Przedsiębiorcy narzekający na gąszcz przepisów w naszym kraju mogą się cieszyć z tego, że przynajmniej unikają w Polsce (na razie) równie groźnej gęstwiny w postaci amerykańskiego prawa patentowego. Tak zwane trolle patentowe mają z tego tytułu niezłe utrzymanie. Aby się zabezpieczyć przed ciągłymi procesami, amerykańscy giganci IT sfinansowali masowe zakupy patentów technologicznych. Zająć się miała tym spółka "Intellectual Ventures" (IV), która stała się największym trollem patentowym (posiada portfolio liczące co najmniej 30 tys. patentów).

W tej chwili toczy się spór prawny między IV a Google, które chciałoby reformy prawa patentowego.

Stanowisko UE w tej kwestii wydaje się bardziej sensowne. Krótko scharakteryzował je komisarz powiedział Joaquin Almunia (nawiasem mówiąc przy okazji sporu, w którym Google był akurat po drugiej stronie barykady): Ochrona własności intelektualnej jest podstawą innowacji i wzrostu. Ale z konkurencją jest tak samo. Firmy powinny spędzać więcej czasu na innowacjach i rywalizacji przez swoje produkty, zamiast na wykorzystywaniu własności intelektualnej by blokować konkurentów, tym samym ograniczając rozwój i wybór konsumentom.

Serwis biztok.pl informuje o umowie firmy CD Project z Biedronką, na mocy której do sieci trafi kilkaset tysięcy gier w cenie poniżej 10 zł. Ciekawa jest dyskusja pod tą informacją. Wielu komentujących widzi w obniżaniu cen skuteczną metodę walki z piractwem.

The Economists zastanawia się nad wpływem technologii na rynek pracy. Przypomina obawy Keynesa sformułowane w latach 30-tych XX wieku. Ten wielki ekonomista dostrzegał niebezpieczeństwo kurczenia się ilości miejsc pracy wskutek automatyzacji. Ten pogląd był przedmiotem ostrej krytyki (m.in. autorstwa Henry'ego Hazlitta). Bo automatyzacja stwarza zapotrzebowanie na nowe miejsca pracy przy projektowaniu i obsłudze automatów.

Z pozoru obawy Keynesa się nie sprawdziły. Bezrobocie nie rośnie wraz z postępem automatyzacji. Wyraźnie widoczne są jednak inne negatywne skutki postępu. Coraz mniejsza grupa specjalistów zarabia krocie, gdy tymczasem zarobki całej reszty od dziesięcioleci prawie się nie zmieniły.

Bezrobocie technologiczne. Źródło: The Economists

Skutki mniejszego zapotrzebowania na pracę łagodzi wydłużony okres przebywania w szkole oraz rozwój państw opiekuńczych. Wszystkie te efekty zostały przewidziane w Raporcie dla Klubu Rzymskiego sprzed 30 lat („Mikroelektronika i Społeczeństwo. Na dobre czy na złe? Raport dla Klubu Rzymskiego” Warszawa 1987). Zaproponowano także wówczas skuteczne rozwiązanie problemu, które jednak nie jest możliwe w liberalnym społeczeństwie nastawionym na konsumpcję i indywidualny sukces za nieomal każdą cenę. Proponowano mianowicie przyjęcie zasad rozwoju społeczeństwa, przy których celem człowieka ma być samorealizacja, a nie konsumpcja. Zamiast społeczeństwa producento-konsumentów, pojawia się „godne społeczeństwo”, w którym praca ma personalistyczny charakter. Skutkiem tej zmiany, pracą stają się użyteczne zajęcia, które z ekonomicznego punktu widzenia zdają się bez znaczenia (zajęcie zamiast pracy). W tym samym czasie powstają społeczne encykliki Jana Pawła II, dające takim rozwiązaniom mocne podstawy filozoficzno-religijne. Obecnie takie koncepcje powoli przebijają się do głównego nurtu ekonomii w postaci „kapitału ludzkiego”, struktur sieciowych (klastry, społeczeństwo sieci), społecznego zaangażowania biznesu (internalizacja kosztów, shared values).

