Stanowisko rządu polskiego w sprawie kredytów we frankach rozsierdziło (i słusznie) profesora Modzelewskiego. Pisze on między innymi: „Ktoś, kto reprezentuje rząd naszego kraju (albo tak sądzi, że ma do tego prawo), ponoć stwierdza tam, że stwierdzenie nieważności walutowej indeksacji tychże kredytów i konieczność ich „przewalutowania” mogłoby wygenerować po stronie banków straty w wysokości kilkudziesięciu miliardów złotych. Prawda, że to przerażająca wizja dla rządu naszego kraju? Straty obywateli polskich (w tej samej kwocie) są oczywiście zdaniem autora owego pisma czymś zgodnym ze stanowiskiem rządu polskiego, a straty banków już nie, bo ich dobro jest przedmiotem szczególnej troski demokratycznie wybranych władz Wolnej Polski. Nie chce się wierzyć, że ktoś mógłby podpisać się pod czymś takim nie będąc tylko lobbystą banków”.

Trudno też nie zgodzić się z tezą, że „Rząd Polski nie powinien zajmować tu jakiegokolwiek stanowiska, bo nie ma ani takiego obowiązku ani tym bardziej sensu”. W tej sytuacji określenie „ polscy nachuiści” można uznać za adekwatne (cokolwiek miałoby ono znaczyć ;-)).

Trudniej jednak zgodzić się z wnioskami politycznymi, jakie profesor Modzelewski wyciąga z tej sytuacji: pismo to skutecznie niszczy wizerunek rządzących nie tylko w oczach „frankowiczów” i ich rodzin, a to dziś ważna grupa wyborców. Rozwiewa ono wszelkie złudzenia co do rzeczywistych intencji rządzących i wiarygodności ich deklaracji. Przy okazji warto zauważyć, że przywróciło ono do publicznego obiegu „aferę frankową”, którą miała skutecznie przykryć antyopozycyjna „afera SKOK-u Wołomin” – aby „zdjąć problem z przestrzeni medialnej” nie wystarczy zagrozić innym podziałem wydatków na reklamy: trzeba jeszcze umieć siedzieć cicho wtedy, gdy każde twoje słowo może być użyte przeciwko tobie.

Sytuacja gospodarcza Rosji się stabilizuje, choć w twierdzeniu, że „Rosja rozkwita” jest dużo przesady. Ekonomiści widzą raczej światełko w tunelu. Minister rozwoju gospodarczego Uljukajew mówi, że "sytuacja gospodarcza jest nadal złożona, ale widać pewne istotne oznaki stabilizacji". Ustabilizował się kurs rubla, który nie jest już tak ściśle związany z ceną giełdową ropy. Cena baryłki ropy waha się między 53 a 62 dolarów. Tymczasem Rosjanie konstruując budżet założyli tylko 50 dolarów. Spadek PKB wyniesie zapewne około 3% ale obawiano się wyniku jeszcze gorszego. Według rosyjskiego Ministra trzecim kwartale br. recesja powinna się zakończyć. Stopy procentowe podniesione do rekordowego poziomu 17% powoli są obniżane (obecnie 14%). Silne odbicie nastąpiło na giełdzie – rosyjski indeks był w pierwszym kwartale najsilniej rosnącym na świecie. Zmalała też groźba użycia nadzwyczajnych środków finansowych przeciw Rosji – jak odcięcie jej od systemu rozliczeń SWIFT. Wśród zaskakujących powodów tej zmiany wymienianych przez Bloomberg znajduje się groźba cyberataków: „Rosja jest cyfrowym mocarstwem, w pełni zdolnym do zniszczenia całego międzynarodowego systemu finansowego” - powiedział agencji Clifford Gaddy, analityk Brookings Institution. Obecnie kraj nie ma interesu w atakowaniu infrastruktury, od której jest uzależniony.

Jednak Rosja jest niestety także kolejnym potwierdzeniem tego, że operacje giełdowe i finansowe, na które szary człowiek nie ma żadnego wpływu, potrafią silnie oddziaływać na jego życie. Nie ma racji były premier Rosji Kasjanow - gdy twierdzi, że sankcje szkodzą władzy, a nie społeczeństwu. Wysokie stopy procentowe zostały wprowadzone w celu obrony rubla przed atakami spekulantów. To jednak musiało wpłynąć na dostępność kredytów i wpłynąć na recesję oraz inflację. Władze postanowiły bronić dochodów Rosjan, podwyższając wynagrodzenia, zasiłki i emerytury. To z kolei stanowi kolejny impuls inflacyjny. Nic więc dziwnego, że utrzymuje się duża inflacja. Konieczność oszczędzania wpływa na wzrost bezrobocia (choć i tak jest ono o połowę niższe niż w Polsce).

