Przez rok obowiązywała narracja, że nie ma żadnej, afery tylko jest przestępstwo dokonywania nielegalnych nagrań. Premier Tusk wyraził nawet ponoć zadowolenie z podsłuchanych ministrów – bo nie knuli na tych nagraniach jak tanio Polskę sprzedać, a nawet martwiło ich to – że państwo działa tylko teoretycznie. Wczoraj nagle okazało się, że jednak była afera. Jest winny (prokurator generalny), do dymisji podali się nagrani ministrowie i Marszałek Sejmu – dla dobra Platformy. Pani premier przeprosiła – wyborców Platformy (media podały, że przeprosiła Polaków – z czego by wynikało, że ci którzy nie głosują na Platformę Polakami nie są). Wszystko dla ciebie, ukochana Partio.

Rzecznik rządu Kidawa-Błońska powiedziała, że trzeba sprawdzić, jakie popełniono błędy. Nic nie trzeba sprawdzać – rządy PO to jeden wielki błąd. Zadziwiające, że ponoć ponad 20% jeszcze chce na nich głosować. Paweł Kukiz na Facebooku napisał: No, to ewidentnie grają na przyspieszone wybory. We wrześniu ;-)

Niczego, kitulki, nie zyskacie. Nie miejcie złudzeń ;-)

 

Mamy polskiego Snowdena? Zbigniew Stonoga twierdzi, że on tylko udostępnia akta afery podsłuchowej, które znalazł na jakimś chińskim serwerze. Waga tych dokumentów nie jest tak wielka, jak ujawnionych przez Snowdena dokumentów NSA. Jednak w przypadku USA ujawniono kontrowersyjne, a nawet naganne działanie państwa. W przypadku Polski okazuje się, że nawet czysto teoretyczne funkcjonowanie jest wątpliwe. Być może więc rzeczywiście należałoby ogłosić koniec III RP i zacząć budować coś lepszego?

O tym, jak to „teoretyczne państwo” nie funkcjonuje najłatwiej przekonać się śledząc reakcję niektórych z głównych mediów. Charakterystyczna jest na przykład reakcja Andrzeja Stankiewicza na łamach "Rzeczpospolitej”: Za mało wiemy, by w tej chwili przesądzać, jaka motywacje kierowała zleceniodawcami Stonogi. Trudno jednak uznać, że biznesmen jest w tej sprawie samodzielny.

Czyż to nie urocze nawiązanie do czasów, gdy śledzenie wrogich inspiracji było najlepszą metodą obrony PRL'u?

Zbigniew Stonoga mówi otwarcie o co mu chodzi. Nie pojawił się on wczoraj, od dawna toczy boje z instytucjami IIIRP. Warto zapoznać się z wywiadem sprzed roku, w którym opowiada skąd się wziął. Początkiem jego działalności była afera „Colloseum” Zbigniew Stonoga ujawnił, że Józef Jędruch po prostu rozdał politykom 350mln zł. Spotkała go za to (Stonogę, nie Jędrucha) sroga kara ze strony „systemu”.

Fragment jego życiorysuZaliczy 10 (niektóre po kilka razy) aresztów śledczych. Wiele spraw jest od razu umarzanych, po dwóch latach nie bardzo już jest go za co trzymać „do śledztwa”. Ale znajduje się paragraf: nie spłacił karty kredytowej na kwotę niecałych 20 tys. zł. Za to dostaje wyrok: 3,5 roku – jako że zdaniem sądu działał w warunkach recydywy (7K305/01 Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy). – To nieprawda, ale instancje odwoławcze przyklepują wyrok, ten się uprawomocnia. Trafia do celi z oprychami, ale pisze im odwołania i różne pisma, więc jakoś daje radę w kryminale.

Człowiek miał prawo się wk... - sorry: zdenerwować.

[uzupełnienie 10-06]

Prokuratura stanęła na wysokości zadania i postawiła Zbigniewowi Stonodze zarzuty w sposób, który jest najbardziej medialny, jak tylko możliwe:

https://www.facebook.com/gazetastonoga/videos/vb.598728396924452/670291126434845/?type=2&theater

Profil na Facebooku:

https://www.facebook.com/pierydolefiskusa.stonoga

Niemiecka prasa komentując działalność Donalda Tuska w Brukseli, twierdzi, że za bardzo w tych działaniach kieruje się polskim punktem widzenia. Jednak wpływ polskiej polityki widać nie tylko w rodzaju podejmowanych spraw, ale też w sposobie działania. W typowy dla polskiej polityki sposób rozprawił się on z kontrowersjami wokół jego zaangażowania w polskie wybory. Ryszard Legutko skierował skargę do Europejskiej Rzecznik Praw Obywatelskich na Donalda Tuska za poparcie w wyborach prezydenckich Bronisława Komorowskiego. Zdaniem eurodeputowanego PiS - Tusk złamał zasady określone w Europejskim Kodeksie Dobrej Administracji (EKDA). Wskazał na dwa artykuły tego kodeksu - dotyczące nadużywania uprawnień oraz bezstronności i niezależności.

