższy obrazek (źródło) pokazuje Trumpa w mundurze hitlerowskim, przed komorą gazową w której siedzi demokratyczny kandydat Sanders.

Przodkowie Trumpa byli Niemcami (co jest podkreślane), a Sanders to żyd. Bardzo sugestywnie wypada też zestawienie antyżydowska retoryka Hitlera z antyislamską retoryką Trumpa. Gdy poparł go przywódca Ku-Klux-KlanDavid Duke, Trump nie zdobył się na stanowcze odcięcie się od amerykańskich rasistów. A na dodatek udało się wyśledzić, że przytoczył powiedzenie „lepiej żyć jeden dzień jak lew niż sto lat jak owca”, które pochodzi od Mussoliniego. Nie wiadomo zresztą, czy umyślnie nie zrobił tak, by pokazać absurdalność oceny poprzez pryzmat skojarzeń.

Zacięta walka toczy się w internecie, gdzie dotąd Trump królował niepodzielnie (na Twitterze konto realDonaldTrump obserwuje 6,5mln użytkowników). Znacznik (hastag) #NeverTrump, jest jednym z najszybciej zyskujących na popularności (zwolennicy Trumpa przeciwstawiają mu #AlwaysTrump). Wiele sławnych i bogatych osobistości daje wyraz swemu oburzeniu, że ktoś taki jak Trump śmie marzyć o prezydenturze. Szef Amazonu proponuje aby go wysłać w kosmos. Wojskowi straszą buntem w armii, gdy wygra Trump i zacznie wdrażać swoje pomysły.

Tymczasem wycofujący się z wyścigu o nominację Chris Christie poparł Donalda Trumpa, a Mariusz Max Kolonko uznał go za człowieka roku. Czy tym ludziom odbiło? Nie widzą tego, co tak razi cały „cywilizowany świat”?

Trwają prawybory w USA. Wśród republikanów bezapelacyjnie prowadzi Donald Trump (wygrał w sobotę w Karolinie Południowej). Zwycięstwo Trumpa nadal nie jest pewne, gdyż od połowy marca będzie obowiązywać zasada „zwycięzca bierze wszystko”. Jeśli więc nastroje wyborców się zmienią, obecne sukcesy Trumpa będą bez znaczenia. Dodatkowo gdy z czasem zmniejszy się ilość kandydatów (właśnie wycofał się Jeb Bush), partyjni działacze skupią się na walce z Trumpem. Nie tylko dlatego, że to kandydat enty-systemowy, ale też dlatego, że sondaże dają większe szanse zwycięstwa z Demokratami kandydatom innym niż Trump.

Największe szanse na zwycięstwo zachowuje nadal Hillary Clinton. Nawet jeśli Sanders zwycięży w prawyborach, ma małe szanse na nominację. W prawyborach decyduje się bowiem o podziale 2382 delegatów. Dodatkowo jednak działacze partyjni stanowią grupę 712 superdelegatów, z których większość popiera Clinton. Zakładając poparcie dla Clinton powyżej 600 superdelegatów, Sanders musiałby w prawyborach zdobyć głosy ponad 60% delegatów – a to jest mało realne.

Prawdopodobnie będzie więc starcie Trump – Clinton. Jeśli zwycięży Clinton, to praktycznie nic się nie zmieni. Jeśli jednak wygra Trump (albo Sanders)? Zmienić się może wszystko. Polska polityka nastawiona na konfrontację z Rosją i wsparcie ze strony USA okaże się katastrofą. Czy naprawdę warto ponosić takie ryzyko?

 

Syn polskiego żyda, który wyemigrował do USA wygrał prawybory wśród Demokratów w New Hampshire. Czy może on zostać kolejnym amerykańskim prezydentem? Sondaże wskazują, że trudniej będzie mu o nominację, niż o końcowy sukces. Stany w których rozpoczął się wyścig do Białego Domu nie są reprezentatywne dla całego państwa, gdyż są bardziej lewicowe. Tymczasem Sanders jest socjalistą – większym nawet od Obamy. Rosnące poparcie dla niego nie wynika z faktu, że Ameryka skręca na lewo. On prezentuje się jako kandydat antyestablishmentowy, gdy tymczasem Hillary Clinton to uosobienie waszyngtońskiej elity. Dlatego Sanders nie jest bez szans, a partyjna nominacja Clinton staje pod znakiem zapytania.

