Victor Orban w listopadzie zmusił banki węgierskie do stworzenia mechanizmu finansowego, umożliwiającego konwersję kredytów hipotecznych w obcej walucie (głównie CHF) na forinty. Zapobiegł w ten sposób skokowemu wzrostowi zadłużenia gospodarstw domowych po nagłej zmianie kursu franka. Wartość tych kredytów to na Węgrzech 3.3 bilionów forintów (12 miliardów USD).

To zostało zrobione w ostatniej chwili i nawet krytycy Orbana (zob. bloomberg.com) gratulują mu niesamowitego wyczucia czasu (choć to się przeciągło trochę bez jego winy - historię zmagań Orbana z bankami i węgierskim SN można znaleźć na przykład tutaj).

Ale jest ktoś, kto w tych konkretnych działaniach Orbana dostrzega samo zło. Jest nim Nikodem Dyzma polskich finansów, tow. Leszek Balcerowicz. Gdyby jeszcze poprzestał on na wyrażeniu odrębnej opinii, nie byłoby to warte zainteresowania. Tym razem jednak jego opinia jest jednocześnie wyznaniem wiary. Zostało powiedziane wprost i bez ogródek, jakie motywy kierują Leszkiem Balcerowiczem. Oto fragment wywiadu dla polskiego radia:

Węgry bardzo straciły w oczach inwestorów zewnętrznych. (…) Całe społeczeństwo straciło, bo odpowiedzialny kraj, odpowiedzialne władze powinny pielęgnować zainteresowanie inwestorów, bo im więcej inwestycji, tym więcej miejsc pracy, tym więcej rozwoju.

Jeszcze raz – dla lemingów:

głównym obiektem troski władz powinni być inwestorzy, których zainteresowanie należy „pielęgnować” - od nich zależy bowiem rozwój kraju

Jeśli ktoś uważa, że to własność i praca obywateli jest źródłem dobrobytu, a priorytetem odpowiedzialnych władz powinno być dobro społeczeństwa, powinien głęboko nad sobą się zastanowić (póki nie zaczną nad nim zastanawiać się inni ;-)).

Historia tak zwanych „kredytów frankowych” jest zawiła i wielowątkowa. Przypomnijmy jeden z tych wątków: zakończenie bumu kredytowego.

Po wybuchu kryzysu finansowego roku 2008 wszyscy zdali sobie sprawę, jak wielką rolę dla systemu bankowego pełnią kredyty hipoteczne. W Polsce 60% takich kredytów było denominowanych we frankach szwajcarskich.

Sprawie przyjrzał się KNF i w połowie roku 2010 przedstawił wnioski:

Doświadczenia UKNF wskazują, że wiele osób decydujących się na zaciągnięcie kredytu w walutach obcych nie jest świadomych zagrożeń, związanych z kredytami walutowymi: w przypadku kredytu walutowego niższe, bieżące raty kapitałowo – odsetkowe są kompensowane przez ryzyko zwiększenia w przyszłości wartości zobowiązania w razie osłabienia krajowej waluty. Jednak straty poniesione przez kredytobiorcę w wyniku materializacji takiego ryzyka mogąbyć znacząco większe niż sumy zaoszczędzone na niższych ratach miesięcznych.

Udział kredytów walutowych w kredytach mieszkaniowych polskich gospodarstw domowych wynosił na koniec 2009 r. 65%. Walutowe kredyty mieszkaniowe stanowią zdecydowaną większość, bo ponad 90% ogółu kredytów walutowych. Na koniec ub. r. ich wartość sięgnęła 140,7 mld zł. W rezultacie ponad jedna trzecia (34,1%) zadłużenia gospodarstw domowych to zobowiązania w walucie obcej. W portfelu tym dominują kredyty w CHF.

(...)

Podczas ostatniego kryzysu finansowego banki krajowe napotkały barierę dostępności środków walutowych niezbędnych do rozwijania akcji kredytowej. Była to jedna z przyczyn, która spowodowała, że część z nich znaczą co ograniczyła, a niektóre całkowicie zaprzestały udzielania kredytów w walutach, co przełożyło się na znaczący spadek dynamiki akcji kredytowej

Z tym „znaczącym ograniczaniem” sprawa jest bardziej skomplikowana, gdyż w tym czasie nastąpiła próba „reaktywacji” kredytów przez NBP (!) w ramach „Pakietu zaufania”. Prasa informowała: Nadzieja dla szukających kredytów we frankach, o które ostatnio bardzo ciężko. Narodowy Bank Polski kupuje tę walutę od banku centralnego Szwajcarii. NBP chce nią później obdzielić nasze instytucje finansowe. Oznacza to, że - wbrew prognozom - na rynku nie zostaną tylko droższe kredyty złotówkowe.

