Tesla jest perspektywiczną firmą, która produkuje samochody elektryczne. Jej wartość jest wyceniana na 30mld USD. Apple zaś posiada nieprzebrane zasoby gotówki ($155 mld) i praktycznie nieograniczony dostęp do kredytu. Dlatego mógłby bez problemu kupić Teslę. Od dłuższego czasu odzywają się głosy różnych ekspertów od wydawania nie swoich pieniędzy, że ta transakcja powinna nastąpić. Dlaczego?

 

Po pierwsze – bo wszyscy w Dolinie Krzemowej coś kupują, więc dlaczego Apple miałby być wyjątkiem. Po drugie spekulanci obracający akcjami Apple chcieliby zarabiać jeszcze więcej. Nie ma dla nich większego znaczenia to, jaka cząstka bogactwa firmy jest w ich posiadaniu. Liczy się dynamika. A poniższy wykres nie wygląda tak jak by sobie wymarzyli.

 

 

Wykres ten pokazuje dynamikę wzrostu dochodów Apple.

 

W przypadku Tesli mamy stały wzrost dynamiki. I choć poziom dochodów nie jest tak wysoki, jak dla Apple, to się może niedługo zmienić. Czy samochody z logiem jabłuszka będą sprzedawały się tak jak smartfony? Wszystko zależy od polityków. Jeśli cena ropy będzie  rosła, a klimat nie zacznie się zbytnio ochładzać (to znaczy woda w Bałtyku nie zamarznie), to przed Teslą świetlana przyszłość. Na razie te samochody w Polsce można kupić za od 230 do 411 tysięcy (sprzedano 8 sztuk).

 

Zakup Tesli przez Apple może stworzyć w przyszłości wielkiego giganta, który będzie dysponował nieograniczonymi funduszami.

Zaczyna pękać monolit, jakim była polska „pseudoelita”. Do niedawna była tylko jedna narracja i jedna strategia. Wykluczenie wszelkimi możliwymi metodami inaczej myślących, a potem ubolewanie, że oni nie potrafią dorosnąć do roli światłych Europejczyków.

 

Najbardziej nieznośne jest przekonanie, że wykształcenie i elokwencja są wyznacznikiem kultury. Można odwalać najgorszą chamówę, byle było „kulturalnie”. A więc nie „odwalanie chamówy” (bo to ta wredna opozycja), tylko co najwyżej „płomienna polemika”.

 

Coroczna celebracja Święta Niepodległości była okazją, żeby poubolewać nad tym, że naród nie dorasta do demokracji. A także nad tym, że „dlaczego nie możemy świętować razem”. Gdyby nieszczęście hitleryzmu wydarzyło się w Polsce, to pewnie Hitler spocząłby na Powązkach, a „elyta” też chciałaby wspólnej celebracji rocznicy jego śmierci.

 

W tym roku jednak coś się zmieniło. Telewizyjna relacja była bardziej obiektywna i rzetelna. Na dodatek wśród komentatorów zamiast naindyczonego i oburzonego „autoryteta moralnego”, pojawiła się młoda pani socjolog, która z naturalnym uśmiechem (bynajmniej nie uśmiechem politowania a'la Szeinfeld) wyraziła opinię, że Polska jest fascynującym krajem, bo nasze spory są takie gorące. Czyżby następowała zmiana pokoleniowa?

 

A może te coś innego się zmienia, skoro nawet pani Magdalena Środa mówi bez ogródek, że telewizja pana Wajdy i jego kumpli nadaje gówno (podobnie zresztą jak TVP). W tym przypadku trudno zresztą odmówić jej racji.

 Jest nadzieja dla sparaliżowanych. Uszkodzony rdzeń kręgowy jednak można odbudować! Dokonali tego polscy lekarze, wykorzystując prace Brytyjczyka, prof Raismana. Ten naukowiec porównał pierwszy krok pacjenta z odtworzonym rdzeniem do pierwszego kroku człowieka na księżycu. Ale to nawet bardziej przełomowe, gdyż dotąd wydawało się zupełnie niemożliwe. Niestety jak na razie osiągnięciem jest odzyskanie czucia w nogach, pozwalające na bardzo ograniczone poruszanie się. Na dodatek uszkodzenie rdzenia nie było zbyt duże, a dodatkowa rehabilitacja jest bardzo intensywna. Nie jest to więc cudowny lek dla wszystkich sparaliżowanych. Pewnie dlatego lekarze z Wrocławia byli bardzo ostrożni i nie robili z tego sensacji. Do czasu, gdy reportaż o tym osiągnięciu nadało BBC. Informacja jest bardzo „brytyjsko-centryczna”. Podkreśla się rolę prof. Raismana i finansowanie badań przez brytyjską fundację (choć przecież nie tylko oni dali pieniądze). Nie można tej informacji zarzucić kłamstwa, ale po kolejnych publikacjach widać, jak to zostało odebrane (vide np. theguardian.com). Nawet z pacjenta zrobiono Bułgara. O co tym Brytyjczykom chodzi? Mają jakieś kompleksy, czy co? Chcą nas okraść tak samo, jak okradziono z należnej sławy polskich matematyków, którzy złamali kod Enigmy?

