Odpowiedzią na krytykę niemieckiego podejścia do gospodarki może być książka prof. Hansa-Wernera Sinna "Uwięzieni w euro" ("Gefangen im Euro"). Prezentując ją ekonomista Jürgen Stark stwierdził: "Wygląda na to, że niektóre koła polityczne w UE tylko czekały na pierwszy kryzys w strefie euro, aby przekształcić ją w unię zadłużenia".

Wszystko zaczęło się w 2003 roku, twierdzą zgodnie Jürgen Stark i Hans-Werner Sinn, kiedy Niemcy i Francja rozmiękczyły kryteria Paktu Stabilności i Wzrostu z 1997 roku. Ich zdaniem równało się to podważeniu Traktatu o Unii Europejskiej z 1992 roku, a w praktyce podkopaniu fundamentów Unii Europejskiej w takim kształcie, w jakim przewidziano ją w Traktacie z Maastricht.

Kryzys finansowy z 2008 roku dopełnił tylko miary nieszczęścia. Gdyby nie poprzednie odstępstwa od nienaruszalnych, zdawałoby się, zasad, w latach 2008-2009 i później nie byłoby tak łatwo naruszyć przyjętych w Maastricht kryteriów konwergencji. Tymczasem to właśnie nastąpiło.

Ciekawą analizę sytuacji gospodarczej Chin dziennikarza Bloomberga publikuje forsal.pl. Jeśli wzrost PKB w Chinach osłabnie do poziomu poniżej 5%, Chińczycy mogą zdewaluować juana. Efektem byłby wzrost eksportu (chińskie towary stałyby się tańsze). Ułatwiłoby to także obsługę długu państwa (liczone w juanach przychody by wzrosły). To by się jednak bardzo nie spodobało Amerykanom, którzy uważają, że juan i tak jest za tani i dlatego chińszczyzna zalewa USA.

 

Podobny mechanizm stosuje Wenezuela, która po cichu dewaluuje boliwara (ta waluta nie jest w pełni wymienialna, więc można zmieniać jej wartość bez rozgłosu).

 

Dewaluacja (czyli utrata wartości waluty) wiąże się najczęściej z inflacją. Dlatego jest to mechanizm bardzo kontrowersyjny. Najgorsze jest to, że nagła zmiana reguł skłania społeczeństwo do „walki o swoje” (o utrzymanie poziomu dochodów). Producenci podnoszą ceny. Pracownicy zaczynają domagać się wyższych płac i spotykają się z argumentem, że przecież to rząd odpowiada za wzrost cen, a nie przedsiębiorcy. Konflikt przenosi się na ulice i często kończy się zmianą rządu. Dlatego dewaluacja nie powinna (wbrew monetarystycznym rojeniom) być elementem szerszego programu reform, społecznie akceptowanego.

 

Niemniej jednak jest to mechanizm silny i skuteczny. Dlatego w sytuacjach wyjątkowych warto mieć go w swym zasięgu. Dlatego tak kontrowersyjne są ponowne nawoływania do wejścia Polski do strefy euro (plotki mówią, że to nie przypadek, że akurat teraz i ma to związek z karierą Tuska w strukturach europejskich).

 

 

Na kopalni w zależności od jakości i innych czynników urobek kopalń kosztuje 200-500 zł za tonę. Według Ministerstwa Gospodarki cena zbytu węgla wynosi około 300 zł/tonę (dane z roku 2013).

Jak twierdzą eksperci, problemem górnictwa jest niska efektywność i koszty pracy. Jeśli ktoś nie wierzy ekspertom, to może samodzielnie wykonać obliczenia. Tak jak Jan Bluz – redaktor Money.pl. Co m u wyszło? Pensja górnika pracującego na dole kopalni oscyluje w granicach 3000 zł na rękę i to pod warunkiem, że przychodzi do pracy w dwie niedziele w miesiącu. Warto dodać, że nowo przyjęty górnik, który nie decyduje się na pracę w niedziele, zarabia miesięcznie od 1500 do 1800 zł na rękę. Za pracę z narażeniem życia i powodującą szereg problemów zdrowotnych.

