- Szczegóły
- Kategoria: Krótko
Po nieoczekiwanej klęsce „elity” w Polsce, rozpoczęto niesamowity eksperyment polegający na oddolnym budowaniu totalitaryzmu. Działania polskiej „opozycji” pasują do schematu opisywanego niegdyś przez Orwella. Jednak orwelowski totalitaryzm wprowadzała silna władza. Zmusza ludzi poprzez przemoc i cenzurę do uwierzenia w fałszywy obraz świata, który pozwala zaakceptować zniewolenie. Jedną z najważniejszych oznak tego zniewolenia było używanie nowomowy.
Julian Tuwim pisał w swej „Modlitwie”:
Lecz nade wszystko - słowom naszym,
Zmienionym chytrze przez krętaczy,
Jedyność przywróć i prawdziwość:
Niech prawo zawsze prawo znaczy,
A sprawiedliwość – sprawiedliwość.
Tymczasem komunistyczni propagandziści wiele wysiłku włożyli w to, aby „sprawiedliwość” oznaczało „sprawiedliwość ludową”. Posługiwanie się takimi modyfikatorami opanowali do perfekcji. Po takie same środki sięgają współcześni manipulatorzy, którzy właśnie nazwali sobie zdradę „nowoczesnym patriotyzmem”. Partia która wykorzystuje obce siły w działaniach zmierzających do obalenia legalnych władz w Polsce, uzasadnia to hasłem godnym Orwella: zdrada ma prowadzić do tego, by 'zamiast “dobrej zmiany” była zmiana na lepsze'. A co jest lepsze – wiedzą oni – a przede wszystkim ON wielki Przywódca Opozycji. Kto w to uwierzy, ma „uśmiechniętą twarz” - dokładnie tak jak na pierwszomajowych manifestacjach w PRL'u….
Efekt „uśmiechniętej twarzy” opisywał Jacek Kaczmarski w jednej z piosenek – śpiewanej przez Przemysława Gintrowskiego:
(…)
Lecz są i tacy którym łyk napoju
Nad studnią jadu szepnie o spokoju
Ci na bezdrożnych północnych przestrzeniach
Zapomną domu swego i imienia
Im czas oszczędzi pośpiesznej siwizny
W zdumieniu będą własne macać blizny
W barłóg zawszony jak w weneckie łoże
Sny wniosą które nie czują odmrożeń
Ty który słuchasz jak się słucha baśni
Albo wyblakły odczytuje napis
Nie wierzysz, uśmiech twoją twarz rozjaśnił
Bo tyś się dawno już z tej studni napił!
Zdrajcy z uśmiechniętą twarzą wierzą w to, że występując przeciw demokratycznym władzom nie występują przeciw swojemu państwu. Bo demokracja to według nich rządy mniejszości – więc demokratyczny mandat niczego nie przesądza. Jeszcze bardziej pokrętne jest zrównywanie zdrady stanu z korzystaniem przez obywateli z dochodzenia swoich praw w międzynarodowych instytucjach. Jeśli ktoś jest w stanie uwierzyć w coś tak głupiego – to chyba jest w stanie uwierzyć we wszystko. Przynależność Polski do struktur międzynarodowych sprawia, że obywatele uzyskują określone prawa – ale to są równocześnie prawa przyjęte przez polskie państwo. Uzurpowanie sobie na tej podstawie prawa nawiązywania dowolnych relacji z obcymi można porównać do zdrady jakiej dopuszcza się mąż, powołując się na podpisaną przez małżeństwo umowę z opiekunką do dziecka. Państwo może na przykład zawrzeć sojusze, na mocy których Polacy mogą walczyć w obcej armii. Ale chyba jest różnica między walką po stronie sojusznika a walką po stronie przeciwnika? Nikt nie ma prawa działać na arenie międzynarodowej „przeciwko najbardziej żywotnym interesom państwa”. Takie działania miały miejsce w zgodnej opinii Pani Premier i Prezydenta Polski. Dziwić się więc należy, że dotąd nie zostało wszczęte postępowanie karne wobec zdrajców. Może to też wynik oddziaływania propagandy – która każe wierzyć, że warcholstwo jest oznaką demokracji i należy je tolerować.