 



 

Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna. Te słowa Wyspiańskiego okazały się prorocze. Na całym świecie jak nie wojny to strajki, albo przynajmniej demonstracje. Wojna na Bliskim Wschodzie, wojna na Ukrainie. W Izraelu władza strzela do Palestyńczyków a w USA do psów. Pies na władzę szczekał, więc mu się należało. Co zrobił Palestyńczyk – dokładnie nie wiadomo (wiadomo, że nie szczekał, ale uciekał). Premier Izraela powiedział stanowczo, że jego państwo jest „państwem prawa”, więc nie pozwoli przeszkadzać władzy w strzelaniu do obywateli. Jeśli Palestyńczycy nadal będą demonstrować, to się mogą doigrać. W Meksyku burmistrz pewnego miasta tak się wkurzył na demonstrantów, że kazał ich wyłapać i wybić. Policja do spółki z gangami polecenie wykonała – 43 studentów zastrzelono a ciała spalono.

W Europie tymczasem fala demonstracji i strajków. Tylko w ostatnich dniach mieliśmy:

Biedna władza się martwi i irytuje. We Włoszech już nawet pocałować władzy nie wolno! Szef KE mówi, że pokój w Europie nie jest niczym stałym. Nie wiadomo, czy to stwierdzenie, obawa, przestroga, czy obietnica. Jeśli obawa – to najpewniej o własne stołki. Bo ludzie jakoś władzy nie kochają. Katalończycy tak bardzo nie kochają państwowej władzy, że ponad 80 proc. z nich wolałoby mieć inną – lokalną.

 

A w Polsce w tym czasie? Cisza – spokój. My kochamy swoją władzę. Nawet jabłka jej dowożą jesienią. Nieudacznicy pogodzili się ze swym losem nieudaczników, albo wyjechali. Życie płynie leniwie i tak ma być. Nie wolno się wzburzać, ekscytować ani angażować! Wszyscy wiedzą, że te wszystkie „poważne problemy” (nawet Putin) to jedna wielka blaga i ściema. Tu nic nie jest na poważnie.

 

Jak udało się zbudować taki ustrój szczęśliwości społecznej? To jest bardzo proste. Po prostu trzeba przestać interesować się co robi władza i dbać o to, żeby zła opozycja nie przeszkadzała!

 

Trudno zrozumieć dlaczego inteligentni ludzie dają takie tytuły informacjom jak: „Rubel dramatycznie w dół. Panika w Rosji”. Dramat i panika. Gdzie? W Rosji. Skąd to wiadomo? Za źródło wiadomości podano TOK FM i Financial Times. No to musi być prawda.

W świecie realnym wygląda to tak: po zmianie polityki banku centralnego kurs rubla w stosunku do dolara osłabł jakieś 7-8%. Od piątku nastąpiła stabilizacja i kursy wahają w okolicy 1%. Jak będzie dalej tego nikt nie wie, ale „eksperci” muszą coś pleść. Bez jakichś dramatycznych zdarzeń nie powinno być żadnej „paniki”. Tym bardziej, że w przeciwieństwie do redaktorków FT większość Rosjan nie ma w bankach dużych oszczędności, które chcieliby wycofywać.

W świecie medialnym wygląda to tak: Eksperci twierdzą, że prawdziwa panika może rozpocząć się w poniedziałek, kiedy Rosjanie zaczną wycofywać ruble z kont bankowych. Notowania waluty są bardzo słabe, w piątek euro po raz pierwszy przekroczyło 60 RUB, zaś kurs dolara wyniósł rekordowe 46 RUB. Bank centralny ostrzegł przed zagrożeniem dla stabilności systemu finansowego, zaś w oczach ekonomistów to "panika na wielką skalę".

 

Autorem tezy o „panice na wielką skalę jest pewnie niejaki Dmitrij Polevoy z ING, który mówił: "To jest panika an wielką skalę, związana kryzysem walutowym w oparciu o samospełniającą się przepowiednię". Do oceny tej informacji dobrze byłoby jeszcze wiedzieć jak na rynku walutowym inwestował ING.

Natomiast to co według dziennikarzy było „ostrzeżeniem” przed zagrożeniem, w rzeczywistości było sygnałem, że Bank dostrzega zagrożenie i jest gotowy interweniować w dowolnym momencie. Zdaniem Rosjan "Wahania widzieliśmy w ciągu ostatnich dwóch dni [środa i czwartek] mają raczej charakter spekulacyjny i nie odpowiadają fundamentalnym warunkom rubla".

 

Na razie (poniedziałek, 10 czasu moskiewskiego) rubel się umacnia - około 2% i o panice nic nie słychać (może Rosjanie nie czytają FT, albo wyczytali tam coś innego...).