Demokracja którą z takim zaangażowaniem Amerykanie eksportują na cały świat sprowadza się do tego, żeby dać ludziom poczucie posiadania wyboru. Ten system podobny jest do sprytnego marketingowca przekonującego klienta, że teraz ma szansę (jest jego obywatelskim obowiązkiem) kupić samochód biały lub niebieski. Nigdy nie powie mu – że nie musi kupować samochodu, albo kupić pojazd innej marki.

 

Społeczeństwo jak Shrek….

 

… a Shrek jak cebula. Czyli ma warstwy (jak to wyjaśnia bohater kreskówki towarzyszącemu mu osłowi). Warstwa zewnętrzna zbudowana jest z szczytnych haseł. Polityka to troska o dobro wspólne, wszyscy jesteśmy Osobami posiadającymi takie same prawa, życiem rządzi miłość, a wolny rynek i demokracja pozwalając na awans każdemu, promują najlepszych.

 

Niższe warstwy są zbudowane z pragmatyzmu i realizmu. Realista stara się zrozumieć złożoność świata a pragmatyk unika walenia głową w mur. Pragmatyzm zmierza do akceptacji świata takim jakim jest, przedkładając zmiany ewolucyjne nad rewolucje (dotyczy to także pragmatyzmu w polityce).

 

Pod tymi warstwami kryje się sieć nieformalnych powiązań interesów i zależności. Zaklęcie otwierające wrota do tego kręgu wtajemniczenia brzmi: „takie jest życie”. To eufemizm mający przykryć odrzucenie szczytnych ideałów. Oczywiście nie każdy może wejść w ten krąg. Trzeba mieć coś do zaoferowania. Na najniższym szczeblu organizacji społeczeństwa członkiem sitwy może zostać dyrektor instytucji, mogącej zatrudnić znajomka, urzędnik władny wydać pożądaną decyzję, polityk dysponujący „rozlicznymi kontaktami” etc…

 

Na wyższych szczeblach społecznej drabiny jest podobnie, ale zaczynają też obowiązywać zasady mafii. Popiera się „swoich” a bezwzględnie tępi innych. Przy każdej decyzji i działaniu należy brać pod uwagę punkt widzenia siły zwierzchniej. Inaczej miejsce w którym mafia nas ustawiła może się zmienić – oczywiście wskutek „braku zaufania”. Najważniejszą regułą jest jednak milczenie. O tym się nie mówi. To należy po prostu rozumieć i stosować. Nagrania naszych politykierów świadczą o tym, że te zasady nie zostały w pełni przyswojone. Jesteśmy w końcu jeszcze „młodą demokracją”.

 

Najgłębszy stopień wtajemniczenia osiągają ci, którzy potrafią nadać organizacji głębszy wymiar poprzez ideologię. W historii często wykorzystywano do tego religię. Na przykład angielscy piraci łupili Hiszpanów w imieniu króla (korsarze), wiedzeni hasłem walki prawdziwej religii z katolicką patologią. Podobnie u nas - Szwedzi urządzili potop aby zetrzeć polski róg na głowie watykańskiej bestii. Obecnie religię zastępuje świecka kultura. Człowiek kulturalny stosuje się do reguł, które mają chronić miękkie podbrzusze władzy. Nie komentuje się wyroków sądów, „cywilizowane” metody walki odbywają się nad wyborczą urną, dzieci nie odpowiadają za winy rodziców, długi należy spłacać itd…. Zwykłego człowieka różni od „elity” to, że przyjmuje tego rodzaju reguły w sposób prostacki, odnosząc je do siebie. Elita traktuje zaś je jako narzędzie rządzenia – rozumiejąc ich względny charakter Najlepsze jednak jest to, że dzięku stosowaniu tych reguł nie są konieczne dodatkowe ustalenia i porozumienia (a głupi lud doszukuje się wszędzie spisków). Każdy eliciarz wie, jak powinien się zachować. Nawet jeśli na razi się na opinię głupka lub cwaniaka – trzymanie się reguł wcześniej czy później zostanie nagrodzone. W ten sposób funkcjonuje na przykład polska ekonomia. Każdy ekonomista wie, że obowiązująca ideologia wiąże się z koniecznością obrony interesów bankierów i korporacji oraz kiwaniem z uznaniem głową na każde słowo z ust Leszka Balcerowicza. To są przymioty pożądane u fachowca, który może liczyć na uznanie i awanse.