Ernest Skalski (jeden z twórców Gazety Wybiórczej – co nie jest bez znaczenia) zauważa:

Wypadki, w tym śmiertelne, bywają w transporcie, budownictwie, na roli. Nikt jednak nie postuluje, by likwidować czy choćby ograniczyć te branże. A górnictwo węglowe podlega dyskusji i słusznie. Katastrofa w KWK Mysłowice nałożyła się na kolejne zaostrzenie permanentnego kryzysu branży.

Tekst Skalskiego jest doskonałym przykładem manipulacji zgodnie ze schematem: Jeśli chcemy uderzyć w X, to robimy konstrukcję P=>(X, W2, W3....).
Nie jest ważne, że w tm zestawie (X, W2, W3....) najmniej znaczące może być X. Nikt nam kłamstwa nie zarzuci.
U redaktora Skalskiego X brzmi następująco: "zgraję nierobów i pasożytów, jakimi są niezliczeni bonzowie niezliczonych związków i związeczków zawodowych w tej branży. Żeby pokrywał utracone korzyści wynikające z zakupów sprzętu dokonywanych za łapówki przez prezesów i dyrektorów. A przy tym, byśmy byli pośrednio obciążani wynajmowaniem autokarów dla wandali, którzy przyjeżdżają by demolować nasz wspólny dobytek."

 

Krzewiciele idei likwidacji polskiego przemysłu nie przepuszczą żadnej okazji. Jeden z komentarzy trafnie to podsumował: Znowu parę trupów lub ciężko poparzonych ofiar na talerzu rzucili.
Parę dziennikarzy może dzięki temu może napisać znowu parę bezsensownych wierszówek, parę ryjów udających polityków może znowu pokazać swe ryje ciągle pokazywane od 20 lat i wykwiczeć wyświechtane kwiki w telewizji wypełniając kilkanaście godzin ramówek, blogerzy w internecie też mają satysfakcję, i mogą sobie potrolować bezsensownie w internecie.
Co ta Polska znaczyłaby bez trupów. Dawajcie nowe dostawy jeszcze. Bo bez trupów - o czym tu kwikać
.

Niemiecki rząd znalazł się pod ostrzałem ludzi, którzy wiedzą lepiej.... Szefowa MFW ostrzega przed recesją, do której prowadzi niemiecka oszczędność. To nie jej ojczyzna jest „chorym państwem Europy”, ale właśnie Niemcy. Ponieważ ataki finansistów zazwyczaj są dobrze skoordynowane, nie należy się dziwić niezależnym „ekspertom”, krytykującym Niemcy. To niemiecki model gospodarczy jest głupi, bo Niemcom wydaje się, że budżet opaństwa jest jak budżet domowy i nie można wydać więcej niż się ma dochodów. W związku z tym inwestycje w infrastrukturę nie rosną – jak na przykład w Polsce, a państwu grozi recesja..... Niemcom tylko się wydaje, że mają silną gospodarkę. Jednorazowy impuls rozwoju po roku 2005 biorą za stałą tendencję. A impus ten wynikał przecież z niskich płac, co uderzyło w kraje południa Europy. Niemcom się też wydaje, że będą w nieskończoność eksportować do krajów BRICS. W ubiegłym tygodniu MFW orzekł, że "Niemcy mogą sobie pozwolić na sfinansowanie niezbędnych inwestycji publicznych w infrastrukturę, nie naruszając reguł fiskalnych". Nie pomogło – więc teraz mamy otwartą krytykę i straszenie.

