Dekada Gierka ciągle czeka na sprawiedliwy osąd. Była ona zaprzeczeniem polskiego romantyzmu. Pod względem militarnym i politycznym byliśmy całkowicie uzależnieni od ZSRR. Śmiano się wówczas, że dzieci Gierka myślą, że on jest zegarmistrzem, bo ciągle jeździ do Moskwy po wskazówki. Jednak polityka gospodarcza była w dużym stopniu samodzielna. Oczywiście Rosjanie dbali o swoje interesy i nie wahali się wymuszać niekorzystnych decyzji.

 

Jednak w zasadzie nie mieli nic przeciwko temu, by „Polska rosła w siłę a ludziom się żyło dostatniej”. Wiele z popełnionych błędów wynikało raczej z braku zrozumienia dla procesów gospodarczych w skali globalnej, niż nacisków Rosji.

 

Jaskrawym przykładem ingerencji Rosji (która prawdopodobnie nie zakończyła się po zmianie ustroju), jest historia gazyfikacji węgla:

 

Informacja o tym, że Niemcy gazyfikują węgiel na skalę techniczną bardzo mnie zainteresowała – stwierdził w 1990 r. Edward Gierek w książce „Przerwana dekada”. Pierwszy sekretarz uważał, że przemiana węgla w gaz będzie leżeć „w najgłębszym interesie Polski”. Władze partyjne nakazały więc służbom specjalnym zdobycie informacji o tej technologii.

 

Po dokonaniu rozpoznania i dostarczeniu wszystkich informacji opracowano ocenę sytuacji. Cała baza informacyjna była wystarczająca do podjęcia decyzji o zakupie takiej instalacji przemysłowej – stwierdził w rozmowie z „Parkietem” ppłk Jan Larecki, oficer Wydziału Naukowo-Technicznego Departamentu I MSW, który był zaangażowany w tę operację. Rząd PRL zawarł z władzami RFN umowę, na mocy której Niemcy sprzedali Polsce za 800 mln marek instalację do gazyfikowania węgla. Choć nie była ona tak nowoczesna jak stosowane przez Sasol, wiązano z nią duże nadzieje. Sprowadzenie jej spotkało się jednak z gwałtowną reakcją Moskwy. – Komuś bardzo zależało na tym, abyśmy nie poddawali gazyfikacji naszych złóż węgla inie produkowali z niego paliw płynnych. Instalację oddano na złom –ujawnił ówczesny wicepremier Aleksander Kopeć. – Rosjanie, myśląc prawdopodobnie kategoriami strategicznymi, uniemożliwili nam skorzystanie z niej. No bo po co Polacy mają mieć tanie paliwo, kiedy ZSRR ma niezmierzone zapasy ropy
i gazu, którymi można zalać całe RWPG i stworzyć kolejną nić uzależnienia? – wyjaśnia ppłk Larecki. Późniejsze rządy nie kwapiły się zpodjęciem ponownej próby uruchomienia tej technologii. We wrześniu1996 r. posłanka Janina Kraus podczas sejmowej debaty zadała pytanie: –Czy rząd zamierza podjąć produkcję paliw płynnych zwęgla?

 

W odpowiedzi Roman Czerwiński, podsekretarz stanu w Ministerstwie Przemysłu i Handlu, stwierdził: –Świat wycofał się z tego. Przy cenie ropy naftowej wynoszącej chyba nawet – nie chcę tutaj przesadzać – 25 USD, dopiero zaczyna opłacać się przerabianie węgla. – W 2000 r. na konferencji w Sejmie zgromadziliśmy najlepszych ekspertów z całego kraju, którzy mówili o opłacalności tej technologii. To się bardzo komuś nie spodobało. Wkrótce potem moją agencję zlikwidowano –wspomina prof. Zbigniew Wrzesiński, były szef Agencji Techniki i Technologii. Dzisiaj cena ropy naftowej oscyluje koło 125USD za baryłkę.

