Trudno zrozumieć dlaczego inteligentni ludzie dają takie tytuły informacjom jak: „Rubel dramatycznie w dół. Panika w Rosji”. Dramat i panika. Gdzie? W Rosji. Skąd to wiadomo? Za źródło wiadomości podano TOK FM i Financial Times. No to musi być prawda.

W świecie realnym wygląda to tak: po zmianie polityki banku centralnego kurs rubla w stosunku do dolara osłabł jakieś 7-8%. Od piątku nastąpiła stabilizacja i kursy wahają w okolicy 1%. Jak będzie dalej tego nikt nie wie, ale „eksperci” muszą coś pleść. Bez jakichś dramatycznych zdarzeń nie powinno być żadnej „paniki”. Tym bardziej, że w przeciwieństwie do redaktorków FT większość Rosjan nie ma w bankach dużych oszczędności, które chcieliby wycofywać.

W świecie medialnym wygląda to tak: Eksperci twierdzą, że prawdziwa panika może rozpocząć się w poniedziałek, kiedy Rosjanie zaczną wycofywać ruble z kont bankowych. Notowania waluty są bardzo słabe, w piątek euro po raz pierwszy przekroczyło 60 RUB, zaś kurs dolara wyniósł rekordowe 46 RUB. Bank centralny ostrzegł przed zagrożeniem dla stabilności systemu finansowego, zaś w oczach ekonomistów to "panika na wielką skalę".

 

Autorem tezy o „panice na wielką skalę jest pewnie niejaki Dmitrij Polevoy z ING, który mówił: "To jest panika an wielką skalę, związana kryzysem walutowym w oparciu o samospełniającą się przepowiednię". Do oceny tej informacji dobrze byłoby jeszcze wiedzieć jak na rynku walutowym inwestował ING.

Natomiast to co według dziennikarzy było „ostrzeżeniem” przed zagrożeniem, w rzeczywistości było sygnałem, że Bank dostrzega zagrożenie i jest gotowy interweniować w dowolnym momencie. Zdaniem Rosjan "Wahania widzieliśmy w ciągu ostatnich dwóch dni [środa i czwartek] mają raczej charakter spekulacyjny i nie odpowiadają fundamentalnym warunkom rubla".

 

Na razie (poniedziałek, 10 czasu moskiewskiego) rubel się umacnia - około 2% i o panice nic nie słychać (może Rosjanie nie czytają FT, albo wyczytali tam coś innego...).

Francja od lat stanowi awangardę „nowoczesnej Europy”. Dlatego dla wszystkich jest dużym zaskoczeniem powodzenie książki Erica Zemmoura "Suicide Francais" (Samobójstwo Francji). Autor wini za upadek Francji gejów, feministki i imigrantów. Przy okazji usprawiedliwia kolaborcację z hitlerowcami. Postępowa Francja oburza się i występuje z „płomienną krytyką”. Postępowe gazety natychmiast poinformowały, że „62 proc. Francuzów ma na temat Zemmoura opinię negatywną”. Te 15 tysięcy książek dziennie muszą kupować członkowie prawicowego Frontu Narodowego (FN) ;-). Bo chyba nie imigranci?

Dodatkowym problemem jest dla postępowców to, że Zemmour sympatyzuje z komunistami. A jak wiadomo, to prawica jest zacofana, zaś „nowoczesność” jest socjalistyczna. Wymyślono więc, że nad różnicą poglądów przeważają wspólne „antypatie” i autor „Samobójstwa Francji” w ten sposób należy do „skrajnej prawicy”.

Problem upadku Francji nie jest nowy. O islamizacji Francji mówi się od lat. Kilka lat temu wiele kontrowersji wzbudził film opublikowany na Youtube, pokazujący demograficzne uwarunkowania islamizacji Europy (http://www.youtube.com/watch?v=6-3X5hIFXYU). Liczby wskazują na to, że Francja za trzydzieści parę lat będzie islamska.

Oburzenie było równie wielkie, jak w przypadku „Samobójstwa Francji”. Poważni ludzie argumentowali, że nikt poważny tego filmu nie powiela (ale i tak film ma ponad 15 mln odsłon). A w ogóle to rasizm, islamofobia i tak dalej.

Zwrócono także uwagę na to, że należy odróżnić muzułmanów, dla których to tylko jwestia pochodzenia od rzeczywistych wyznawców Proroka. Tych drugich jest we Francji zaledwie kilka procent. Problem w tym, że prawdziwych wyznawców Chrystusa jest jeszcze mniej. Jeśli religia ma odgrywać istotną rolę w państwie, to Francuzi mają prosty wybór: nawrócić się (formalnie zdecydowana większość to chrześcijanie), albo islamizować dalej. Może ten okropny Putin nie jest taki głupi, skoro dużo większy odsetek muzułmanów w Rosji (10%) nie stanowi żadnego problemu. W Rosji taki reportaż by nie powstał.

Niemcy świętują zjednoczenie. Wśród wielu komentarzy związanych z tą rocznicą warto zwrócić na ten ówczesnego ministra spraw zagranicznych Niemiec Hansa-Dietricha Genschera: szans, które dał nam rok 1989, nie wykorzystano tak, jak można było je wykorzystać. Próbowaliśmy wtedy stworzyć nową Europę. [...] podział Europy nie został zniesiony, ale granica podziału została jedynie przesunięta z Europy Środkowej na zachodnią granicę Rosji. [...] Potrzebny jest nam nowy początek.

 

O niewykorzystanych szansach mówi polityk kraju, który stał się w ciągu tych 25 lat jedną z największych potęg gospodarczych świata, a jego znaczenie polityczne ciągle rośnie. W jego wypowiedzi ważne jest także to, że definiuje cele polityczne unikając sprzeczności między dobrem świata, Europy i Niemiec. To od razu ustawia go w sytuacji polityka formatu światowego. Tymczasem Polacy uwielbiają definiować swe cele w kontrze do innych.

 

Cokolwiek powiesz - może być użyte przeciw tobie...

Znana z filmów amerykańskich reguła ma mocne zastosowanie w polityce.

Niedawno cała Polska zatrzęsła się z oburzenia: Putin usprawiedliwia pakt Ribbentrop-Mołotow – twierdząc, że Polacy zasłużyli sobie na to udziałem w rozbiorze Czechosłowacji. W rzeczywistości wypowiedź Putina nie była szokująca, a co najwyżej kontrowersyjna. Mówił on o tym, że oceniając wspomniany pakt, należy unikać błędu historycyzmu (ocenę minionego zdarzenia w dzisiejszych realiach, bez uwzględnienia kontekstu historycznego). Mówił, że wówczas tego rodzaju działania nie były niczym nadzwyczajnym, a porozumienie Polski z Niemcami w sprawie Zaolzia jest tego przykładem. Wspomniana kontrowersyjność sprowadza się zaś do publicystycznego języka, jakiego Putin użył (wypowiedź była w formie odpowiedzi na polską krytykę paktu).

 

O wiele poważniejszą kwestią, przy której wystąpiły problemy językowe, jest uznanie wyborów w zbuntowanych republikach ukraińskich. Uznanie tych wyborów byłoby równoznaczne z akceptacją rozpadu Ukrainy. Biorąc pod uwagę zaangażowanie Rosji oraz prawdopodobne pójście tych republik w ślady Krymu – można by to nawet uznać za potwierdzenie najgorszych oskarżeń pod adresem Rosji. Media poinformowały, że Rosja uznała wybory po tym, gdy rosyjskie MSZ ogłosiło, że „szanuje” wynik wyborów. Okazuje się jednak, że poproszony o doprecyzowanie, czy można postawić znak równości między słowami "szanujemy" i "uznajemy", doradca Władimira Putina odparł, że "są to różne słowa". - Słowo "szanujemy" zostało użyte świadomie - podkreślił.

 

 

Na stronach „Nowej Konfederacji” poruszany jest problem „renty neokolonialnej” (szacowanej na 5% PKB), czyli drenażu Polski przez obcy kapitał. Autor koncentruje się na transferach legalnych, wynikających z dużego udziału obcego kapitału w naszej gospodarce. A do tego należy doliczyć „optymalizację podatkową” („Podatkowy raj Junckera” z powodu którego oburza się cały świat, to wierzchołek góry lodowej), koszmarne zadłużenie oraz transfery nielegalne, które są szacowane na około 10mld dolarów. Ten ostatni czynnik jest szczególnie wymowny, bo jest to w całości osiągnięcie mafii Tuska.