 

Wybory testem na demokrację

 

Z „dojrzałą demokracją” mamy do czynienia wtedy, gdy właściwi ludzie (rozumiejący zasady) kierują mediami i innymi opiniotwórczymi ośrodkami. To czyni daremnymi wysiłki anty-systemowych kandydatów w każdych wyborach. Osiąga się pożądany stan w którym możliwe są jedynie pożądane wyniki wyborów.

 

Ostatnio jednak coś się psuje w tym mechanizmie. Z jednej strony rewolucja komunikacyjna osłabiła wpływ tradycyjnych mediów. Z drugiej zaś rozrost korporacji (zwłaszcza w świecie finansów) daje ich właścicielom potężną władzę nie podlegającą praktycznie żadnej kontroli. Żądza zysku łączy się z potrzebą ochrony systemu przed erozją wskutek powszechnego dostępu do informacji. Dlatego pojawiają się niekonwencjonalne działania, w których można się dopatrywać prawdziwych spisków.

 

W obronie swych interesów mafia nie cofnie się przed niczym. A prosty lud przeciera oczy ze zdumienia, widząc łamanie prawa w obronie praworządności, czy falę nienawiści szerzonej w imię walki z nienawiścią. W każdym społeczeństwie i na każdym szczeblu funkcjonuje jakiś procent ludzi głupich a sprytnych, którzy doskonale wiedzą, że nie kompetencje, ale wyłącznie wyczucie zasad mafii sprawiło, że zajęli miejsce w którym aktualnie funkcjonują. Porównując sytuację do tej z sensacyjnych filmów można powiedzieć, że to są takie „śpiochy”, uaktywniane hasłem: jeśli mafia przegra, to kto cię uchroni? Oczywiście za takimi uaktywnionymi „śpiochami” zawsze pójdzie jakaś grupa ludzi zwiedzonych głoszonymi hasłami. Obserwujemy to na demonstracjach KOD’u w Polsce i atakach na Trumpa w USA.

 

 

Demonstracja w pobliżu San Francisco – gdzie Trump akurat przebywa, odbyła się pod wielkim transparentem „Stop nienawiści”. W ramach protestu szarpano i bito zwolenników Trumpa, a jego samego nazywano nazistą.

Kolejny odcinek programu Jacka Łęskiego „Chodzi o pieniądze” był poświęcony kredytom „frankowym”. Niestety autor tym razem nie sprostał tematowi. Nie wyjaśniono dlaczego banki z takim zapałem promowały ten właśnie produkt. Był to czas (mniej więcej 10-12 lat temu), gdy szybko rosło zaangażowanie banków w instrument pochodne. Jak największe zaangażowanie w hazard - to był jeden z podstawowych motywów działania banków. Jeden z polskich banków postanowił wówczas na przykład wyrzucić system informatyczny rozwijany przez lata i kupić nowy (gorszy – bo skutkiem wdrożenia był wielki wzrost kosztów i utrata klientów) tylko dlatego, by nowy system dostarczał szybciej informacji potrzebnych hazardzistom. Kredyty frankowe wymagały zabezpieczenia i były przez to doskonałym sposobem uzyskania żetonów do gry w ruletkę.