 

Krzysztof Rybiński porównując Gierka do Tuska pisze: „W Polsce za czasów Gierka mieliśmy potężny wzrost długów, ale widać było efekty w postaci wzrostu potencjału przemysłowego, z czego korzyści do tej pory czerpią kolejne rządy sprzedając majątek wytworzony w dekadzie Gierka. Za czasów Sami Wiecie Kogo mamy politykę, która zachęca sektora prywatny do niszczenia miejsc pracy w przemyśle w Polsce, za to przybywa kasjerek w supermarketach, pracujących za minimalną krajową”.

 

O zawiłościach ówczesnej sytuacji świadczy polityka Gierka dotycząca surowców energetycznych. Opisuje ją w obszernym artykule Piotr Kwiatkiewicz (cz1, cz2 ). Opis dokonanych naprawdę robi wrażenie.

 

Gierek czuł się na tyle mocny, że podjął pewne próby uzależnienia naszej gospodarki od Rosji. Duży eksport inwestycji w krajach arabskich sprawił, że mogliśmy na korzystnych warunkach sprowadzać stamtąd ropę naftową. Pod ciekawym artykułem na temat historii gazoportu, można znaleźć intrygujący komentarz: Już za Gomułki podjęto decyzje o budowie poru północnego w Gdańsku (w tym baza paliw płynnych) i Rafinerii Gdańskiej. Projekty te zrealizowali "komuniści" Gierka. Czy to podobało się reżimowi Breżniewa? A jednak powstało i działało. Poza tym mieliśmy własną flotę zbiornikowców wożących do Gdańska ropę z Zatoki Perskiej. Czy to się Rosjanom podobało?

 

Tematem mojej pracy magisterskiej w roku 1976 (sic!) na Politechnice Gdańskiej był statek do przewozu gazu skroplonego LNG. Dziś to zaprzeszły mit - nikt nawet nie marzy o budowie takich statków w polskich stoczniach (jeszcze kilka lat temu mieliśmy takie możliwości, ostatecznie zaprzepaścił je Donald Tusk).

 

Polska jest bogatym w różne złoża krajem, z renomowaną uczelnią, specjalizującą się w tej dziedzinie (zob. wspomnienia jednego z naukowców). Pojawiają się interesujące projekty (jak gazyfikacja węgla brunatnego). Brakuje spójnej polityki podporządkowanej polskiej racji stanu. Czy polską racją stanu nie jest inwestowanie w suwerenność ekonomiczną, zamiast wyrzucać miliardy na śmieszne projekty rozbudowy armii, która i tak nie jest w stanie stawić czoła armii rosyjskiej (a obecne wydarzenia pokazują, że tylko debil może liczyć na skuteczne wsparcie NATO)?

 

W „Trybunie Ludu” kolejny artykuł utrwalający propagandowy charakter tego piśmidła: „Potrzeba reform a nie unijnych mitów” . W zasadzie bez czytania wiadomo, że musi być o tym ża zamiast brać z UE lepiej zacisnąć pasa na brzuchu roboli, którym się marzy dobrobyt (jakby nie wiedzieli, że tego trzeba szukać w Niemczech albo w Wielkiej Brytanii). Oto mała próbka wytworów pokręconego umysłu autora: „istotne jest zdefiniowanie pewnego systemu wartości, którego rządzący powinni przestrzegać,każda decyzja powinna służyć osiągnięciu tego celu. Tym systemem wartości powinny stać się zdrowe fundamenty gospodarki polskiej charakteryzujące się zrównoważonym wzrostem przekraczającym 3 proc.”. w sumie nie wiadomo, czy celem ma być wzrost, czy zdefiniowanie systemu wartości. Nieważne. Liczy się wyłącznie użycie pojęcia – klucza „zdrowe fundamenty”, które u każdego czytacza „Trybuny Ludu” otwiera szufladkę z dobrze znanym zestawem komunałów.

