Między Polską a Niemcami toczy się spór o stosowanie niemieckich przepisów dotyczących płacy minimalnej w odniesieniu do polskich kierowców, przejeżdżających przez Niemcy. Niemcy uważają, że skoro kierowcy pracują na terenie Niemiec, to wielkość ich zarobków musi być zgodna z niemieckim prawem. Polscy przewoźnicy uważają, że to sprzeczne z prawem unijnym. Niemiecka minister pracy Andrea Nahles oświadczyła, że przepisy regulujące obowiązującą od początku roku płacę minimalną nie zostaną pomimo krytyki rozmiękczone.

Jednak na spotkaniu z polskim ministrem Kosiniak-Kamyszem zawarto kompromis. Do czasu rozstrzygnięcia sporu na poziomie europejskim, niemieckie przepisy nie będą stosowane wobec kierowców przejeżdżających przez Niemcy tranzytem.

Zgodnie z zapowiedziami z kampanii wyborczej, nowy rząd Grecji zmienia całkowicie politykę kraju. Oświadczyli, że nie będą dalej współpracować z osławioną "trojką". Żądają redukcji zadłużenia – lider Syrizy nawołuje na łamach „Financial Times” do zwołania konferencji oddłużeniowej analogicznej do tej z 1953 roku, na której anulowano 60% zadłużenia Niemiec. Taka antyniemiecka retoryka nie podoba się oczywiście naszym zachodnim sąsiadom. Niemiecka prasa nazywa nowego przywódcę Grecji „politycznym awanturnikiem” (z takimi ludźmi nie można współpracować. Ani też tworzyć wspólnoty walutowej) oraz „pożytecznym idiotą Putina” (a to z powodu sprzeciwu wobec dalszych sankcji). Jedna z gazet zauważa jednak: Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz jeszcze przed wyjazdem do Aten zapowiadał, że na spotkaniu z Aleksisem Ciprasem wyłoży kawę na ławę. Tylko, że to raczej Cipras powiedział Schulzowi, że tak dalej być nie może. Wielu ludzi w Grecji cierpi biedę i na brak perspektyw. Bezrobocie wśród ludzi młodych jest wysokie, tak samo jak wskaźnik samobójstw. Długo to ignorowano. Teraz wielu obywateli nie ma dosłownie nic do stracenia. Dla nich jest bez znaczenia, czy w portfelu brakuje im euro, czy też drachmy.

Niestety do sukcesu Grekom brakuje jednego kluczowego elementu: śmiałej reformy na miarę niemieckiej "społecznej gospodarki rynkowej". Bez uzdrowienia gospodarki nawet redukcja zadłużenia niewiele pomoże.

Martin Schulz und Alexis Tsipras

Na zdjęciu nowy premier Grecji z przewodniczącym Parlamentu Europejskiego

W toczonych dyskusjach na temat kredytów indeksowanych we frankach szwajcarskich pomija się zupełnie jedną z najważniejszych kwestii, a mianowicie problem płynności. Dopiero analiza tego problemu pozwala zrozumieć, kto ponosił jakie ryzyko i jakie były zyski i koszty z tym związane.

Dla uproszczenia przyjmijmy, że bank nie ma żadnych franków, ale całość pożyczonego kapitału jest ubezpieczana poprzez wykup "opcji" (pozycją walutową). Czyli bank powinien wykupić opcje zakupu franków, w wysokości rat spłaty, po kursie udzielenia kredytu. W takiej sytuacji gdy kredytobiorca spłacał kredyt, bak mógł skorzystać z opcji zakupu, aby dostarczyć kredytobiorcy franki potrzebne do spłaty. Całe ryzyko przechodziłoby na kredytobiorcę. Oczywiście banki tego nie robiły. Nikt tego od nich nie wymagał. Wydana przez KNF Rekomendacja S (z 2008 roku) zalecała analizę zgodności terminów zabezpieczeń z terminami spłat, ale bez żadnych konkretów. Dopiero pojawienie się regulacji Basel III wprowadziło pewne bardziej konretne wymogi kapitałowe zmniejszające ryzyko banków.