Jacek Łęski głównym rzecznikiem „ufrankowionych” uczynił prof. Modzelewskiego – ale jedynego ciekawego argumentu Profesora (banki nie obowiązuje zasada „co nie jest zabronione jest dozwolone” - gdyż to działalność koncesjonowana) nie potrafił obronić przed goszczącym w studio przedstawicielem ZBP. I ten właśnie gość był chyba największą wartością w tym programie. Tak bezczelne cwaniactwo rzadko widuje się u kogoś, kto reprezentuje kluczową dla gospodarki instytucję. Według niego to klienci i politycy wymogli na bankach akcję kredytową. Prezesi banków błagali, bym im tego zabronić – ale na daremnie. Musieli więc udzielać kredytów „we frankach”. Niestety redaktor Łęski nie miał pod ręką zestawienia pokazującego, że nie wszystkie banki w tym uczestniczyły – stąd prosty wniosek, że nie musieli. Cwaniaczek posunął się nawet do tezy, że w Polsce nie ma zagranicznych banków, bo wszystkie działają zgodnie z polskim prawem!!!!

Także w dniu wczorajszym na pomoc frankowiczom ruszył Kukiz, składając projekt ustawy, który jest kolejnym bublem na pożarcie dla KBF. Tym razem odsiecz bieży pod hasłem: "niedozwolonym postanowieniem umownym jest postanowienie, które umożliwia przedsiębiorcy dowolne określanie wysokości zobowiązań konsumenta".

 

Chyba nie ma się co łudzić, że brak rozwiązania problemu wynika z jego niezrozumienia. Bo przecież dla każdego powinno być oczywiste, że skoro banki pożyczały złotówki, to wielkość spłat powinna być wyrażana w złotych (i w rzeczywistości tak najczęściej jest – chyba, że przy okazji klient sprzeda bankowi franki). Nie ma zatem znaczenia, czy bank wylicza należność według kursu franka, fazy księżyca, czy ilości brudnych plam na suficie. Byle robił to zgodnie z umową i cywilizowanymi zasadami. A jedną z tych zasad jest zakaz lichwy. Objęcie tych kredytów zakazem lichwy w sposób natychmiastowy i prosty rozwiązuje problem. Ale czy się ktoś na to poważy?

W ramach tegorocznych obchodów Dnia Ziemi przywódcy wielu krajów podpisali porozumienie paryskie w sprawie walki z 'globalnym ociepleniem': Tak zwane porozumienie paryskie zakłada zahamowanie globalnego ocieplenia. Chodzi o to, by średnia światowa temperatura nie wzrosła powyżej dwóch stopni w porównaniu z okresem sprzed rewolucji przemysłowej. Pomóc w tym ma zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych. W drugiej połowie wieku ludzie mają produkować na tyle mało tych gazów, by mogły je pochłonąć lasy, gleby i oceany.

Tymczasem USA Today opublikowało krytyczny artykuł, w którym krytykuje zaangażowanie polityków w tej dziedzinie. Gdyby sygnały ostrzegawcze wyszły od niezależnych naukowców – z pewnością uniknięto by wielu podejrzeń i zarzutów związanych z „globcio”, a dyskysja byłaby bardziej merytoryczna. Portal zerohedge.com trafnie opatrzył omówienie wspomnianego artykułu celną ilustracją opisującą obecną sytuację:

Dodany przez polityków przedrostek 'dis' do wyników naukowych sprawia, że „informacja” staje się „dezinformacją” - czyli propagandą. Podstawowym motywem działania przestaje być odkrywanie prawdy, ale pieniądze, polityka i ideologia. Czasem jest to nieomal wprost deklarowane – tak jak w wypowiedzi jednego z przedstawicieli ONZ, który mówi o polityce klimatycznej jako sposobie redystrybucji bogactwa. Inny z oenzetowskich ideologów „globcia” wyznał, że „globalne ocieplenie” jest jego religią.

Skutkiem takiego nastawienia jest to, że brane są pod uwagę wyłącznie te wystąpienia naukowców, które są na rękę politykom. W reakcji na tą sytuację kilku naukowców zdecydowało się wziąć udział w produkcji filmu „Climate hustle” (Klimatyczny szał”), który da odpór Alowi Gare'owi. Premiera już 2 maja – w samym środku kampanii prezydenckiej w USA.