Stanowisko w tej sprawie zajęła Komisja Nadzoru Finansowego: banki które mają trudności z pozyskiwaniem finansowania we franku szwajcarskim, powinny wycofać z oferty kredyty udzielane w tej walucie. KNF równocześnie ostrzega banki, że środki pozyskane dzięki instrumentom z Pakietu zaufania, nie mogą być wykorzystane do oferowania nowych kredytów walutowych.

W rezultacie banki zadeklarowały ograniczenie kredytów walutowych.

Sytuację w roku 2012 objaśnia raport: liczba czynnych umów kredytowych wzrosła z niespełna 300 tys. na koniec 2002r. Do 1,7 mln na koniec 2012 r., wartość uruchomionych kredytów wzrosła w tym okresie z 20mld zł do ponad 300 mld zł, a udział kredytów w PKB wzrósł z 2% do 20%.

(…)

Jakość kredytów mieszkaniowych uległa pogorszeniu, co przejawiało się we wzroście kredytów zagrożonych (o 1,6mld zł; 21,0%) i zwiększeniu ich udziału w portfelu (z 2,3% do 2,8%), jak też w pogorszeniu ich spłacalności (wartość kredytów opóźnionych w spłacie powyżej 30 dni wzrosła o1,6 mld zł, tj. o 17,3%, a ich udziału w portfelu zwiększył się z 2,8% do 3,3%).

(...)

Ograniczenie emisji kredytów walutowych połączone z umocnieniem złotego spowodowało korzystne zmniejszenie udziału kredytów walutowych (z 40,3% na koniec 2011 r. do 36,0% na koniec 2012 r.)

(...)

Kredyty mieszkaniowe stanowią główną pozycję portfela kredytowego oraz aktywów sektora. Na koniec 2012r. stanowiły one 35,4% kredytów ogółem (kredyty według wartości bilansowej) oraz 23,5% sumy bilansowej sektora bankowego, przy czym w bankach odgrywających kluczową rolę na rynku kredytów mieszkaniowych udział ten był znacząco wyższy.

Oznacza to, że banki te w znacznym stopniu uzależniły swoją sytuację finansową od jakości portfela kredytów mieszkaniowych i sytuacji na rynku nieruchomości.

Według cytowanego raportu ponad 80% wartości kredytów przypada na kredyty z lat 2007 – 2012. W raporcie czytamy też, że mitem jest ponadprzeciętna zamożność rodzin, które są obciążone kredytem frankowym. To niekoniecznie są „młodzi wykształceni z wielkich miast”.

Może więc to nie jest problem "polityczny". Z tych danych widać za to, że jest to duży problem systemu bankowego.

Po zaprzestaniu sztucznego powstrzymywania kursu franka szwajcarskiego przed wzrostem, znacznie zyskał on na wartości. Przez chwilę kosztował nawet powyżej 5 PLN. Ostatecznie zatrzymał się na 4,26. Posiadacze kredytów hipotecznych we frankach nagle mają kilkanaście procent więcej do spłaty. Co prawda równocześnie spada LIBOR (który dla franków jest już ujemny), ale po pierwsze ewentualnie mniejsze oprocentowanie nie zrekompensuje wzrostu kapitału, a po drugie niektóre banki starają się wykręcić od zmniejszania oprocentowania poniżej marży.

Polska jest w zagranicznych mediach wymieniana jako jeden z trzech krajów, które mogą mieć problemy z powodu aprecjacji franka: obok Austrii i Węgier. Tyle, że banki austriackie udzielały kredytów „denominowanych” mieszkańcom sąsiednich krajów, a Węgrzy kończą właśnie konwersję tych kredytów na swoją walutę. Do sytuacji Węgier nawiązuje senator Bierecki, proponując swój plan naprawy sytuacji.

