Jak wiadomo z relacji pani Hillary Clinton, potwierdzonych przez 17 agencji USA (aż tyle jest potrzebne do obrony demokracji?) - to Rosja (a może i Putin osobiście) próbuje ją powstrzymać w marszu do Białego Domu. To „rosyjscy hakerzy” są odpowiedzialni za te wszystkie wycieki i przecieki informacji.

Certyfikat 17 agencji i potwierdzone przez FBI świadectwo moralności to chyba wystarczy, by uznać Hillary Clinton za krystalicznie czystą?

Nieoczekiwanie jednak wczoraj FBI ogłosiło, że wznawia zakończone śledztwo. Pojawiły się ponoć nowe dowody w postaci odzyskanych maili. Tym razem nie od Putina, ani z WikiLeaks (ktoś wpadł na pomysł, że to Julian Assange osobiście te informacje publikuje i odcięto mu dostęp do internetu).

Maile znaleziono na komputerze niejakiego Antoniego Weinera, byłego męża współpracownicy Hillary Clinton - Humy Abedin. Komputer Weinera przeszukano w związku z podejrzeniem o pedofilię, na podstawie korespondencji z 15-letnią dziewczyną. Gdy przeszukano ten komputer – okazało się, że korzystała z niego również Huma Abedin, korespondując z Hillary Clinton.

Sprawa miała miejsce 2 lata temu, ale jakoś tak się zdarzyło, że ktoś w FBI znalazł maile dopiero teraz. Niecałe dwa tygodnie przed wyborami. Nieprawdopodobne zbiegi okoliczności. Albo….

Albo macki Putina dosięgły FBI ;-)

 

Nadmierne zaangażowanie w sprawy publiczne grozi rozstrojem nerwowym i innymi problemami psychicznymi. Może też powodować chorobliwe napady śmiechu lub melancholii – zależnie od usposobienia i nastroju.

Stanowczo odradza się oglądanie na Twitterze profilu Profesora Zaradkiewicza, którego chcą się pozbyć z Trybunału Konstytucyjnego – bo nie pasuje im do towarzycha. Można tam zaleźć na przykład takie komentarze jak pytanie o wykręty sędziego Stępnia: „Czy mogliby mi Państwo pomóc, na ile pytań odpowiedział Pan sędzia Stępień w @tvp_info ? Nie mogę się doliczyć”. Albo ten pod oskarżeniem Leszka B. kierowanego pod adresem sędziny TK, która nie zgadza się z prezesem (Komuniści też likwidowali niezależne sądy przez infiltrację): „Rzeczowa analiza b. pracownika Instytutu Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy KC PZPR, członka partii komunistycznej”.

W mediach można znaleźć informację o tym, że Pani Hanna Gronkiewicz-Waltz znalazła oryginalny sposób obrony przed atakiami. Nie brak komentarzy, że jej przymykanie oczu na grabież warszawskiego majątku wiąże się z tym, że jej rodzina też w tym brała udział. Prezydent Warszawy postanowiła więc donieść do prokuratury na własnego męża.

Tymczasem Obrońcom Demokracji „wolnego świata” udało się zdławić opór Walonii i podpisać już nic nie stoi na przeszkodzie w podpisaniu zniewalającego nas traktatu CETA. Nasi dzielni i patriotyczni władcy wyjaśnili narodowi, że przecież to nie oni negocjowali, tylko poprzednicy. No – to wszystko jasne. W Warszawie też kradli za poprzedniej władzy – to skąd to nierówne traktowanie. Ludzie z PSL-u mówią ponadto, że to KE negocjowała – w tajemnicy, a oni byli tak samo doinformowani jak reszta społeczeństwa.