 

Niezależnie od tego na ile zmiany klimatu są wywołane działalnością człowieka – rozsądna polityka może polegać na przystosowaniu się, a nie „walce” z wątpliwym skutkiem. Taką politykę prowadzi Rosja, która dzięki zmianom klimatycznym ma zamiar udrożnić północny szlak morski, który będzie alternatywą dla „Nowego Jedwabnego Szlaku”. Co istotne – szlak ten ominie nieprzyjazną Rosji Polskę. Polska likwidując górnictwo będzie tracić. Rosja - eksportując gaz i przejmując pełną kontrolę nad strumieniem towarów z Chin – zyska. Tak jest zawsze – na tym polega ewolucja społeczeństw, że mądry (a czasem jedynie sprytny) zyskuje, a głupi traci.

Polscy ekonomiści nie mogą przeboleć programu 500+. Jeden z nich napisał, że jet to powód do wstydu – przerażające, że popiera go 80 proc. Polaków. Swoją argumentację zaczyna od stwierdzenia, że „ekonomia to fascynująca nauka oparta na aksjomatach”. Ciekawe co jest według niego źródłem tych aksjomatów i jak one brzmią? Zapewne jeden z nich mówi, że społeczeństwo nie może funkcjonować bez głodujących dzieci, których wszak nie ma, a jeśli są – to mogą zbierać mirabelki. Podobno „najważniejszy aksjomat” to wyczytane w jakiejś liberalnej książeczce popłuczyny po Smith'cie (racjonalność konsumentów połączona z „kultem użyteczności”). Czyli mamy do czynienia z typowym przedstawicielem nadwiślańskiego liberalizmu. Wczoraj w Polsacie starli się specjaliści od gospodarki reprezentujący PiS i opozycję. Przedstawiciel PO wykroił taką mniej więcej „teoryjkę”: program 500+ wpływa negatywnie na warunki makroekonomiczne i podraża obsługę długu. Za ekstrawagancję rządu zapłacimy zatem my wszyscy – także rodziny które dostaną pieniądze. Państwo jedną ręką im da a drugą zabierze. Zbigniew Kuźmiuk z PiS ripostował, że gdyby PO nie narobiło takich długów – to nie byłoby problemów z ich obsługą. Tak się jednak szczęśliwie składa, że prasa ekonomiczna opublikowała dane dotyczące stabilności i ryzyka państw Europy. Na tych mapkach im bardziej czerwony kolor – tym większe ryzyko.

Ryzyko makroekonomiczne:

Stabilność polityczna:

Widać z tego, że Polska jest jednym z państw o najmniejszym ryzyku ekonomicznym, ale odwrotnie wygląda ocena stabilności politycznej. A to jest bezpośredni wynik działalności „opozycji”, której donosy na dodatek bez wątpienia przyczyniły się do obniżenia ratingów i wzrostu kosztów obsługi długu. Wypominanie więc tego rządowi to rzeczywiście wyjątkowa bezczelność.

Dlaczego banki w Polsce (i nie tylko) wygenerowały tak olbrzymią masę kredytów we frankach? Dlaczego Angela Merkel zaprosiła do siebie imigrantów? Czemu władze reprezentujące dumny niegdyś naród polski, potulnie słuchają chamskich ataków eurokratów?

Takie z pozoru odległe wydarzenia mogą wśród przyczyn mieć jeden wspólny i wielce istotny czynnik determinujący. To system finansowy, który posiada swoistą „broń masowego rażenia” i nie zawaha się jej użyć. Tą bronią są tak zwane derywaty – czyli instrumenty pochodne: sektor bankowy siedzi na stercie pozabilansowych kontraktów, których wartość nominalna przeszło siedmiokrotnie przekracza wartość wszystkich dóbr finalnych wytworzonych na Ziemi, w czasie pełnego obiegu naszej planety wokół Słońca.

Przeciętny człowiek sądzi, że banki zajmują się głównie udzielaniem kredytów lub przechowywaniem depozytów. Tymczasem głównym obszarem działalności banków stała się spekulacja. Służące spekulacji instrumenty finansowe (derywaty) są żetonami do gry w światowym kasynie. Natomiast inna działalność jest jedynie sposobem na wygenerowanie derywatów.