Rosjanie ogłosili przystąpienie do „Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych” (AIIB): AIIB został założony w minionym roku z inicjatywy Chin. celem banku jest finansowanie projektów infrastrukturalnych na ternie Azji i Pacyfiku. Kapitał zakładowy banku to 100 mld dol.. Do porozumienia przyłączyło się już 20 krajów z regionu. Ale także kraje europejskie są zainteresowane udziałem. Takie deklaracje zgłosiły Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Włochy, Szwajcaria i Luksemburg.

Eksperci uważają, że AIIB jest potencjalnym konkurentem ulokowanych w Stanach Zjednoczonych globalnych instytucji finansowych - Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego.

Wojna o pieniądz weszła w nową fazę. Do tej pory Amerykanie bez przeszkód czerpią olbrzymie korzyści z pracy całego świata (często niewolniczej), poprzez system odsetkowy i powszechne zadłużenie. Ten czas jednak powoli przemija.

Od lat trwa powolne odchodzenie od dolara (bronionego przez US Army). Jednym z aspektów obecnej wojny ekonomicznej między Rosją a USA jest wzmacnianie tej tendencji („front antydolarowy”) poprzez barter, wyprzedaż amerykańskich obligacji, duże zakupy złota.

W cytowanej na wstępie wiadomości pojawia się informacja: Amerykański sekretarz ds. finansów międzynarodowych Jacob Liu ostrzegł, że międzynarodowych organizacjom finansowym w USA jak MFW i BŚ grozi utrata zaufania.

Oczywiście pan Liu ma na myśli „zaufanie” w rozumieniu spekulacyjnym. Bo zaufaniem w potocznym rozumieniu tego słowa, te instytucje mogą darzyć tylko ludzie mało zorientowani w ich działalności. Trwają one wyłącznie z powodu powszechnego zadłużenia.

Każda branża wymaga obok kumulowania wiedzy i doświadczenia wytwarza pewien styl bycia. Na przykład drogowcy na budowach mawiali niegdyś o sobie, że ich charakteryzuje but gumowy, krok metrowy (bo krokami wymierzali odległości) i łyk setkowy (często z dala od domu – za kołnierz się nie wylewało). Obecnie najbardziej widocznym tego rodzaju atrybutem, jest chamski rechot ekonomicznych ekspertów. Taki obraz kreują media. Uśmiech politowania dla tych, którzy „nie rozumieją” nieodmiennie wzmacnia argumentację. (Królami uśmieszku są na przykład poseł Szeinfeld i towarzysz Balcerowicz).

Jeśli z argumentami szczególnie cienko – to uśmieszek przechodzi w rechot. Na przykład jedna z komercyjnych stacji telewizyjnych „z ambicjami” pokazała w tym tygodniu rozmowę z ekspertem BCC na temat postulatu rezygnacji z wydłużenia wieku emerytalnego. Rzeczony ekspert złapał się za głowę (autentycznie) i z uśmiechem skwitował: jesteśmy w stacji, którą – zakładam – oglądają ludzie rozsądni, a nie tacy, którzy wierzą w takie bajania.

Czego jeszcze potrzeba wytrawnemu odbiorcy? W świecie informacji pełno jest bzdur, nad którymi nie warto się nawet zastanawiać. Dobrze, że jest ekspert, który nas w taki ekspresyjny sposób przed nimi ostrzega. Rechot chroni nas przed stratą czasu na bezsensowne debaty. W takich debatach mogłyby pojawić się problemy trudne do skwitowania uśmieszkiem politowania – i co wtedy?

 


Niemiecki Minister Gospodarki Sigmar Gabriel zaprezentował twarde stanowisko w sprawie umowy o wolnym handlu
UE z USA: Nie zgodzimy się na żadne naciski w sprawie dalszej liberalizacji czy prywatyzacji, ani też nie pozwolimy na obniżenie standardów w dziedzinie ochrony środowiska i ochrony konsumentów. - Nie zaakceptujemy pomijania parlamentów w rokowaniach nad TTIP. Jestem też absolutnie pewny, że nie będziemy świadkami prywatyzacji sądów polubownych.

Czyli – jeśli minister dotrzyma słowa, to porozumienia TTIP nie będzie. Te „prywatne sądy polubowne” stanowią bowiem kluczowy element negocjowanej umowy (ISDS).

