W świecie idealnym ludzie zachowują się racjonalnie, stosunki gospodarcze są zgodne z wolnorynkowymi zasadami a kapitał nie ma narodowości. Niestety nasz świat realny jest daleki od ideału. Dlatego podarowanie francuskiej firmie Orange polskiej infrastruktury telekomunikacyjnej należy ocenić w kategoriach zbrodni.

 

Kulisy działania tej firmy odsłaniają ostatnie doniesienia o jej powiązaniach z francuskim wywiadem: Inżynierowie mający nieograniczony dostęp do najbardziej poufnych informacji krążyli między obydwoma instytucjami - gigantem telekomunikacyjnym i wywiadem - pracując w obu jednocześnie.

 

Brak informacji o tym, czy w ten sposób francuski wywiad zdobywał także dane dotyczące polskich obywateli i polskich przedsiębiorstw. Dociekania w tej kwestii ze strony naszych władz spodziewać się nie należy.

 

 Rząd przyjął zmiany w przepisach podatkowych CIT i PIT (ciekawe, czy ktoś ilość tych zmian jest w stanie zliczyć). Tym razem mają one służyć uniemożliwieniu firmom wyprowadzania dochodów do zarejestrowanych za granicą spółek-córek.

Jak informuje „Puls Biznesu”: Zgodnie z projektowanymi przepisami polski rezydent podatkowy (firma lub osoba fizyczna) będzie musiał uwzględnić w podstawie opodatkowania dochody kontrolowanych podmiotów zagranicznych. Projekt przewiduje, że zagraniczna spółka kontrolowana to taka, w której podmiot polski ma 25 proc. udziału w kapitale, prawach głosu lub udziału w zysku; spółka ta ma co najmniej 50 proc. przychodów o charakterze finansowym; jest położona w kraju, w którym poziom opodatkowania jest co najmniej o 25 proc. niższy od obowiązującej w Polsce stawki CIT.

Na razie nic nie wiadomo o przeciwdziałaniu wyprowadzaniu zysku przez spółki córki w Polsce do swych matek za granicą. Tym bardziej nie ma mowy o zaprzestaniu drenażu regionów poprzez system podatkowy. Prosty podatek płacony w miejscu prowadzenia rzeczywistej działalności rozwiązałby wszystkie te problemy. Ale co wówczas robiliby spece od podatków?

 

Prezydent zwołał naradę w sprawie umowy o wolnym handlu między USA i UE (TTIP).

W tej umowie nie chodzi o żaden „wolny handel”, bo cła między UE i USA nie stanowią problemu.

O tym, że mamy do czynienia z nieczystą grą świadczy zarówno ukrywanie przed opinią publiczną szczegółów negocjacji, jak i stosowana propaganda – taka jak Raport Amerykańskiej Izby Handlowej. Wymiana handlowa między Polską a USA jest niewielka (wielokrotnie mniejsza niż Polski z Niemcami) i nie widać perspektyw znaczącego wzrostu. Pisanie o jakichś nadzwyczajnych korzyściach nie jest niczym innym, jak propagandą właśnie. Taki propagandowy charakter miało też spotkanie u Prezydenta. Żeby nie wyszło, że biernie się przyglądamy – jakieś problemy muszą być. Wygłoszono, omówiono i możemy spać spokojnie....

O co więc właściwie chodzi?

O ukrycie motywów. Jak w powieściach czy filmach kryminalnych, w których nieznajomi ludzie umawiają się, by wykończyć nawzajem swoich wrogów. Sprawca nie ma motywów, a ten, kto ma motyw zapewnia sobie mocne alibi.....

W przypadku tej umowy motywy zmian zostaną najpewniej osłonięte pretekstem konieczności zawarcia kompromisów. „Zagrożenie” ze strony Rosji jest w tym bardzo pomocne. Jeszcze w styczniu br. Komisja Europejska przerwała negocjacje, ponoć w celu przeprowadzenia konsultacji społecznych. Ale skoro Putin szaleje, to trzeba coś robić...

Może uda się w Europie wprowadzić zasady, które były zawarte w ACTA i otworzyć europejski rynek na GMO. W USA z kolei korporacje uzyskają prawa silniejsze niż prawa obywatelskie.

Przedstawiciele wielkiego biznesu rzadko zajmują stanowisko w ważnych kwestiach politycznych. Niedawno mieliśmy dwa głośne przypadki takich wystąpień. Pierwszy zdarzył się w USA. Prezes Facebooka zadzwonił do Baracka Obamy w sprawie inwigilacji internetu. Drugim było wystąpienie prezesa potężnej korporacji Niemieckiej E.ON, Johannesa Teyssena w sprawie ewentualnych sankcji wobec Rosji. W wywiadzie dla „Der Spiegel” mówił on między innymi:

Budowa zaufania i wzajemne zazębianie się gospodarek doprowadziły do tego, że obecnie w Rosji działa ponad 6 tys. niemieckich firm. Równocześnie rosyjskie firmy są obecne w Niemczech, kierują projektami i gazociągami.

Dalej stwierdził, że nie może już słuchać o uzależnieniu od rosyjskich surowców i równie dobrze, jeśli jest się złośliwym, można by powiedzieć, że małżeństwo jest uzależnieniem, jednak można je też uznać za partnerstwo.

Poziom integracji rosyjsko-niemieckiego „małżeństwa” najlepiej widać na przykładzie współpracy koncernu chemicznego BASF z Gazpromem. Firmy dokonały wymiany aktywów (swap). W zamian za udział w wydobyciu surowców energetycznych na Syberii, Gazprom dostał 50 % udziałów w spółkach handlowych gazu Wingas , WIEH ( Wintershall Erdgashandelshaus Berlin ) oraz WIEE ( Wintershall Erdgashandelshaus Zug ) . Częścią umowy są akcje systemów magazynowania gazu ziemnego w Niemczech i Austrii. Już rok później Gazprom przejął 100% udziałów Wingas i WIEH.

W tym kontekście sprzedaż przez RWE Rosjanom polskich koncesji nie powinna chyba nikogo dziwić? A że ogłoszono to razem z „sankcjami” UE przeciw Rosji? Drobne prezenty utrwalają małżeństwo.

Raport organizacji IREX poświęcony gospodarce Ukrainy ukazuje jedną z podstawowych przyczyn słabości tego państwa. Według opublikowanych w ubiegłym roku badań, finansowanych z grantu amerykańskiego Departamentu Stanu: około 100 osób zaliczanych do "oligarchów" lub "rodziny" (0,00003 % populacji) kontroluje 80 % - 85 % gospodarki Ukrainy. Czyli na pozostałe 45 mln ludzi przypada tylko 15% - 20% PKB.

Czy taki kraj może się normalnie rozwijać?

Różnica między wspomnianymi powyżej oligarchami i „rodziną” polega na tym, że oligarchowie to ludzie, którzy się wzbogacili na grabieży majątku pozostawionego przez komunę, a „rodzina” to wytwór kapitalizmu politycznego – osoby powiązane z prezydentem Janukowyczem.

Oligarchowie istnieją w całym byłym ZSRR, ale także w mniejszych krajach takie jak Bułgaria i Mołdawia.