Firma Amazon ma w Niemczech olbrzymie centrum logistyczne, obsługujące całą Europę. W ubiegłym roku w czasie największego wzrostu ilości przesyłek pracownicy tego centrum zastrajkowali. Zaraz potem Amazon rozpoczął budowę analogicznych oddziałów w okolicy Poznania i Wrocławia. No i jest, jest jest.... Polacy się cieszą, że Amazon dosłownie "wyczyścił" rynek pracy z pracowników gotowych podejmować się słabo płatnych zajęć: 1530 zł na rękę, 10 godzin pracy dziennie. A ci durni Niemcy znowu strajkują. Polscy pracownicy Amazona dostają około 12 zł na godzinę brutto. W Niemczech wprowadzono minimalną płacę powyżej 8 euro – więc wychodzi 3-4 razy więcej niż w Polsce. Dlaczego Polacy godzą się pracować za pobory kilkukrotnie mniejsze niż Niemcy? Na dodatek Polak pracuje przeciętnie (dane za 2012) 1929 godzin w roku, a Niemiec tylko 1393. Może Niemcy po prostu mają wyższe ceny? No niekoniecznie. Pytanie do Niemki – czy jak sądzi Polaków stać więcej, czy mniej? Mniej. A dlaczego? Nie wiem. Polacy na pewno wiedzą. W internecie jest pełno takich wyjaśnień, jak to: Wydajność gospodarki a tym samym ludzi, zależy w dużym stopniu od technologii stosowanych w firmach. Im bardziej zautomatyzowana gospodarka tym więcej mogą wyprodukować Ci sami ludzie. Niestety Polska gospodarka (jako całość) ma w tym względzie ogromne zaległości. Dlatego Polacy, pomimo tego, że pracują najdłużej w Europie jeżeli chodzi o przepracowane godziny nie są w stanie bardzo dużo wyprodukować produktów i usług.

Gdy Premiery Znana z Prawdomówności jeździ po kraju w glorii chwały zwycięzcy, jej krytycy mówią o kompletnej klęsce. Podsumujmy argumenty obu stron.

 

Najpierw argumenty krytyków:

  1. Rok bazowy 2005 do wyliczenia skali redukcji jest dla nas bardzo niekorzystny. Początkowo rokiem bazowym był 1990, ale wychodziło na to, że Polska już zredukowała 30%. Tusk zgodził się w 2008 roku na zmianę roku bazowego na 2005, a Kopacz zaakceptowała to rozwiązanie.

  2. Pakiet klimatyczny koncentruje się na mechanizmie handlu pozwoleniami na emisję CO2 w wybranych branżach – dokładnie tych, które w Polsce są oparte na węglu. Jest to więc rozwiązanie dyskryminujące. KE manipuluje cenami tych pozwoleń, wskutek czego elektrownie muszą kupować brakujące pozwolenia po coraz wyższych cenach (darmowe pozwolenia nie pokrywają całości potrzeb).

  3. W zamian za darmowe uprawnienia branża elektroenergetyczna musi realizować obniżające emisje CO2. Polski plan inwestycyjny do 2020 r. obejmuje ponad 340 projektów o łącznej wartości ponad 28 mld euro.

  4. Nie przedstawiono żadnych dowodów, że ta redukcja będzie miała jakikolwiek wpływ na powstrzymanie globalnego ocieplenia. Obserwujemy natomiast ostatnio wyhamowanie wzrostu temperatur, których nie przewidziały błędne modele meteorologów.

  5. Przystając na zapis o 60% PKB na mieszkańca, polski rząd uznał, że do roku 2030 będziemy stali w miejscu, jeśli chodzi o rozwój, a ceny nie będą się wyrównywać. Wszak według parytetu siły nabywczej już mamy powyżej 67% średniej. Nominalnie w 2013 roku było 53% średniego PKB na mieszkańca UE. Poza rozwojem gospodarczym (stagnacja grozi problemami finansowymi budżetu) i wyrównywaniem się cen, na rachunkowy wzrost naszego PKB będzie wpływać gwałtowny spadek populacji, wynikający z trendów demograficznych.

  6. Przyjęty odsetek energii ze źródeł odnawialnych (OZE) jest nieosiągalny bez wzrostu cen energii (potwierdzają to przykłady Niemiec i Australii, która zrezygnowała ostatecznie z podatku na OZE). Rząd J. Kaczyńskiego wynegocjował zmniejszenie limitu energii odnawialnej z 20 % do 15 % . Kopacz zgodziła się na 27%. Obecnie mamy 11%. Produkcja energii z OZE wiąże się z wysokimi nakładami inwestycyjnymi – podobnie zresztą jak produkcja energii z paliw kopalnych. Jednak rentowność produkcji jest wyższa w przypadku paliw kopalnych, co pozwala m.in. na spłatę kredytów zaciąganych na realizację inwestycji. W przypadku OZE, przy obecnych warunkach rynkowych dotyczących głównie cen surowca i energii, wolne przepływy gotówkowe generowane w fazie eksploatacji okazują się zbyt małe, by można spłacić zobowiązania finansowe zaciągnięte w fazie budowy i uzyskać satysfakcjonującą rentowność.

  7. Pakiet klimatyczny stoi w sprzeczności z ogłoszoną przez Tuska strategią rozwoju energetyki, w ramach której rząd wymusił na PGE inwestycję w rozbudowę bloków węglowych w elektrowni w Opolu.