Ważniejsze dla dalszej kampanii w USA jest wczorajsze wysokie zwycięstwo Trumpa. Po porażce w Iowa nie brak było obaw (lub nadziei ;-)), że kontrowersyjny kandydat Republikanów traci impet: „Jeszcze przed prawyborami w Iowa prowadził tu dwucyfrową przewagą. - Iowa stanowiła pułapkę dla prawdziwego Trumpa. Dał się wciągnąć w strzelaninę na nieprzyjaznym terenie. Jednak druga porażka tym razem w New Hampshire będzie oznaczać jedno - Już po tobie! - napisał na Tweeterze główny strateg kampanii Baracka Obamy David Axelrod”. Porażki nie było. Przedstawienie będzie trwało nadal. Sądząc po internetowych indeksach tworzonych przez Google najbardziej atrakcyjna para to obecnie Trump i Sanders.

W poniedziałek zaczęły się prawybory w USA (w stanie Iowa). Gdyby wyniki wziąć jako prognostyk szans wyborczych, to liczy się tylko 5 kandydatów. Wśród demokratów bardzo niewielką ilością głosów wygrała Hillary Clinton - czyli sponsorowanej przez Sorosa reprezentantka bankierów i establishmentu (taki ichniejszy Petru, tyle że kobieta i trochę bardziej obyta od polskiego „lidera opozycji”). Tuż za nią komuch i lewak (nasze SLD byłoby dla niego mało socjalistyczne) Bernie Sanders. Po stronie republikanów wygrał z kolei ultrakonserwatywny Ted Cruz, przy którym Kaczyński wygląda na socjalistę. Dobry wynik uzyskał także Donald Trump – mistrz autopromocji. Znaczącą ilość głosów zdobył jeszcze Marco Rubio wspierany przez krezusów z Doliny Krzemowej (Trump nazwał go prywatnym kandydatem Zuckerberga).

Jeszcze kilka dni temu Trump śmiał się, że nawet jakby kogoś zastrzelił w biały dzień na środku miasta, to i tak nie straciłby wyborców. Jednak widać, że ma on z kim przegrać. Gdyby tak ostatecznie wybory wygrał Cruz to chyba lewaki powołałyby międzygalaktyczną organizację do zbadania poziomu demokracji w USA;-). Pretekst już jest, gdyż Cruz urodził się w Kanadzie a jego ojcem jest imigrant z Kuby. Trump już ostrzega: żaden prawnik nie jest dziś w stanie określić, jak głęboki kryzys czekałby Amerykanów, gdyby okazało się, że prezydent USA musi złożyć urząd, bowiem nigdy nie miał prawa go zająć. [...] Nawet większość republikańskich kandydatów uważa, że Trump nie ma racji. Jednak nieprawdopodobna wręcz siła medialnego rażenia nowojorskiego miliardera powoduje, że sprawa obywatelstwa Cruza niemal każdego dnia wraca w analizach kampanii prezydenckiej.

Bez Donalda Trumpa senator Cruz miałby niewielkie szanse na nominację, gdyż nawet dla niektórych republikanów (jak McCain) jest zbyt konserwatywny. Syn chrześcijańskiego pastora, wróg antyaborcji, kontroli broni i „małżeństw” homoseksualnych, wspierany przez Tea Party. Chce uprościć podatki i odchudzić rząd. Podobnie jak Trump opowiada się za zaostrzeniem polityki imigracyjnej. Cruz uważa, że rząd powinien się postawić kartelowi z Wall Street (jego zdaniem nie ma czegoś takiego jak banki zbyt duże aby upaść). Tymczasem jego żona pracuje dla Goldman Sachs – ale Ted Cruz nie widzi w tym problemu.

Stan Iowa nie jest niestety reprezentatywny dla całych Stanów Zjednoczonych. Jest stosunkowo mały i z dominacją rolnictwa. Jednak poniedziałkowe zwycięstwo może sprawić, że dla republikanów Ted Cruz stanie się jedyną alternatywą dla „nieznośnego” Trumpa.