W czasie ostatniej debaty telewizyjnej między Clinton i Trumpem, kandydatka Demokratów wypaliła: 17 agencji potwierdziło, że to na najwyższych szczeblach władzy w Rosji podjęto decyzję o cyberataku na amerykańskich Demokratów.

Zaczęło się od kolejnego przyłapania Clintonowej na kłamstwie. Gdy ona powiedziała, że nie jest za pełnym otwarciem granic – prowadzący dziennikarz powołując się na Wikileaks przytoczył jej słowa:

"Moim marzeniem jest aby w przyszłości na całej naszej półkuli funkcjonował wspólny rynek, z otwartymi granicami i wolnym handlem, z zieloną energią i zrównoważonym rozwojem dającymi możliwości rozwoju każdej mieszkającej w tej części świata osobie".

Najwyraźniej informacja o 17 agencjach była jednym z przygotowanych „kół ratunkowych”, gdyż Clinton nie odnosząc się do meritum zaczęła atakować Trumpa – że jest marionetką Putina, który nakazał ją podsłuchiwać i w ten sposób pomóc Trumpowi wygrać. Amerykański CNN a za nim polskie TVN oceniły – że to był punkt zwrotny debaty, przegranej z kretesem przez Trumpa. Rzeczywiście widząc, że mamy do czynienia z wyjątkowo bezczelną i zakłamaną babą – można było w tym momencie iść spać ;-).

Zaglądając przy tej okazji do TVN widzimy, że ta stacja nadal jest w formie, podając informacje takie, jakie jej zdaniem być powinny, a nie takimi jakie są. Angielskie słowo „confirmed” zostało przetłumaczone jako „skonkludowało", a nie „potwierdziło” - jak rozumieją to Amerykanie. To niezmiernie istotne, bo w rzeczywistości nie ma żadnych dowodów na to, że Kreml ma coś z tymi atakami wspólnego, a amerykańscy agenci mówią jedynie o swych przekonaniach („we believe”). Ten fakt stał się (obok ujawnienia przez Clinton czasu wykonania rozkazu ataku jądrowego) podstawą krytyki byłej Sekretarz Stanu po debacie.

Wśród tych głosów krytycznych brakuje pytania, jak ta mistrzyni dyplomacji (za jaką chce uchodzić) zamierza prowadzić politykę zagraniczną, skoro opiera się na pogłoskach i domniemaniach, nie próbując nawet zapytać wprost Rosjan jak to z tym szpiegowaniem było. Dlaczego jej kumpel Obama nie wystąpił oficjalnie z tymi dowodami, skoro stać go było na zaatakowanie Korei Północnej z dużo bardziej błahych powodów (jak cyberatak na firmę Sony). Wychodzi na to, że oni się po prostu Putina boją. Trump ma rację – mówiąc, że Putin nie szanuje tej kobiety. Dla Rosji to sytuacja wymarzona – albo imperium będzie rządzić amerykański Macierewicz w spódnicy, albo pragmatyczny Trump, deklarujący współpracę. W każdej z tych sytuacji już mogą otwierać szampana.

Nie za bardzo wiadomo dlaczego polskie (?) „elity” uważają, że Clinton jest lepsza, skoro nie podoba im się styl polityki Antoniego Macierewicza. Przecież to jest dokładnie to samo! Na dodatek styl Macierewicza ma długą tradycję. Opisuje ją Jacek Kaczmarski w piosence „Rejtan, czyli raport ambasadora”:

Skłócony naród, król niepewny, szlachta dzika
Sympatie zmienia wraz z nastrojem raz po raz.
Rozgrywka z nimi to nie żadna polityka,
To wychowanie dzieci, biorąc rzecz en masse.

Ostatnia kompromitacja MON ze sprzedażą za dolara Mistrali przez Egipt pochodzi wprost z rosyjskiego portalu (rurik-l.livejournal.com/1180958.html) powołującego się na egipską telewizję (link zwraca błąd 404). Być może ta informacja trafiła do MON za pośrednictwem polskiego portalu propagandowego niezalezna.pl (choć równie dobrze współpraca może być dokładnie odwrotna). Najśmieszniejsze jest w tej sytuacji to, że każda krytyka rusofobii Ministra jest atakowana jako przejaw szpiegostwa na rzecz Rosji.