- Szczegóły
- Kategoria: Polemiki
Wiele kontrowersji wywołała propozycja Ewy Stankiewicz, aby przywrócić karę śmierci na okoliczność sądzenia Donalda Tuska za potencjalny zamach w Smoleńsku. Donald Tusk skorzystał z okazji, aby oskarżyć zmarłych o spowodowanie katastrofy, a żywych – że idą „tą drogą”. Salon określił propozycję Stankiewicz słowem „odlot”. Z kolei znany ze swych prawicowych przekonań krytyk filmowy Krzysztof Kłopotowski napisał pełen przerażenia komentarz: „Nie wolno tego robić! To materiał wybuchowy. Podsyca wzajemną nienawiść między nami, a przecież jesteśmy skazani na życie w jednym państwie. Jeżeli tak dalej pójdzie, nasze państwo się rozpadnie albo zostanie spacyfikowane. Niektórzy przyjmą to z ulgą, lecz los większości pogorszy się. A na pewno mocno pogorszy się zwolennikom PiS”.
Nie wiem, czy mnie można nazwać „zwolennikiem PiS” - bo jestem bardzo krytyczny wobec tej partii. Niemniej obecna „opozycja” (poza „Kukiz 15” i niektórymi ugrupowaniami pozaparlamentarnymi) jest poniżej krytyki, więc jeśli dokonać podziału za – lub przeciw, to jestem prorządowy. Także dlatego, że w sytuacji gdy nasz kraj jest atakowany zarówno z zewnątrz, jak i przez wewnętrznych wrogów – deklarację wsparcia dla władz uznaję za kwestię przyzwoitości.
Jednak istnieją zasady bardziej fundamentalne od politycznego rozsądku, a nawet patriotycznego obowiązku. Fundament chrześcijaństwa stanowią trzy zasady, które można ująć w jednym zdaniu: naszym celem jest życie wieczne, ku któremu mamy podążać drogą prawdy w duchu miłości bliźniego. Przekładając to na język świecki (filozofii) te trzy fundamentalne zasady można określić jako: obowiązek, prawda i personalizm. Personalizm – czyli szacunek dla innych ludzi z uwagi na wrodzoną i niezbywalną godność. Prawda jako warunek wolności, bez której nasze działania – nawet podejmowane w dobrej intencji – mogą służyć złu. Obowiązek – jako konieczność zachowania hierarchii wartości (gdy napotykamy konflikt wartości, wybieramy to co słuszne). Ta ostatnia zasada – choć najtrudniejsza, wydaje się najbardziej fundamentalna. Jest obecna w każdej religii i stanowi fundament dobrze rozumianej działalności politycznej. Od mężów stanu oczekujemy, że będą kierować się zasadą słuszności (obowiązku), nawet jeśli będą to decyzje skrajnie trudne (jak na przykład decyzja wysłania żołnierzy na wojnę – która przecież przeczy przykazaniu „nie zabijaj”). Takim mężem stanu był polski król Jan III Sobieski, który po zatrzymaniu ówczesnego najazdu islamu na Europę ogłosił: „przybyłem zobaczyłem – Bóg zwyciężył”.
Odrzucając chrześcijaństwo Europejscy politycy pozbawili się też zasady słuszności, gdyż tylko perspektywa religijna daje pewność i jasność oceny. Jak mówił Święty Augustyn: „Gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, tam wszystko jest na swoim miejscu”. Bez tego polityka pozostaje tylko grą interesów, a politycy drobnymi kombinatorami.
Rozumieli to i rozumieją wielcy przywódcy, którzy potrafią skupić społeczeństwa wokół wielkich idei. Takim wielkim przywódcą był bez wątpienia Mieszko I, który przyjmując równo 1050 lat temu chrzest sprawił, że dzisiaj jesteśmy Polakami. Siła idei którą głosił przetrwała ponad tysiąc lat. Czy mamy więc lękać się tych marnych i zagubionych przywódców europejskich? Z powodu jakichś euro, które mogą nam „przykręcić”?
Wielkie idee mogą być fałszywe, a nawet zbrodnicze – jeśli nie opierają się na prawdzie. Wielka idea „europejskich wartości” po odrzuceniu chrześcijaństwa znów staje się łupem germańskiego ducha. Istnieje też obawa, że religijne odrodzenie, do którego dąży w Rosji Władimir Putin jest traktowane instrumentalnie. Tym bardziej konserwatywna Polska powinna wykorzystując rocznicę chrztu odważnie wołać: „gdy Bóg jest na pierwszym miejscu – wszystko jest na swoim miejscu!” Tylko takie odważne działanie może uratować Europę – i wbrew pozorom nie chodzi tu o eschatologię.