O tym wszystkim The Economists nie wspomina. Brakuje także uwzględnienia wpływu monetaryzmu i rozwoju rynków finansowych. Gdy z początkiem ery mikroelektroniki obawiano się alienacji wąskich elit, miały to być przede wszystkim elity specjalistów. Nikt nie spodziewał się tego, że monetaryzm doprowadzi do powstania wirtualnego świata bezgranicznych bogactw, a wyrosłe w nim amoralne pseudo-elity zdominują całkowicie rozwój cywilizacji.

Wyszukiwarki internetowe udostępniają podobno jedynie około 4% całości informacji zawartych w internecie. Trudno powiedzieć, jak dużą część z pozostałych 96% zajmuje świat przestępczy. Z całą pewnością nie jest to jednak pomijalny margines. Na pewno nie uważają tak władze, które próbują walczyć z internetową przestępczością. Z kolei chęć ochrony nielegalnych działań powoduje rozwój wielu innowacyjnych rozwiązań. Można przykładowo wyliczyć systemy wymiany plików P2P, zaawansowane mechanizmy bezpieczeństwa transmisji i ochrony danych (zob. opis w jaki sposób można wejść na nielegalny portal aukcyjny SilkRoad: http://silkroaddrugs.org/silk-road-url), czy kryptograficzną walutę. Rolę bicoina jako waluty przestępców prezentuje grafika na stromach www.businessinsider.com. Rzeczywiście zwraca uwagę zbieżność w czasie dużych skoków wartości wymiennej bitcoina z rozwojem nielegalnych portali, obsługujących transakcje w tej waluty. Na koniec warto wspomnieć nieocenioną rolę ataków hakerskich w testowaniu i udoskonalaniu zabezpieczeń ;-). Z całą pewnością przestępca w internecie nie ma wiele wspólnego ze stereotypem oprycha. Niemniej to nadal są przestępcy. Dlatego działania władz, które de facto czynią tych przestępców obrońcami swobód obywatelskich, są godne szczególnego napiętnowania.

 

W strefie euro w grudniu inflacja wyniosła jedynie 0,8%. Budzi to obawy ekonomistów o to, że Europie grozi deflacja. Według nich „Spadek przeciętnego poziomu cen, jak potocznie określana jest deflacja, nie jest wcale pozytywnym zjawiskiem. W warunkach deflacji konsumenci wstrzymują się z zakupami, licząc, że to, co chcą kupić, będzie w przyszłości jeszcze tańsze. Powstające w ten sposób ograniczenie konsumpcji powoduje kurczenie się gospodarki i ograniczanie miejsc pracy”.

Taka sytuacja miała miejsce przez lata w Japonii. Aby przezwyciężyć deflację, podjęto ostatnio tam bardzo radykalne kroki (vide „abenomika”). Jednak w Europie dominuje inna filozofia, której największym zwolennikiem są Niemcy. W ciągu ostatnich 60 lat inflacja w Niemczech rzadko przekraczała 5% w skali roku. W przekonaniu zwolenników społecznej gospodarki rynkowej podstawą zdrowej gospodarki jest stabilny pieniądz, a nie stale rosnąca konsumpcja. Innego zdania są monetaryści, patrzący na gospodarkę przez pryzmat giełdy. Na przykład publicysta portalu businessinsider.com porównuje rentowność obligacji 10-cio letnich USA (pomarańczowy) i Niemiec (zielony). Przez dłuższy czas te wskaźniki były podobne. Ale ostatnio Niemcy oferują jedynie 1.82%, a USA 2.88%. Jego zdaniem świadczyć to może o tym, że inwestorzy w USA spodziewają się większej inflacji i szybszego wzrostu gospodarczego, a w Niemczech stagnacji i spadku cen.

 

Screen Shot 2014 01 16 at 5.50.08 AM

Można na tą sytuację popatrzeć jeszcze inaczej: jako ścieranie się różnych koncepcji ekonomicznych. Zdominowanym przez monetaryzm gospodarkom anglosaskim trudno funkcjonować w warunkach stabilnej wartości waluty, bo wówczas polityka monetarna traci na znaczeniu. A – co ważniejsze – zadłużonym rządom trudniej spłacać odsetki.

W Polsce podobno nie ma mowy o groźbie deflacji, bo konsumpcja rośnie, a „cała polska gospodarka zaczyna się rozpędzać”.