Teoretycznie rzecz biorąc – jedynie w religii można znaleźć ukojenie dla nerwów w tych niespokojnych czasach. Pod warunkiem, że w Kościele szukamy Boga, a nie ludzkiej mądrości. Trwa bowiem akurat świętowanie – z udziałem samego Papieża – 500 lecia rozbicia Kościoła. Musimy jakoś radzić sobie z abdykacją Kościoła Katolickiego z pozycji głosiciela jednej prawdy. Przejawia się ona też w rozwoju potworka intelektualnego nazywanego„judeochrześcijaństwem”. Tego między innymi dotyczy ostatni program „Warto rozmawiać” Jana Pospieszalskiego. Jakby tego było mało – pojawiła się tam rozmowa z wicepremier Ukrainy Iwanną Kłympusz-Cyncadze. Ukraińska polityk mówi, że jakby tak historycy doszli kiedyś do tego, że któryś z ukraińskich bohaterów dawał rozkazy mordowania – to oczywiście przestanie być bohaterem. Przypomina się tu Janusz Korwin-Mikke, który zauważył, że Hitler w ogóle wiedział o Holocauście. Ukraińcy stanowczo powinni pogadać z Merkel – dlaczego nie ma ulic nazwanych imieniem tego polityka, który chciał – aby Niemcy były wielkie. O pytanie do polskich polityków, dlaczego bezwarunkowo angażują się w ukraińską awanturę – prowadząc nas do udziału w potencjalnym konflikcie jądrowym pytać nie warto. Na pewno nie wynika to z niewiedzy, albo z „dobrych chęci” - każdy kto interesuje się polityką wschodnią musiał zetknąć się z opinią rzeszowskiego politologa Andrzeja Zapałowskiego – która prawdopodobnie odzwierciedla poglądy większości mieszkańców przygranicznych terenów. Ale kto by się liczył ze zdaniem tego zapyziałego Podkarpacia. Ma ono tyle do gadania co mała Walonia.

Na koniec ostrzeżenie dla dzieci. Nie zajmujcie się polityką, bo wyrośnie z was takie cóś, co na prośbę o „pozdrowienie brata” reaguje obelgami: „wie pan co, jest pan po prostu głupim chamem”. „To były klasyczne, ubeckie argumenty” – kontynuował redaktor naczelny "GW", który pochodząc z ubeckiej rodziny przecież wie co mówi ;-).

W internecie opublikowane zostały maile, które podobno pochodzą ze skrzynki doradcy Prezydenta Putina Władysława Surkowa. Tak dokładnie, to jest plik w formacie programu Microsoft Outlook – więc prawdopodobnie nie pochodzą z serwera pocztowego, ale z osobistego komputera. Raczej na pewno kradzież danych rzeczywiście nastąpiła, ale czy plik nie został wcześniej spreparowany – tego na razie nie wiemy. Rosjanie zwracają uwagę, że Surkow nie posługuje się mailem – ale to może być skrzynka jego sekretarza. Zresztą adres mailowy nazywa się prm_Surkova i może pochodzić z czasów, gdy Surkow pełnił funkcję wicepremiera Federacji Rosyjskiej („Deputy Prime Minister of Russia”) - choć maile są datowane na późniejszy okres (od połowy 2013 do końca 2014 roku). Informacje o tym pojawiły się na specjalnie przygotowanej stronie http://cyberhunta.com/news/den-surka/. Komentarze na ten temat pojawiają się na Twitterze. Niektóre z nich mówią o „zbrodniczej” działalności Kremla, na co dowody mają znajdować się w mailach. Inne zwracają uwagę na błędy językowe, które wyglądają dziwnie w oficjalnej korespondencji.

Może to być początek akcji zapowiedzianej przez wiceprezydenta Bidena – więc prawdziwość maili nie jest tu najważniejsza. Po tym, jak Clinton ogłosiła światu, że 17 agencji „potwierdziło” moskiewskie inspiracje cyberataków na Demokratów – dziennikarze zapytali Bidena dlaczego brak jest reakcji rządu USA na cyberterroryzm. Biden zapowiedział, że szykowana jest odpowiedź. Rosja też będzie gnębiona i zawstydzana cyberatakami i oni będą wiedzieć, że to z USA. Zapewne dlatego strona „Cyberhunty” jest w językach rosyjskim i angielskim. Nie ma języka ukraińskiego - choć jej autorzy przedstawiają się jako Ukraińcy! Jeśli jednak okaże się, że maile są spreparowane – to chyba wstydzić się będzie kto inny – ale to już będzie po wyborach ;-).

 

Tegoroczne wybory prezydenckie w USA bez wątpienia przejdą do historii jako wydarzenie wyjątkowe – bez względu na końcowy wynik.