Komentując to rzecznik szefa RE stwierdził, że skarga "wydaje się umotywowana politycznie". A niby jak miałyby być umotywowane działania polityka w sferze politycznej? Rónie dobrze rzecznik mógł na pytania o tą sprawę odpowiedzieć, że mamy wiosnę. 

Po tajnej naradzie miłującej pokój i pojednanie przewodniej siły narodu, „czołowi politycy” PO dzielą się wnioskami. Iwona Śledzińska-Katarasińska mówiła w TV, że platformie została przyklejona „gęba”, a oni nie potrafili społeczeństwa przekonać, że nie są tacy źli.

Tymczasem „Rzeczpospolita” ujawnia, jak ma wyglądać to przekonywanie: PO zatrudniła internetowych hejterów. Setka ludzi + rodziny polityków będą w internecie przekonywać, że to PiS jest zły. Rola hejterów jest zawsze negatywna (nazwa wywodzi się od słowa „nienawiść”). Nijak więc nie da się w ten sposób przekonać społeczeństwa, że platformersi to aniołki, a nie żadna mafia. Na razie więc udaje się im jedynie ugruntować opinie o własnej głupocie.

Sądząc po komentarzach pod najnowszą informacją o Pawle Kukizie, platformerskie heitery poszły w internet. Efekty dość żałosne i łatwe do zidentyfikowania. Niemniej jakieś ostrzeżenia dla zwykłych użytkowników internetu by się przydały:


 

Andrzej Duda wygrywając wybory parlamentarne rozbudził nadzieje. Wydawało się, że Polacy mają dość polityki pełnej nienawiści. W tą atmosferę sprzeciwu wpisał się Paweł Kukiz, porywając za sobą rzesze młodych wyborców. Głośno sprzeciwiał się tworzeniu z Polaków wrogich obozów – porównując ich do Hutu i Tutsi. Wydawało się, że współgra to z wezwaniami Andrzeja Dudy i oto idzie nowe.

Ale minął ledwo tydzień, a pan Kukiz pokazał, że on potrafi przebić nawet najbardziej chamskie wybryki polityków. Zwracając się do posłanki Pawłowicz napisał między innymi:

A mówiąc poważnie - proszę przeczytać sobie to co w linku. Jeśli będzie miała Pani problem ze zrozumieniem to z całą pewnością znajdzie Pani nawet w swojej partii ludzi, którzy Pani wytłumaczą.

Prawda, że takiego jadu miłości nie powstydziłby się nawet Stefan Niesiołowski?

Tylko czy komuś potrzebny jest jeszcze jeden plujący błazen?

Bardzo trudno jest obecnie o optymizm. Być może jest ostatni moment, aby uniknąć w Europie wojennej zawieruchy. Obawy o utratę suwerenności wyraża Krzysztof Rak z Ośrodka Analiz Strategicznych, który wzywa do kompromisu. Chyba jednak Polsce bardziej potrzebna jest wymiana elit. Jeśli jednak ktoś wiązał nadzieję z tym, że wraz z Pawłem Kukizem wejdzie do polityki nowe pokolenie – ludzi szczerych i bezkompromisowych, musi się dzisiaj czuć okropnie głupio.

 

Szokujący wyrok zapadł w piątek w sprawie przeciw twórcy portalu internetowego Silk Road, Rossa Ulbrichta: dożywocie bez możliwości wcześniejszego zwolnienia warunkowego. Silk Road to była giełda, na której można było płacąc bitcoinami kupować nielegalne produkty – także narkotyki. Obrońcy argumentowali, że to był eksperyment gospodarczy, który wymknął się spod kontroli. Sędzia odrzucił tą argumentację i skazał programistę za przemyt narkotyków, spisek, piractwo komputerowe, pranie brudnych pieniędzy i udział w organizacji przestępczej.

Po zatrzymaniu Ulbrichta oskarżono o zatrudnianie poprzez giełdę zabójców, którzy uśmiercili sześć osób, co wykluczyło możliwość zwolnienia go za kaucją. Jednak prokuratura nigdy nie złożyła oskarżenia w tej sprawie. Sędzia Katherine B. Forrest posunęła się do stwierdzenia, że to wcale nie znaczy, że on tego nie zrobił!!!

Polacy doskonale znają tą elastyczność amerykańskiego aparatu sprawiedliwości. W Polsce schronił się rosyjski żyd Bogatin, który był ścigany z USA za przestępstwa podatkowe. Amerykanie zażądali jego wydania w oparciu o umowę z 1927 roku, oskarżając go o sfałszowanie czeku. Jednak nigdy nie postawiono mu takiego zarzutu. Zupełną kpiną w świetle tych faktów jest to, że amerykański sąd odmówił wydania domniemanego zleceniodawcy zabójstwa generała Papały, Edwarda Mazura, gdyż w Polsce nie mógłby on wedle Amerykanów liczyć na sprawiedliwy wyrok.

Piątkowy wyrok na Rossa Ulbrichta wiele osób uznaje za skrajnie niesprawiedliwy. Przy okazji pojawiają się komentarze, że USA przekształca się w kraj więzień.