Szerzej ten temat opisuje Błażej Lepczyński w tekście „Nowe regulacje w zakresie adekwatności kapitałowej i płynności banków wobec zagrożeń związanych z finansowaniem portfeli kredytów mieszkaniowych w polskich bankach”. Tekst zawiera też nieco danych liczbowych: W latach 2005-2008 obserwowaliśmy w polskim sektorze bankowym bardzo dynamiczny rozwojów kredytów mieszkaniowych, których tempo wzrostu przekraczało 50%. Niestety banki finansowały wzrost akcji kredytowej głównie krótkoterminowymi depozytami złotowymi oraz środkami finansowymi pochodzącymi z uwagi na duży udział kapitału zagranicznego w polskim sektorze bankowym od banków matek. Udział finansowania długoterminowego był relatywnie niewielki. Nawet obecnie (dane na koniec 2012 r.) w pasywach banków środki powyżej roku w świetle danych Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) stanowią nieco ponad 1%. […] Istotną kwestią jest również sposób finansowania kredytów walutowych, oparty na depozytach złotowych. W takiej sytuacji banki muszą zabezpieczyć otwartą pozycję walutową. Czynią to, wykorzystując swapy walutowe i operacje typu currency interest rate swap (CIRS).

Pomińmy więc w ogóle środki długoterminowe i przeanalizujmy sytuację w której bank kupuje opcje na 1 miesiąc, zakładając, że kurs w tym czasei się nie zmieni. Czyli jeśli kurs franka wynosi 2,5 PLN, to bank zakłada, że za miesiąc będzie także 2,5 PLN. Czyniąc takie zakłady spełnia wymogi kapitałowe ryzykując bardzo niewiele (w rzeczywistości zapewne to ryzyko było jeszcze mniejsze).

Minister Gospodarki wygłosił listę swoich pobożnych życzeń pod hasłem „pomocy dla zadłużonych we frankach”. Snując nie mające żadnej mocy sprawczej opowieści (nazwane nie wiedzieć czemu „rekomendacjami”) nawiązał do sienkiewiczowskiego Zagłoby. Tak jak Zagłoba proponował wcisnąć Szwedom Niderlandy, tak Piechociński wciska kit kredytobiorcom. Wygląda więc na to, że mogą oni liczyć tylko na siebie i państwo z pewnością nie weźmie ich strony w nieuniknionych sporach prawnych. Skoro dali się oszukać i nie doczytali tego co „drobnym druczkiem”, to mają za swoje. Nie szkodzi, że do tych oszustw przyczynił się urząd, który miał im zapobiegać. Kredytobiorcom nie pozostaje nic innego, jak się zorganizować i walczyć i swoje.

Ciekawy przypadek umowy z przeoczonym dopiskiem opisał na swoim blogu Maciej Samcik. To klientowi udało się coś przemycić do umowy: zobowiązanie banku do umorzenia kwoty kredytu i należnych odsetek. Ciekawe, czy bank będzie to honorował? ;-)

Niskie ceny węgla po Kompanii Węglowej uderzyły także w Jastrzębską Spółkę Węglową, która jest jednak w zupełnie odmiennej sytuacji, bo to spółka giełdowa. Znowu próbuje się całą winę za zaistniałą sytuację zwalać na związki zawodowe. Tak jakby to one zaczęły wojnę ekonomiczną z Rosją, drenując wcześniej swoją firmę z kapitału do granic możliwości.

Dlaczego największe bogactwo Polski jest przez rządy III RP traktowane jako największy problem? Dlaczego jednym z celów polskich władz po 1989 roku stało się zniszczenie polskiego górnictwa? Być może był to jeden z aspektów polityki „brzydkiej panny na wydaniu”. Tadeusz Mazowiecki wspomniał kiedyś w którymś z wywiadów, że nasi „przyjaciele” z zachodu martwią się, że Polska dysponująca tanią energią może stanowić zagrożenie dla ich gospodarek. Sposoby, którymi próbowano temu zaradzić opisuje dr Wojciech Błasiak w tekście "Jak niszczono górnictwo węgla kamiennego w III Rzeczpospolitej". Jedną z szokujących informacji w tym tekście jest ta o wprowadzeniu podatku eksportowego w wysokości 80%. Pisał o tym ostatnio Robert Gwiazdowski „Czarne złoto”, który o dziwo nie oskarża zwyczajem polskich „elit” związków zawodowych o wykończenie górnictwa. Pytanie o ten podatek padło na spotkaniu Leszka Balcerowicza z młodzieżą.

Balcerowicz wielce się wówczas obruszył odpowiadając w sposób godny profesora ekonomii: „chyba na Białorusi”: