Doszliśmy do tego, że gdy przedstawiciel Polski na forum międzynarodowym jasno reprezentuje interesy Polaków, mamy powody do nadzwyczajnej radości. Zapewne niewiele z tego wynika, ale mimo wszystko – dobra i ta odrobina satysfakcji. Taką satysfakcję może nam dać na przykład ostatnie wystąpienie polskiego negocjatora klimatycznego:

„Jesteśmy krytykowani za to, że mamy kopalnie i używamy węgla, ale w 2012 i 2013 roku emisja w Polsce spadała o ponad 1 proc.” - powiedział w trakcie piątkowej konferencji Chruszczow. Dodał, że w analogicznym okresie u naszych zachodnich sąsiadów emisje gazów cieplarnianych rosły mniej więcej o 1,5 proc. rocznie. "1,5 proc. to 12 mln ton (CO2 - PAP); w 2013 roku było to o dwadzieścia parę mln ton więcej niż w 2011 roku".

Na dodatek polska redukcja jest osiągana przy wzroście PKB. W ciągu ostatnich 20 lat, głównie dzięki zwiększeniu efektywności energetycznej, przy zmniejszeniu emisji o ponad 30 proc. nasze PKB wzrosło o ponad 200 proc.

 for PAP/EPA

Badania socjologiczne czasem pozwalają na potwierdzenie tego, co baczny obserwator dostrzega i bez badań. Tak jest z Polskimi Badaniami Panelowymi, które ukazują społeczeństwo w okresie transformacji. Te ciekawe badania prowadzi Instytut Filozofii i Socjologii PAN. Redaktor Solska z Gazety Prawnej komentuje najnowsze wyniki: ubywa beneficjentów transformacji.

Jedną z fundamentalnych cech społeczeństwa w PRL było to, że dobrobyt zależał bardziej od miejsca w strukturze, niż indywidualnej pracowitości i dobrze rozumianej zaradności. Liczyła się „zaradność” twardych łokci i znajomości. Jeśli wziąć tylko tą cechę pod uwagę, to żadnej transformacji w Polsce nie było. Wręcz przeciwnie: taki stan się pogłębił.

Cała transformacja polega na podziale tego co socjalizm uznał za wspólne. Największymi beneficjentami były podmioty zagraniczne. Dalej – polscy „paserzy” i kombinatorzy w rodzaju Jana Kulczyka. Ale trzeba przyznać, że zadbano także o szarych pracowników, którym rzucono ochłapy w postaci akcji pracowniczych.

Ubocznym efektem tego procesu było kilka lat wolności gospodarczej, w czasie których zaradni Polacy wzięli sprawy w swoje ręce i zbudowali tysiące drobnych przedsiębiorstw. Ale to NIE BYŁO efektem transformacji (umożliwiająca to Ustawa Wilczka pochodzi z lat wcześniejszych).

 

Ostatnio słowa słowa Prezydenta Obamy spowodowały falę komentarzy porównujących Polskę do Ukrainy. To rzeczywiście dobre porównanie. Fundamentalną cechą różniącą oba kraje jest poziom nierówności przy grabieży kraju. Na Ukrainie wzięło w tym udział góra 100 osób. W Polsce była większa demokratyzacja. Na to się nałożyło wspomniane kilka tat wolności, które pozwoliły zbudować drobne kapitały oraz polska wieś z małymi gospodarstwami prywatnymi, której nie udało się do końca zniszczyć. Efektem jest dużo większe rozproszenie własności – niż na Ukrainie. Dlaczego w tytule notki wspomina się w tym kontekście Niemcy? Dlatego, że powojenny proces odbudowy Niemiec charakteryzowało jeszcze większe rozproszenie własności. Społeczna gospodarka rynkowa stawiała za cel „dobrobyt dla każdego”, ale jako klucz do dobrobytu służyła „własność dla każdego”. Jest dość oczywiste (pewnie dla każdego poza polskimi ekonomistami), że im powszechniejsza własność, tym bardziej stabilny rozwój. Polski Sukces polega na tym, że nie poszliśmy drogą Ukrainy. Polska klęska wiąże się z tym, że społeczna gospodarka rynkowa pozostała pustym zapisem w Konstytucji (jego istnienie jest usprawiedliwiane resztkami socjalizmu).

Dopiero w 20 lat po zmianie ustroju zaczęły się w oficjalnym obiegu pojawiać krytyczne analizy (dokonywane przez stojących nad grobem ekonomistów). Wyłania się z nich niezbyt optymistyczny obraz niszczenia kraju przez rządzących. Oczywiście największe zasługi w tym procesie ma Leszek Balcerowicz, który za życia dorobił się w mediach formuły stosowanej w odniesieniu do nieboszczyków: albo dobrze albo wcale.

Jednym z nielicznych ekonomistów, którzy ośmielili się nieco go krytykować jest Grzegorz Kołodko. Na podstawie zebranych przez niego danych – powstał poniższy wykres, pokazujący, co by było, gdyby nie było Balcerowicza.