 EBC przeprowadził „testy wytrzymałościowe” (stress test) europejskich banków. W testach tych chodzi o obiektywną ocenę (audyt) kondycji banków i ich odporności na różne ryzyka.

Przebadano 130 największych banków. Test oblało 25 banków, z czego 13 brakuje kapitału (w sumie 100mld euro). Są wśród nich dwa „polskie” banki: Getin Noble Banku oraz BNP Paribas Bank Polska. Kłopoty ma też portugalski właściciel Banku Millenium.

Getin Bank ma zbyt mały kapitał własny – brakuje 262,5mln zł kapitału „pierwszej kategorii” (Tier 1). Brak ten został już uzupełniony.

Według bankowców wyniki polskich banków są bardzo dobre i potwierdzają stabilność naszego sektora bankowego.

W czasie gdy media mętnego nurtu są pełne zachwytów nad Premierą Znaną z Prawdomówności, która poszła na maksa i grożąc wetem, zdobyła 100%, Dominik Smyrgała - adiunkt z Collegium Civitas i ekspert bezpieczeństwa energetycznego ze zdziwieniem zauważył, że przecież my mamy PKB powyżej 60% średniej w UE. A w porozumieniu (pojawiło się polskie tłumaczenie) stoi jak byk: państwa członkowskie, z PKB na mieszkańca poniżej 60% średniej UE mogą dalej otrzymywać bezpłatne uprawnienia dla sektora energetycznego do 2030 roku (punkt 2.5). Łapiemy się jedynie na próg 90%, który upoważnia do otrzymania 10% uprawnień, które będą zbywane przez państwa na aukcjach – o ile będą (punkt 2.8). Pan Smyrgała podejrzewa w związku ze swym odkryciem u siebie paranoję, I słusznie, bo przecież Premiera Znana z Prawdomówności łgać nie może. A trzeciej możliwości nie ma.

 

Pod notką blogerską na temat rozterek pana Smyrgały, jeden z komentatorów dokonał pobieżnych szacunków: globalne ocieplenie/oziebienie ma miejsce i w jakimś procencie jest spowodowane przez CO2. Powiedzmy że w 5%. Z tych 5%, jakieś 40% to emisja spowodowana przez człowieka - mamy 2% (0,05 x 0,4). Z tych 2% dokładnie 11% to emisja UE (nikt inny nie ma zamiaru niczego redukować) - mamy 0,0022%. Z tych 0,0022% uda się może (?) zredukować 30%- mamy 0,00066%.

Oczywiście mogłoby się zdarzyć tak, że te 0,00066% to przekroczenie jakiejś granicy, po której następują gwałtowne zmiany (analogicznie jak po przekroczeniu granicy płynności przy zginaniu stalowego pręta stal łatwo się odkształca). Ale żaden taki model nie został przedstawiony. Ideolodzy globcio bazują jedynie na modelach obrazujących korelację temperatur i emisji CO2. Ale po pierwsze modele te zawodzą, po drugie gwałtowny wzrost emisji CO2 mieliśmy już w początkach ery industrialnej (wiek XIX) oraz w czasach gwałtownego rozwoju motoryzacji (wiek XX). Emisja CO2 nie jest też jedynym czynnikiem poprzez który człowiek wpływa na klimat (wylesianie, obniżanie poziomu wód gruntowych etc...).

 

Wyjaśnienie [26-10-2014,8:22]:

Przed szczytem proponowano utworzenie rezerwy wynoszącej 1-2 proc, z których korzystałyby państwa z PKB na głowę poniżej 60 proc. średniej UE. Dzięki metodologii, która ma być zastosowana do liczenia PKB, z tego instrumentu mogłaby też skorzystać Polska.

Nasza premiera „ugrała” tyle, że zamiast małej rezerwy, zezwolono tym państwom na dystrybucję darmowych pozwoleń na dotychczasowych zasadach. Rodzi to ciekawe pytania, jakie naprawdę PKB ma Polska i w którym z dwóch metod liczenia mamy do czynienia ze statystycznym oszustwem.

Władimir Putin został uznany za antyamerykańskiego. Jego przemówienie na posiedzeniu Klubu Wałdajskiego w Soczi zachodnie media uznały za najbardziej antyamerykańskie w jego karierze. Nie poprzestał on bowiem na obronie swojej polityki, ale zaatakował fundamenty polityki amerykańskiej:

Niekiedy powstaje wrażenie, że nasi koledzy i przyjaciele stale walczą z rezultatami własnej polityki. Rzucają swój potencjał na likwidowanie ryzyk, które sami stwarzają, płacąc za to coraz wyższą cenę. […]

Moskwa niejednokrotnie ostrzegała Waszyngton przed "niebezpieczeństwem jednostronnych akcji siłowych, ingerowania w sprawy suwerennych państw oraz umizgiwania się do ekstremistów i radykałów".

Putin oświadczył także, że nie dąży do odbudowy imperium, nigdy też nie kwestionował suwerenności Ukrainy.

Prezydent mówił też, że społeczność światowa nie dostrzega nieproporcjonalnego stosowania siły przez władze w Kijowie, w tym używania bomb kasetowych i broni taktycznej.

Ale Amerykanów najbardziej ubodło to, że Putin uznał, że w USA nie ma prawdziwej demokracji. Za przykład dał ruch Occupy Wall Street, który został „zduszony w zarodku”.