Tymczasem nasz (?) prezydent umowę o wolnym handlu nazwał brakującą częścią transatlantyckiej wspólnoty. Bo to jest "projekt o wymiarze wręcz cywilizacyjnym". Uznał, że wprawdzie zdajemy sobie sprawę, iż realizacja tej idei jest trudna dla każdej ze stron, ale jest to działanie najważniejsze z punktu widzenia siły świata zachodniego w przyszłości.

Kto ma rację? Pełni obaw Niemcy, czy zwolennicy „projektu o wymiarze cywilizacyjnym”? Punkt widzenia zależy jak zwykle od punktu siedzenia. Niemiecki minister występujący w interesie Niemiec widzi zagrożenia dla Niemiec. Polski prezydent występujący w interesie USA widzi korzyści dla Stanów Zjednoczonych.

Wydawać by się mogło, że skoro Minister Gospodarki najpotężniejszego państwa w Europie jest tak stanowczy, to sprawa jest przesądzona. Jednak o ile po stronie USA panuje w tej sprawie polityczny konsensus, to w Europie przeciw TTIP wypowiada się głównie lewica (Sigmar Gabriel jest politykiem SPD). Szczególnie ostro krytykuje układ lewica francuska: Projekt TTIP to ofensywa na całej linii przeciwko temu wszystkiemu, co wyznacza ramy funkcjonowania kapitalizmu, a zwłaszcza firm wielonarodowych. Zagraża ogółowi norm socjalnych i ekologicznych, ale również demokratycznych, ponieważ stara się obejść instytucje przedstawicielskie i prawne, które pozwalają sprawować demokratyczną suwerenność. Wprowadzenie tego projektu w życie oznaczałoby wielki regres pod względem możliwości trzymania finansjery w jakichkolwiek ryzach i odwrócenie się plecami do wszelkiego projektu transformacji ekologicznej. Monstrualną wręcz bezczelnością jest bowiem twierdzenie, że TTIP doprowadziłby do olbrzymiego wzrostu wymiany handlowej, a jednocześnie twierdzenie, że skutki dla spożycia energii byłyby nieznaczne – tak, jakby kontenery miały płynąć przez Atlantyk na żaglowcach! Tymczasem Komisja Europejska pozwala sobie bez żenady na taką właśnie bezczelność.

Politycy prawicy nie są już tak stanowczy. Kanclerz Merkel pragnie przyspieszenia negocjacji – aby zakończyć je jeszcze w tym roku. O kontrowersjach wokół traktatu (a w szczególności o ISDS) nie wspomina. Być może zakłada, że uda się je przezwyciężyć. A może chodzi tylko o grę pozorów. O ostatecznym stanowisku Niemiec w sprawie ISDS może przesądzić spór o odszkodowania za zmianę polityki energetycznej. Po rezygnacji z energetyki jądrowej, firmy które zainwestowały w elektrownie atomowe zaczęły dochodzić odszkodowań. Niemieckie firmy działając zgodnie z niemieckim prawem wystąpiły do Trybunału w Niemczech. Szwedzki koncern Vattenfall skorzystał z przewidzianego w Karcie Energetycznej mechanizmu ISDS. Gra idzie o miliardy euro. Jeśli okaże się, że niemieckie firmy nie uzyskają nic, natomiast amerykański Trybunał nakaże wypłacenie wysokich odszkodowań Szwedom, trudno będzie niemieckiemu społeczeństwu wyjaśnić dobrodziejstwo ISDS. Niemcy to nie Polska, w której wykorzystanie podobnego mechanizmu do wyłudzenia miliardów przez Eureco zostało przyjęte z pełnym zrozumieniem, a nawet entuzjazmem. Twórcy tego „sukcesu” zostali później uhonorowani wysokimi odznaczeniami: Krzyż Komandorski z gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski dla Gronkiewicz-Waltz w roku 2010, Order Orła Białego dla Balcerowicza w 2005 i Buzka w 2012 roku, Krzyż Wolności i Solidarności w 2012 dla Mariana Krzaklewskiego.

Ale – jak to w Polsce powiadają – to są „odgrzewane kotlety”. Jadwiga Staniszkis ma rację, mówiąc o miałkości i jałowości naszej kampanii prezydenckiej: Jej uczestnicy nie prezentują się jak ludzie zdolni do stawiania czoła wyzwaniom dzisiejszego świata. Milczenie na temat TTIP jest najlepszym tego dowodem.