Polska miała szansę powtórzyć sukces gospodarczy Niemiec. Możemy się cieszyć, że nie poszliśmy drogą Ukrainy. Ale powodów do triumfu nie mamy.

Szerokim echem odbiła się wizyta szefa niemieckiej firmy Siemens u Putina. W imieniu koncernu, ale i za wiedzą niemieckiego rządu, opowiedział się on za „długofalowym partnerstwem opartym na wartościach”.

Roczne obroty Siemensa w Rosji wynoszą aż 2mld euro. Korporacja ta współpracuje między innymi z rosyjskim przemysłem zbrojeniowym. Na przykład z przedsiębiorstwem branży lotniczej, United Aircraft Corporation. Ta rosyjska firma (UAC) powstała w celu zachowania i rozwinięcia zdolności badawczych i produkcyjnych rosyjskiego przemysłu lotniczego, w celu zapewnienia bezpieczeństwa narodowego i obrony.

Władimir Putin i Joe Kaeser (fot. dw.de)

Jak zauważył Joe Kaeser jego firma nie kieruje się „krótkotrwałymi perturbacjami”. Jeśli więc pomoże Putinowi w szybszym zajęciu Ukrainy, to z pewnością wzmocni to ich wieloletnią współpracę. Zresztą patrząc z historycznej perspektywy, II Wojna Światowa także była tylko epizodem. W końcu to sowiecka Rosja pomogła rozwinąć niemiecką potęgę militarną wbrew Traktatowi Wersalskiemu (vide Układ w Rapallo).

Tak się „szczęśliwie” złożyło, że ukraiński kryzys zbiegł się w czasie z końcem negocjacji układu handlowego między USA i UE. Sprawa tego traktatu może być doskonałym przykładem współczesnych technik manipulacji. Nie jest potrzebna ani cenzura ani dyktatura, aby zniewalać społeczeństwa. Jeśli na przykład zadamy w wyszukiwarce Google pytanie „ttip site:rp.pl”, dostaniemy szereg artykułów, z sugestywnymi nagłówkami: „szansa dla Polski”, „pomoże gospodarce”, „największe porozumienie”, „drugie NATO”, „Polska staje po stronie Ameryki”, „USA i UE zadowolone z pierwszej rundy negocjacji”, „szansa dla Polski” itd. (to nie jest swobodny wybór, tylko cytowanie za kolejnością pojawiania się).

Wątpliwości mogą się pojawiać jedynie w formie zapytania poddającego w wątpliwość twierdzenia oszołomów w rodzaju „Twojego Ruchu”.

Jeśli dla porównania otworzymy „Dziennik Internautów”, to na głównej stronie mamy linki do artykułów:

TTIP: Rząd tylko udaje przejrzystość i unika istotnych pytań.

Umowa TTIP będzie ujawniona po podpisaniu - twierdzi ministerstwo

Bez wiz do USA, w zamian za walkę z piractwem i inwigilację? - TTIP

Z tego ostatniego artykułu pochodzi ilustracja, która dobrze oddaje istotę sprawy:

zdjęcie

Uzupełnienie 28-03-2014

Niesamowite! W Rzeczpospolitej ukazał się dzisiaj krytyczny artykuł na temat TTIP, pod wymownym tytułem:

"Gwóźdź do trumny przemysłu"

 Szykować bańki i kanisterki. Trybuna Ludu już się cieszy: „teraz to Ameryka zagra gazem”.

Teoretycznie Europa może zwiększyć import gazu LNG o 135 mld m sześć. rocznie. Czyli mniej więcej tyle, ile importuje z Rosji (nie licząc Ukrainy). Problem w tym, że jedyny duży europejski gazoport w chwili obecnej jest w Rotterdamie. Jak stamtąd dostarczyć gaz do Estonii, czy Polski? Może Schroeder pogada z Putinem i Rosjanie odwrócą bieg swoich gazociągów? Gaz trzeba skroplić i przetransportować. Po tej operacji tani gaz w USA przestaje być tani w Europie. Szacuje się, że będzie kosztował co najmniej $500 za tys. m szesc. Europejskie społeczeństwa z pewnością wyjdą z kwiatami na ulice entuzjastycznie witając drastyczne podwyżki, a wzruszeni amerykańscy eksporterzy zrezygnują z wyższych zysków jakie dałby im eksport do krajów Azji.

Ta heca jako żywo przypomina żałosne pomysły, które miały ratować ropociąg Odessa-Brody-Gdańsk – gdy Rosjanie zaproponowali Ukraińcom, aby przestali liczyć na to, że Polacy zbudują swój odcinek. Zdaje się, że Prezydent Kwaśniewski proponował transport zastępczy tej ropy do Płocka. Taczkami, czy jakoś tak ;-). Ale zapomnijmy o tym – bo takie rzeczy jak afera FOZZ i Golden Gate w ogóle się nie zdarzyły. A nawet jeśli – to dawno, a teraz wszyscy Polacy to jedna rodzina – z dobrym wujkiem zza oceanu w tle.