Poniższy rysunek (źródło) pokazuje ilość więźniów (prison) i aresztowanych (jail):

 

Po Platformie przyszła kolej na „tratwę”. NowoczesnaPL nadchodzi „elitom” na ratunek!

Znamy już pierwsze reakcje:

 

Nasze stulecie niedawno się zaczęło, ale sądząc po ilości analiz i komentarzy = trudno będzie znaleźć bardziej zagadkowe wydarzenie, niż przegranie wyborów przez Bronisława Komorowskiego. W tych mądrych i/lub przemądrzałych analizach trudno spotkać najprostszą odpowiedź: Komorowski przegrał, bo był na tyle złym kandydatem, że nawet skrajnie nirzetelne media kształtujące opinie nie umiały tego zniwelować (zwłaszcza, że ich skuteczność nie jest duża w stosunku do chłopów, którzy i tak wiedzą swoje, oraz młodzieży, która telewizji nie ogląda). Śledząc kampanię wyborczą poza oddanymi propagandzie mediami, należałoby raczej zadać pytanie jakim cudem Komorowski zdobył aż 48% poparcia i dlaczego w ogóle był prezydentem?

Warto śledzić obecnie media, gdyż dzieje się w nich rzecz zadziwiająca. W przewidywaniu zmiany władzy górą bierze zimna kalkulacja i medialna osłona obozu rządzącego zanika. Bezdenna głupota rządzącej pseudoelity objawia się dzięki temu w całej krasie. Niemieckie gazety dla Polaków wybijają na pierwszych stronach tytuły pokazujące małostkowość władzy. Na przykład „Błyskawiczna likwidacja biura Andrzeja Dudy. "Złośliwość Sikorskiego”. To zresztą można traktować jako jedną (choć niezbyt mocną) z przesłanek za tym, że Niemcy postawiły już krzyżyk na PO. Nagle okazuje się, że ze zmianą prezydenta nadzieje wiążą prawie wszyscy (poza oczywiście obozem władzy). Najwyraźniej nasi sąsiedzi też wiedzą, że lepiej z mądrym zgobić, niż z głupim znaleźć.

Wśród opinii analizujących przyczyny porażki Komorowskiego jedną z ciekawszych jest analiza redakcyjna "Dziennnika". Wskazuje ona na efekt emigracji, dzięki której Polacy mogą skonfrontować „zieloną wyspę” z państwami, w których traktuje się z godnością nawet zwykłych „roboli”. Podane przykłady odmiennego traktowania pracowników w Polsce i tak są mało drastyczne i raczej należy traktować je jako uśrednienie.

Platforma Obywatelska od dawna prowadzi politykę nawiązującą do komunistycznej tradycji: Partia strzegąca wolności i demokracji ma prawo odmawiać wolności i udziału w demokracji swoim przeciwnikom. Kto jest przeciw nam – ten zagraża porządkowi społecznemu. Kto pamięta czasy słusznie minione – powinien to rozumieć doskonale.

Kiedy w wieczór wyborczy Bronisław Komorowski mówił o tym, że „pospolite ruszenie” jego zwolenników jest de facto frontem obrony wolności i demokracji, można to było usprawiedliwiać emocjami związanymi z nieoczekiwaną przegraną. Jednak kilka dni po wyborach, w trakcie spotkania kierownictwa PO z Komorowskim ta myśl pojawiła się znowu:

Jako ludzie maszerujący drogą polskiej wolności, mamy prawo niepokoić się tym, co może nastąpić . Mamy obowiązek przygotowywania się do tej następnej wielkiej, demokratycznej bitwy, bitwy jaką będą wybory parlamentarne. To będzie zasadnicza walka o to, czy wspólnie obronimy drogę polskiej wolności, czy dojdziemy do celu, jakim jest polska nastawiona modernizację, strzegąca praw wolności.

Nigdy wcześniej politycy PO nie wyrażali tego tak bezpośrednio. Wygląda jednak na to, że to oficjalne stanowisko tego ugrupowania politycznego. Prześmiewcza grafika ukazująca „Polszewiki” okazuje się bardziej trafna, niż można by przypuszczać:

 

Równie zaskakujące może być podsumowanie wyborów dokonane przez Jarosława Kaczyńskiego. Jednak tym razem jest to zaskoczenie pozytywne. Słowa prezesa PiS zasługują na wielki szacunek:

Zmiana jaka nastąpiła w ubiegłą niedzielę wydaje się nawiązywać do początków III RP, gdy Lech Wałęsa przy wszystkich swych wadach, starał się być otwartym na głos społeczeństwa (póki nie uznał, że to on sam jeden komunizm obalił).

Bardzo szczęśliwą okolicznością jest obecnie to, że tak zwane „elity” w zdecydowanej większości się obraziły na społeczeństwo (szkoda, że nie ma masowej emigracji – ale pomimo bezdennej głupoty, udający inteligentów celebryci doskonale wiedzą, że poza „przyjaznymi” mediami w Polsce oni nie istnieją). Nie grozi nam więc raczej to, że głos społeczeństwa zostanie przytłumiony przez skowyt „elit”. Rodzi się za to fenomen zaangażowania ludzi, chcących wyrazić swoje pragnienia w formie rad dla Prezydenta-elekta.