Choćby dlatego, że po raz pierwszy jedna z głównych partii występuje przeciw nominowanego przez siebie kandydata. Szereg prominentnych działaczy republikańskich zobowiązało się do tego, by „energicznie działać aby zapobiec wyborowi kogoś tak całkowicie niezdatnego na ten urząd”. Znalazło się też już 11 kobiet ponoć molestowanych przez Trumpa. Wszystko na nic – Trump nadal ma szanse na wygraną. Może dlatego, że Partia Republikańska jest postrzegana jako tak samo zakłamana jak Demokraci, a w USA nie brak też kobiet molestowanych przez kosmitów. Jedna z napastowanych przez Trumpa nie pamięta, czy się opierała, czy tylko o tym pomyślała ;-).

Media dziwią się, że „Trump upiera się, że "wygrywa", choć niewiele wskazuje, że pokona Clinton”. Bo niektóre sondaże pokazują nawet dwucyfrowe zwycięstwo Clinton. Jednak na przykład rasmussenreports.com twierdzi, że Donald Trump wciąż ma lekką przewagę 43% / 41%. Wśród wyborców już zdecydowanych na kogo będą głosować (88%) przewaga wynosi 48% do 47%. W obu wypadkach różnica mieści się w zakresie błędy statystycznego.

Donald Trump twierdzi, że nieprawdziwe (jego zdaniem) sondaże, to część wymierzonej w niego kampanii. Prawdziwość tych sondaży podważają zresztą także Demokraci, tyle że głośno tego nie mówią (ale w ujawnionych mailach opisują zauważone błędy w doborze próbek).

Zbrodnie Trumpa – wśród których największą jest to, że ośmielił się kandydować – przyćmiewają „drobne” problemy z Clinton i jej fundacją, biorącą pieniądze z różnych podejrzanych źródeł. O tym media milczą. Chociaż nie wszystkie. „Wall Street Journal” właśnie opublikował informację, że były gubernator Wirginii wspomógł w ubiegłorocznej kampanii wyborczej jedną z kandydatek do stanowego parlamentu kwotą blisko pół miliarda. Ciekawym zbiegiem okoliczności (?) jest to, że na kandydatka jest prywatnie żoną jednego z wysokich rangą urzędników FBI, mającego wpływ na korzystne dla Clinton rozstrzygnięcie w sprawie jej meili.

Wikileaks publikuje wykradzione maile szefa kampanii wyborczej Hillary Clinton, Johna Podesty. Wyłania się z nich świat równoległy, który nie ma wiele wspólnego z medialnym obrazem „amerykańskiej demokracji”, której Clinton tak zaciekle broni przed Trumpem. Demokratyczna „demokracja” jest gotowa na wszystko, aby ludzie nie pasujący do wzorca nie mieli żadnego wpływu na sprawy publiczne. Cynizm i pogarda z jaką knują oni w celu zniszczenia tradycyjnego Kościoła Katolickiego jest tylko jednym z przykładów – dla Polski o tyle istotnym, że nasz kraj jest katolicki. Nie miejmy więc żadnych złudzeń co do relacji polsko-amerykańskich w razie wygrania Clinton.

Taki sam cynizm i zakłamanie widać w sprawie traktatów o wolnym handlu. Uznano, że na potrzeby kampanii dobrze byłoby być przeciw umowei TPP (już podpisany traktat azjatycki), a problemem jest tylko to, jak to sprzedać, aby nie narazić się na zarzut chwiejności poglądów w tej sprawie – bo wcześniej Clintom nazwała ten traktat „złotym standardem”.

Wiemy też obecnie z całą pewnością, że w kwestii skandalu z przesyłaniem tajnych informacji prywatną pocztą przez Clinton, rząd USA nie stał na straży interesu publicznego, ale był mocno zaangażowany w obronę interesów Clinton.

W Polsce taki pragmatyczny cynizm polityczny – reprezentowany przez Donalda Tuska - został odrzucony przez wyborców. Sondaże pokazują, że w USA może być inaczej. Jednak z maili Podesty dowiadujemy się też, jak mało wiarygodne są te sondaże. Jeden z maili zawiera obszerne opracowanie, które wyjaśnia między innymi korekty do oficjalnych danych.