Nie ulega wątpliwości, że czeka nas obecnie fala dyskusji, które zaprawieni w takich „bojach” politycy obrócą w pyskówkę. Nieważne jak bardzo krytyka jest merytoryczna (Janusz Szewczak na pewno nie dostąpi zaszczytu dyskusji z ministrem finansów). Nie brakuje też opinii, że „fran spadł rządowi jak z nieba”: Bo teraz Pani Premier będzie mogła wyjść i powiedzieć "wy tu się o trzynastki bijecie a ludzie mogą stracić dach nad głową!" czy coś w tym stylu. Zagra na antagonizmie "roszczeniowi górnicy – ciężko pracujący młodzi", wykształceni... na dorobku. Bo młodzi, wykształceni... to elektorat PO, górnicy już niekoniecznie.

Niedługo po tym tekście pojawiła się pierwsza „jaskółka”: nie-oczekuję pomocy od rządu ale nie chcę płacić na górników. Ciąg dalszy jutro :-(.

Niestety rzetelna informacja sytuacji Kompanii Węglowej nie jest dostępna. Informacje medialne są pełne bełkotu i wybiórczych informacji, zestawionych pod z góry założoną tezę. Dotyczy to niestety także "Programu naprawczego", którego wartość informacyjna jest bliska zeru.

Niewiele też daje analiza sprawozdań finansowych, gdyż pojawiają się w nich jakieś dziwne dane bez jakiegokolwiek objaśnienia. Szokujące kwoty można znaleźć w rubrykach Ogólne koszty zarządu, pozostałe przychody operacyjne, czy nabycie aktywów trwałych. Jakikolwiek program naprawczy powinien się rozpocząć od szczegółowej analizy tych wszystkich danych. To co przedstawił rząd nadaje się co najwyżej na gazetkę ścienną.

Wbrew sugestii w tytule jedyna prawda, jaką można z całą pewnością ustalić na dzień dzisiejszy, to konstatacja, że prawdy o Kampanii Węglowej nie znamy. Możemy natomiast dokonać pewnych zestawień, które pokazują, jak bardzo pozbawione wartości są stawiane w mediach tezy.

 

Ceny

Według cennika (dla dostaw poza umowami o których mowa tutaj) KW sprzedaje aktualnie węgiel w cenach od 14 do 17 PLN/GJ. Dla porównania Bogdanka (cennik): 12.5 do 13,4 PLN/GJ.

Można oszacować, że jest to cena zbliżona do ceny giełdowej węgla (ARA) powiększonej o koszty transportu.

Poniższy rysunek (źródło) pokazuje, że dopiero w ostatnich latach cena zaopatrzeniowa dla polskich elektrowni zaczęła się zbliżać do ceny rynkowej.

Protest gegen TTIP und CETA am 11. Oktober 2014

Dobre wieści nadchodzą z Brukseli. Umowa TTIP raczej nie zostanie podpisana w bieżącym roku, a Bruksela wyraża wątpliwości co do mechanizmu Invesor-State Dispute Settlement (ISDS). Wszystkiemu winne „konsultacje społeczne” w ramach których wpłynęło prawie 150 tysięcy odpowiedzi – ponad 100 razy więcej niż zazwyczaj przy tego typu umowach. Większość respondentów „wyraża obawy”, że mechanizm ISDS byłby podważeniem narodowej suwerenności. Daje on bowiem korporacjom prawo pozywania państw przed międzynarodowe trybunały, z pominięciem sądów krajowych.
Konsultacje pokazały, że istnieje ogromny sceptycyzm wobec tego instrumentu, powiedziała Cecilia Malmström, komisarz ds handlu UE. Dodała przy tym, że "Komisja Europejska nigdy nie przyjmie umowy, która zmniejszy nasze standardy lub ograniczy kompetencje naszych rządów do stanowienia prawa". Przedstawiciele korporacji twierdzą jednak, że ISDS ma zasadnicze znaczenie dla ochrony inwestorów przed stronniczością w sądach krajowych. Bo na przykład sąd niemiecki może być stronniczy – biorąc pod uwagę wpływ działania firmy na środowisko, co międzynarodowy trybunał niekoniecznie musi obchodzić.
W krytycznej analizie Mateusza Kuryły pojawia się wniosek: „jeśli USA zrezygnuje z tego mechanizmu i negocjacje staną się bardziej otwarte dla opinii publicznej, to podpisanie umowy powinno w końcu zakończyć się sukcesem”. Jednak według FT istnieją poważne wątpliwości, czy USA zaakceptują umowę bez ISDS.
Przeciw ISDS są przede wszystkim Niemcy. FT wiąże to z antyamerykanizmem Niemców, wywołanym amerykańskim szpiegostwem w ich kraju.