Gdybyśmy w polskim rządzie mieli dyplomatów, to zapewne ktoś z nich zadzwoniłby do swojego odpowiednika w Moskwie i zapytał: słuchaj no – piszą u was, że kupicie Mistrale za dolara – co wy na to? Nawet podanie informacji – że są takie podejrzenia, choć Rosjanie zaprzeczają, byłoby wówczas mniej śmieszne. Ciągiem dalszym kompromitacji jest zapewnianie, że pod wpływem rewelacji Macierewicza, z transakcji zrezygnowano (że niby chciano ją zrobić po cichu i nikt by nie zauważył?) oraz żądanie o jednoznaczne zajęcie stanowiska (Rosjanie już takowe zajęli – reagując kpiną).

Zadziwiające jest to, że w dzisiejszym świecie rozwiniętych możliwości komunikacyjnych dyplomaci mają problemy z porozumiewaniem się – większe niż 100 lat temu. Naprawdę pouczające jest zestawienie tych współczesnych pohukiwań z jednym z najbardziej dramatycznych wydarzeń polskiej dyplomacji XX wieku – żądaniami terytorialnymi Ribbentropa. Zostały one przekazane Beckowi osobiście i poprzedzone przyjaznym przyjęciem u Hitlera. Zostawmy na boku ocenę Becka, który uznał że już wówczas zapadła decyzja o ataku na Polskę. Zwróćmy uwagę na reguły ówczesnej gry dyplomatycznej. Najpierw była rozmowa, potem dążenie do realnej oceny sytuacji, wypracowanie przez władze Polski wspólnego stanowiska, a na końcu medialny spektakl mający na celu mobilizację społeczeństwa dla przyjętej strategii. Obecnie zaczynamy od końca - więc cała polityka rozgrywa się w sferze mediów, układając się w tandetny spektakl. Dramat Polski dopełnia stan tych mediów, wśród których nie ma ani jednego opiniotwórczego tytułu na wysokim poziomie.

Polski rząd deklarujący patriotyzm i obronę własnych obywateli nie potrafi nas obronić przed atakami głupoty, kpiną obcych i – co najbardziej boli – triumfalizmem i bezczelnością „targowiczan”. Takiej realnej oceny sytuacji brakuje także w relacjach z państwami zachodu. Premier Szydło stara się nie zauważać przejawów wrogości i lekceważenia Polski. Udaje, że deszcz pada, za każdym razem gdy ktoś plunie nam w twarz. Może to wynika z realnej oceny naszej pozycji (mamy służyć europejskiemu lewactwu za spluwaczkę?), ale przykro na to patrzeć.

 

Dlaczego bankowcy starają się tuszować wszystkie przypadki kradzieży i oszustw, jakich ofiarą padają? To między innymi kwestia reputacji. Bank chce być postrzegany jako solidny i dobrze strzegący pieniędzy swych klientów.

Jeśli jednak ktoś jest zbyt zadufany – nie tylko daje się oszukać, ale na dodatek nie potrafi po męsku przyjąć skutków swojej głupoty i głośno nad nimi lamentuje. Jedynym skutkiem może być utrwalenie niezbyt pochlebnej opinii – co spotkało niejakiego Zabłockiego. Jego chytry plan skończył się spektakularną klapą utrwaloną w przysłowiu „wyjść jak Zabłocki na mydle”.

Francuzi też mieli chytry plan, ukuty razem z POlszewikami. Zgodzili się, aby nie sprzedawać Rosji okrętów Mistral, jeśli Polacy im za nie zapłacą kupując helikoptery.

POlszewików udało się jednak pogonić, a nowy rząd w Polsce udaje, że nic nie wie o tym układzie. Francizi zamiast skorzystać z okazji i siedzieć cicho łykając tą żabę, głośno lamentują. Skutkiem tych lamentów (poza samoośmieszaniem się Francuzów) może być jedynie śledztwo w sprawie ustawionego przetargu. Tak to jest kiedy się knuje ze szmaciarzami.