Polska powinna być dla Niemców wzorem. Inwestuje w infrastrukturę jak szalona, nie bacząc na rosnące długi. Już teraz obsługa zadłużenia jest mniej więcej taka, jak deficyt budżetowy, a wkrótce będzie jeszcze gorzej. Ktoś mógłby sobie pomyśleć, że w sumie wychodzi na to, że prowadzimy zrównoważoną gospodarkę jak Niemcy. Ale przecież to co my pożyczamy (zadłużając się) idzie tam gdzie trzeba. I Niemiecka gospodarka będzie tak długo zła, póki ci co trzeba na niej nie zarabiają. Przecież to nie do pomyślenia, aby przy niskim bezrobociu płaca minimalna wynosiła w Niemczech blisko 6 tys zł na miesiąc. Powinni jak Polacy zarabiać 3-4 razy mniej, wtedy mieliby na odsetki i mogli strzelać rakietami po kilka milionów za sztukę....

 

Dzisiejsze czasy mają pewną zaletę / wadę (zależnie od punktu widzenia) polegającą na tym, że prawie wszystko jest jawne. Spiskowe teorie dziejów tracą na znaczeniu, gdyż „spiskowcy” działają dziś jawnie. Mogą w każdej chwili powiedzieć: macie rację i co z tego.

Jeszcze niedawno domeną publicystów była na przykład rywalizacja systemów ekonomicznych. Kapitalizm oparty na oszczędnościach i anglosaski agresywny liberalizm, wsparty monetaryzmem. Teraz nie ma już sporu. Jest prezentacja patologii jako czegoś normalnego.

Gospodarka Rosji stała się celem ataku. Sankcje i inne prawdopodobne (choć niejawne) działania USA przynoszą spodziewane skutki. Rubel słabnie w stosunku do dolara. Interwencje banku centralnego są dość duże. W ostatnim tygodniu sprzedano 1,75 mld dolarów (zobacz dane historyczne). Inflacja, niskie stopy procentowe oraz obawy o administracyjne ograniczenia przepływów powodują, że Rosjanie wycofują pieniądze z banków. Cena ropy spada, co grozi utratą płynności przez budżet Rosji. Najwyraźniej realizowany jest plan obniżenia ceny ropy naftowej o 20 dolarów za baryłkę. Obecna cena (92 dolary) jest w okolicy kosztów produkcji dla USA i Arabii Saudyjskiej.

 

Czy to oznacza porażkę Rosji w tej ekonomicznej wojnie? Rosja ma olbrzymie rezerwy finansowe, a agresywna polityka ekonomiczna USA raczej sprzyja realizacji planów Putina – budowy przeciwwagi dla Amerykanów. Następuje integracja w ramach Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej. Rosja właśnie ratyfikowała umowę z Białorusią i Kazachstanem, zmierzającą do wprowadzenia od 1 stycznia 2015 Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej (EEU). Zmniejszy to zależność tych gospodarek od rynków finansowych. Ten sam cel mają umowy Rosji z Chinami, dotyczące rozliczeń w walutach narodowych. Triumfalizm oparty na kursie dolara może być przedwczesny.Gra toczy się bowiem o przyszłość tej właśnie waluty:Przedstawiciele Banku Rosji mówili, że rozpoczynają nową strategię rozwoju rynku finansowego i będą wspierać kurs na globalizację, czyli bezpośredni udział Rosji w światowym systemie finansowym. Jednak Europa i Stany Zjednoczone starają się obecnie „zablokować” te plany. Był również pomysł, aby zrobić z rubla walutę swobodnej wymiany do 2015 roku: anulować korytarz walutowy. Takie rzeczy jak sankcje skierowane są przeciwko rublowi i oczywiście blokują plany Moskwy.

 

[…] Gazprom i Rosnieft w rozliczeniach za gaz mogą całkowicie przejść na ruble. Kwestia ta omawiana jest już od kwietnia, kiedy to szef Rosnieftu Igor Sieczyn zaproponował wniesienie tej kwestii do komisji prezydenckiej do spraw przemysłu paliwowo-energetycznego.