Nawet coś takiego jak strona rp.pl może pełnić pozytywną rolę dzięki możliwości umieszczania komentarzy, które nierzadko są dużo ciekawsze od komentowanego tekstu (jeśli przejdą przez czujnych cenzorów). W tym wypadku zwraca uwagę komentarz Piotra Kraczkowskiego z 8 lutego 2014 00:43:09, który przytaczamy w całości:

"Nie znam w historii gospodarczej świata przykładu kraju, który dzięki transferowi darmowych środków zewnętrznych zapewnił sobie dobrobyt." -- to nie wiele pan zna. Pomijając np. do dziś zapamiętaną rolę Planu Marschala dla zach. Europy, to przecież gaz i ropa działają dla Rosji oraz krajów OPEC, miedź dla Chile oraz drukowanie dolara i brain drain dla USA w 100% tak samo, "jak darmowe środki zewnętrzne". Dla USA podobnie do pomocy działa też procent składany. Cała epoka Kolonializmu oraz niewolnictwo w USA oparte były o "transfery darmowych środków zewnętrznych" z okradanych krajów/niewolnikow. Dla autora cała UE, tysiące polityków i ich ekspertów, wszyscy są głupi, ponieważ UE oparta jest dokładnie o to, o "transfery darmowych środków zewnętrznych" w ramach polityki wyrównywania poziomu rozwoju w UE. Głupi są też naukowcy i eksperci krajów, które przekazują swe podatki do wspólnej kasy UE, bo wierzą w tą zasadę UE. Także Norwegii, która także jednostronnie darowuje krajom UE znaczne sumy. Rosja obiecuje 15 Mld. Ukrainie. Cała pomoc dla krajów zacofanych jest głupia, tylko autor jeden zna się. Tymczasem np. Hiszpania była przed wojną biedniejsza od Polski, a dziś, dzięki mądremu wykorzystaniu pomocy UE, ma PKB prawie 3 razy większy od polskiego.

"Środki unijne w Polsce finansują zaledwie 10 proc. wszystkich inwestycji, a ich udział w PKB to zaledwie 3 proc." -- 10% inwestycji więcej, to bardzo, bardzo duża pomoc, której odnoszenie do PKB jest oszukiwaniem czytelnika. Celem pomocy UE jest zwiększenie możliwości polityki gospodarczej rządów, a więc sens ma tylko porównywanie tej pomocy z budżetem rządu, a wówczas jest to zwiększenie budżetu o ponad 15%, to jest bardzo, bardzo dużo. Dodać należy, że 100 zainwestowanych złotych dzięki efektom mnożnikowym nie zwiększa PKB o 100 zł., lecz o wielokrotność 100 zł.

"udowodniony empirycznie fakt niższej efektywności inwestycji publicznych w porównaniu z inwestycjami prywatnymi" -- banksterzy nazywają swe wydatki także inwestycjami, a prywatna działalność prywatnych firm USA spowodowała kryzys światowy, który spowodował straty szacowane nawet na 20 bilionów dolarów. To prawda, że państwo jest z reguły mniej efektywne jako właściciel przedsiębiorstwa, ale gdy rząd finansuje inwestycje w modernizację infrastruktury, to tylko daje pieniądze zabrane obywatelom i firmom innym prywatnym firmom wyłonionym w przetargach. Samą inwestycję przeprowadzają już firmy prywatne kierując się prywatną efektywnością.

Każdy w miarę rozgarnięty człowiek musi być zdruzgotany lekturą „konserwatywnego” dziennika „Rzeczpospolita”. Nie chodzi nawet o absurdalną zasadę równowagi w fundamentalnych kwestiach (Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek), ani o udział różnych nagonkach. Najbardziej druzgocąca jest ta bezwzględna i wytrwała propaganda. Ona jest najbardziej trwałym elementem „linii programowej” - niezależnie od tego kto pełni funkcję RedNacz i kto jest właścicielem.

Dziś mamy najnowszy przykład.