- Szczegóły
- Kategoria: Krótko
Stacja TVN zaprezentowała zupełnie nową – jeszcze lepszą wersję tzapisów z czarnych skrzynek TU-154M, który rozbił się w Smoleńsku. Jak podano – dzięki zastosowaniu cyfrowej obróbki dźwięku „udało odczytać się o ok. 30-40 procent więcej". Czy należy więc domniemywać, że wcześniej oczyszczanie dźwięku odbywało się przy użyciu szczotki drucianej? Czy te 40% poza poleceniem „będziemy próbować do skutku” obejmuje także „jak nie wyląduję, to mnie zabiją”?
Zdaje się, że "cyfrowe oczyszczenie" pozwoliło także oczyścić nagranie ze słów "na sterze jest blok".
O tym, że mamy państwo "teoretyczne" świadczy nie tylko sposób prowadzenia "śledztwa" w sprawie katastrofy, w której zginął Prezydent. Także bezkarność wszelkiego rodzaju kłamców i manipulatorów. Bo ktoś tu ewidentnie kłamie.
- Szczegóły
- Kategoria: Krótko
Establishment przegrywa. Wszędzie. Oni mają władze, media, pieniądze, ale nie mają autentycznego poparcia społeczeństw. Na razie społeczeństwa mają problem z oddolnym wyłonieniem sił politycznych, które przejmą władzę i będą reprezentować interesy wyborców. Dlatego głosują na mniejsze zło. Na razie dzięki propagandzie udaje się jeszcze omamić część społeczeństwa, strasząc złymi skutkami zmian. Dla sięga się przy tym po coraz drastyczniejsze środki. Do takich należy bez wątpienia ostatni numer poważnego pisma Boston Globe, w którym redakcja wzwywa Republikanów do „zatrzymania Trumpa”.
Czarna wizja USA po zwycięstwie wyborczym miliardera ma wystraszyć Amerykanów. Będą deportacje, tonące giełdy i wojny handlowe. W wojsku bunt żołnierzy, którzy nie będą chcieli strzelać do kobiet i dzieci (to chyba postęp – bo dotąd im to nie przeszkadzało). O ludożerstwie nic nie wspominają.
Na stronach które udostępniają możliwość komentowania, opinie czytelników bywają zgoła odmienne. Na przykład jeden z Polaków mieszkających w USA pisze: „pojawienie sie TRUMPA na firmamencie polityki ,gospodarki przyszlości Ameryki powinni potraktowac jako dar od BOGA i ostatni gwizdek do opanowania sie i zastopowania postepujacej degeneracji panstwa, po ktorym zostaly tylko wspomnienia o AMERICAN DREAM”.
Podobnie jest na innych frontach walki „elit” o utrzymanie wpływów. Populiści uwodzą Brytyjczyków? Jak nie „populiści” to faszyści. Tak Niemcy i Austriacy widzą Polskę i Węgry.
- Szczegóły
- Kategoria: Krótko
Prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc to rzadki w Polsce przykład polityka pragmatycznego. Ostatnio wiele szumu powstało wokół „egzotycznej” - jak to ochrzciły media – koalicji z PiS, jaką chce on zawrzeć. Podobno chce nawet dać dotychczasowej opozycji w mieście stanowisko wiceprezydenta. Zapytany o to wprost mówi bez ogródek: „Zawsze interesuje mnie współpraca z ludźmi, którzy mogą dać pieniądze miastu. Gdybyśmy taką koalicję zawiązali, z pewnością łatwiej rozmawiałoby się w Warszawie o rozwoju Rzeszowa. Ja reprezentuję mieszkańców. Partie polityczne się zmieniają, krajem rządzą nowi ludzie i na te zmiany trzeba być otwartym. Dlatego nie mówię nie takiej koalicji”.
Jeden z radnych PiS przed kamerami wielce się oburza – bo przecież oni dla dobra miasta wszystko i nie trzeba ich przekupywać….
Która postawa jest bardziej sensowna?
Można się oburzać na Tadeusza Ferenca – a poza Rzeszowem wielu go po prostu nie lubi. Na przykład mieszkańcy gmin, które chce na siłę przyłączyć do miasta. Ale taki pragmatyzm w działaniu jest niezwykle cenny. Polacy mają skłonność do walki z rzeczywistością, tracąc w ten sposób energię na „kopanie się z koniem”. Radny PiS zamiast grać niepokalane poczęcie mógłby przed kamerami rozwiać obawy, że władze jego partii za stanowisko sprzedadzą Rzeszowowi wspomniane gminy. Na „piękne słówka” bowiem popytu nie ma.