W ramach kampanii wyborczej w USA media postanowiły zrobić akcję podobną do „Zmień Polskę – idź na wybory”. Może zresztą podobieństwo wiąże się z tym samym źródłem finansowania? Do pójścia na wybory mieli w USA namawiać celebryci. Jednak aktor Robert De Niro skorzystał z okazji i nagrał nieco odmienne treści. Kilka minut bluzgów pod adresem Trumpa kończy wyznaniem, że ma ochotę przywalić kandydatowi republikanów w gębę:

Dlaczego De Niro nie podoba się Donald Trump? Sądzi, że taki cham i prostak jaki wylazł z aktora na tym nagraniu, zasługuje na lepszego prezydenta? A przecież próbując wpłynąć na losy kampanii w ten sposób – De Niro daje wyraz przeświadczeniu, że on jest kimś bardziej znaczącym od reszty społeczeństwa. Jak godne pogardy musi być dla niego to społeczeństwo, skoro posunął się do czegoś takiego?

Podobną sytuację mamy w Polsce – gdzie „elity” nie przebierają w środkach, atakując Prezydenta i PiS. Jeden z nich (nie żyjący już „profesor” zwany w internecie Bydłoszewskim) proponował, aby bydło nazywać bydłem. Ale przecież krowy to miłe, łagodne stworzenia. Czemu mielibyśmy krzywdzić je porównaniem do tego co widać na ekranach telewizorów? Słowa takie „elita”, czy „profesor” nabrały dużo bardziej dosadnego znaczenia. Pytanie jednak – znowu – dlaczego oni sądzą, że Polska zasługuje na rząd pozbawiony Misiewiczów i Macierewiczów?

Życie w Polsce może być cudowne – wystarczy odpowiednie nastawienie. Jeśli uznamy, że życie to kabaret – to codzienne wiadomości będą zamiast irytować, będą dawać nam satysfakcję z tego, że rozumiemy istotę rzeczywistości. Partia „Nowoczesna” okaże się rzeczywiście awangardą. Nowoczesny Rysiek właśnie ogłosił, że chłopaki też chodzą do ginekologa. Nikt go poważnie nie traktuje – więc nie ma obawy, że któryś się wybierze ;-). Wszystkich przebija jednak w poczuciu humoru Adaś Michnik, który nadal utrzymuje sam siebie na stanowisku głosu narodu (przypadkiem zawsze wbrew temu, co myśli większość Polaków), wzmocnionym właśnie odkrytą śmiercią rodziców w Holocauście. Niech nikogo nie zmyli zdjęcie nagrobka – przecież w „antysemickiej Polsce” Holocaust mógł się tlić nawet do śmierci Ozjasza Szechtera w 1982 roku. Adaś bez wątpienia w nowoczesności przebija Ryśka – bo ten do kpin ze śmierci własnych rodziców jeszcze się nie posunął. Może jednak Polacy aż do takiej nowoczesności jeszcze nie przywykli – bo „lider opozycji” bije jednak na głowę w popularności „sumienie narodu” nie-polskiego. Przynajmniej wśród twórców memów.

 

 

Kiedyś mówiło się o telewizji, że jest „okienkiem na świat”. Teraz to wygląda raczej na jakieś krzywe zwierciadło. Porażające jest zestawienie manipulacji, wykonane przez blogera postulującego odebranie koncesji TVN. Ale nawet relacjom potwierdzonym w różnych źródłach trudno dać wiarę. Mamy wierzyć w to, że Prezes Kaczyński udzielając wywiadu opiniotwórczym mediom postanowił poinformować społeczeństwa Europy o brzydkich cechach charakteru Lecha Wałęsy? Naprawdę to jest takie ważne? W Polsce z kolei oburzenie – że TVP nie doceniła wagi wydarzenia, jakim była śmierć reżysera Wajdy. Wizyta Pani Premier w Mielcu miałaby być ważniejsza? Jak dla kogo – dla Podkarpacia raczej tak. Podkarpacie jest w ogóle jakieś inne. Pokazuje to przygotowana przez PAP ikonografika obrazująca ilość aborcji w 2015 roku:

W Warszawie tymczasem ostry spór o to, czy prawo ma zakazywać czegoś, czego na Podkarpaciu się po prostu nie robi. Czy posługiwanie się tym samym językiem aby na pewno czyni nas rodakami? Patrząc na stado zwane „artystami” pod Pałacem Stalina – trudno w to uwierzyć. To muszą być jakieś zakłócenia na łączach. To nie może być wierny obraz tego czym żyje stolyca.