Podobno korzystając z zamieszania wokół Ukrainy, USA doprowadziły do zakończenia negocjacji w sprawie wolnego handlu z UE. Nie wiadomo dokładnie co ustalono w najbardziej kontrowersyjnych kwestiach. Na przykład wpuszczenia do Europy żywności modyfikowanej genetycznie, ochronie praw autorskich czy przedkładanie praw korporacji nad prawami demokratycznych społeczeństw. Nawet gdyby Amerykanie odpuścili – i tak jest ten traktat bardzo kontrowersyjny.

Tymczasem w „Rzepie” propaganda jak za Gomółki: „Kowalski też zyska na wolnym handlu z USA”. Z boku linki do wcześniejszych publikacji na ten temat:

W 2015 r. chcemy podpisania umowy o wolnym handlu z UE , Europa musi się otworzyć , Umowa UE-USA wielką szansą dla obu gospodarek. Żadnych wątpliwości, a nawet wyjaśnienia dlaczego tak długo trwają negocjacje, skoro to takie korzystne. Dlaczego ludzie rysują takie karykatury, jak na ilustracji obok.

Na szczęcie na „Rzepie” świat się nie kończy (a miejmy nadzieję, że kiedyś skończy się czas „Rzepy”). Na portalu forsal.pl opinia na ten sam temat z nieco innej perspektywy: Clapham: Unia pcha się w paszczę amerykańskich korporacji

Dwa portale z dwóch różnych światów.

Rozwija się kryzys bankowy w Chinach. Ceniony analityk Marc Faber komentuje: Chiny nie mają „bańki kredytowej”. Mają „Gigantyczną Bańkę Kredytową”. Gospodarka chińska za ostatni kwartał 2013 wzrosła prawie 8 procent. Faber uważa, że ten wzrost był finansowany głównie nadmiernym kredytem i lepiej byłoby, gdyby był o połowę niższy. Ponoć katastrofa na miarę upadku Lehman Brothers w chińskim wydaniu zbliża się wielkimi krokami.

Faber twierdzi jednak, że nie ma się co martwić ewentualną katastrofą, bo „amerykańska Rezerwa Federalna może zawsze wesprzeć straty drukując więcej pieniędzy”. Oczywiście chodzi o straty bankierów, którzy „zainwestowali” w Chinach. Ewentualne problemy chińskich fabryk to tylko ich zmartwienie.

Chora zasada wedle której kredytowy kwit z banku jest zezwoleniem na produkcję, jest w przypadku „fabryki świata” szczególnie widoczna. Nikt się nie martwi o to, że braknie klientów na chińskie produkty, albo Chińczycy nagle przestaną je produkować. Groźba chińskiej katastrofy kryje się wyłącznie w tym, co zapisano w pamięciach bankowych komputerów.

Komisja Nadzoru Finansowego (KBF) podała, że zysk netto sektora bankowego wraz z oddziałami zagranicznymi był aż o 24,6% niższy w porównaniu z wynikiem sprzed roku. Zysk ten wyniósł za styczeń 1,3 mld zł. Ten znaczący spadek udało się osiągnąć pomimo nadzwyczajnych zysków z odsetek (wzrost o 8% - do blisko 4mld zł). Nawiasem mówiąc zysk z odsetek sektora bankowego jest za styczeń nieomal równy deficytowi budżetowemu. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby banki poprzestały na pobieraniu prowizji ....

Widząc tą bankową mizerię przypomina się anegdota o jednym z byłych już prezesów Wielkiego Banku, który mówił do pracowników zarabiających w okolicy gwarantowanego minimum: ja też chciałbym zarabiać więcej, bo akurat dom buduję...

 

Jak żyć Panie Premierze – no jak żyć?

Tymczasem kredyt w Polsce jest dwa razy droższy niż w strefie euro. Czy to jest postrzegane przez naszych polityków i ekonomistów jako problem? Raczej jako pretekst, aby poprzez wprowadzenie w Polsce wspólnej waluty umożliwić likwidację zbędnych pośredników w Polsce :-(.