- Szczegóły
- Kategoria: Krótko
Prezydent Andrzej Duda przemawiał na 70 sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Głównym przesłaniem był apel o zachowanie pokoju poprzez respektowanie prawa. Mówił między innymi, że „my, Polacy, wiemy doskonale, że pokój nie jest dany raz na zawsze”. Zwrócił uwagę na to, że to prawo międzynarodowe służy zachowaniu pokoju. Cytował Jana Pawła II: „Pokój i prawo międzynarodowe są wewnętrznie ze sobą związane: Prawo sprzyja pokojowi”. Dalej mówił: „Żadne deklaracje przywódców państw, żadne obietnice i zaklęcia nie zastąpią traktatów, konwencji i rezolucji. Żadne negocjacje za zamkniętymi drzwiami nie mogą także prowadzić do ich naruszenia, do ich złamania, do ich podeptania”.
Co na to knujący i wywołujący wojny na całym świecie Barack Obama (występował tuż przed Andrzejem Dudą)?
Według Telewizji Republika Obama zapowiedział: „Nie zawaham się - jeżeli będę musiał - bronić swoich sojuszników, używając siły” (podobnie relacjonuje to portal www.stefczyk.info). Ta sama wypowiedź według rosyjskiego Sputnik News brzmiała: „Nasz kraj posiada potężne siły zbrojne, a my nie zatrzymamy się w kwestii obrony naszych sojuszników, przyjaciół, aby jednostronnie użyć siły, gdy będzie to potrzebne”. W oryginale brzmiało to „As President of the United States, I am mindful of the dangers that we face; they cross my desk every morning. I lead the strongest military that the world has ever known, and I will never hesitate to protect my country or our allies, unilaterally and by force where necessary”. Czyli „Jako prezydent Stanów Zjednoczonych, jestem świadom niebezpieczeństw, z jakimi mamy do czynienia; one każdego ranka przechodzą przez moje biurko. Dowodzę najsilniejszą armią jaką widział kiedykolwiek świat i nigdy nie zawaham się jej użyć jednostronnie (unilaterally) jeśli będzie to niezbędne dla obrony mojego kraju lub naszych sojuszników”.
Czyli jednak Rosjanie są bliżsi prawdy: Obama dla obrony pokoju jest gotów wywołać wojnę i żadne traktaty nie są mu potrzebne.
Czy Andrzej Duda odniósł się w swoim przemówieniu właśnie do tego fragmentu wypowiedzi Obamy? Chyba nie ma w Polsce polityka, który by się na to odważył. On mówił tak ogólnie. Każdy mógł sobie zrozumieć to jak chciał.
Przemówienie Prezydenta Dudy było ewidentnie obliczone na efekt w kraju. Jego aluzje do historii bez jasnego wskazania konkretnych odniesień współcześnie są dobrze rozumiane w Polsce. Wątpliwe, czy tak samo będą odbierane wśród słuchaczy za granicą. Dwa konkretne wnioski z tej perspektywy mają charakter raczej przyczynkarski: członkostwo niestałe w RB i ograniczenie weta (poparcie Francji).
Przemówienie było zapewne konsultowane z Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Być może taka gładka mowa idealnie wpisuje się w reguły dyplomacji. Jednak trochę szkoda, że nie było w nim pasji, jaką potrafi Andrzej Duda pokazać w swych wystąpieniach do rodaków.
Nawet mówiąc ogólnie i mając na uwadze sytuację swojego państwa, które samodzielnie nie może wiele, mógł pokusić się o bardziej stanowcze tezy. W przemówieniu znalazł się ciekawy wątek historyczny dotyczący wprowadzenia przez Rafała Lemkina – Polaka pochodzenia żydowskiego do prawa międzynarodowego pojęcia „ludobójstwo”. Można stąd wysnuć wniosek, że międzynarodowe prawo może być udoskonalane w konfrontacji ze zmieniającą się rzeczywistością. To mógłby być argument za postulowaną reformą Rady Bezpieczeństwa ONZ. Czy to jednak jest rzeczywiście w interesie Polski? Wiadomo nie od dzisiaj, że o status członka stałego ONZ starają się Niemcy. W obecnej sytuacji, gdy Niemcy podporządkowały sobie instytucje europejskie, dalszy wzrost ich potęgi politycznej nie jest korzystny dla nikogo.
W kuluarach miało miejsce spotkanie prezydentów, którzy wypili lampkę szampana:
- Szczegóły
- Kategoria: Krótko
W internecie jest dostępna ciekawa praca z kulturoznawstwa Mateusza Romanowskiego „Droga do wykluczenia - neoliberalizm jako doktryna i praktyka organizacji życia społecznego”. Praca dotyczy demokracji na poziomie samorządowym i jest próbą ukazania, jak działa dyskurs neoliberalny, próbą ukazania, jak bardzo zamknięty jest na rzeczywisty dialog i jak przyczynia się do wyznaczania granic demokratyczności i rzeczywistej partycypacji. Intencją autora było ukazanie makro-problemu (neoliberalizmu) w skali mikro.
Fragment podsumowania dokładnie ukazuje problem terroru ze strony „elity społeczeństwa” zgromadzonej wokół „przewodniej siły narodu”: Namacalna obecność obywateli powoduje natychmiastową reakcję, wywołuje mechanizm obronny, często słowną agresję. W pracy skupiłem się na analizowaniu stenogramów z sesji rad miasta i dzielnic a co za tym idzie pominąłem inne, bardziej bezpośrednie formy przemocy. Od zajmowania miejsc przeznaczonych dla mieszkańców przez radnych PO (opisywana powyżej rada dzielnicy Bemowo), po wyjątkowo drastyczne przejawy przemocy symbolicznej, w rodzaju wypuszczania wynajętych klaunów w celu ośmieszenia postulatów mieszkańców, przerywania wypowiedzi mieszkańców czy puszczania slajdów zarzucających im myślenie propagandowe (rada dzielnicy Bemowo i przedstawianie ajentów z wampirzymi zębami) albo bezrozumne (rada miasta, slajd z obrazem Goi i napisem „kiedy rozum śpi budzą się koszmary”). W czasach, kiedy tak dużo mówi się o społeczeństwie obywatelskim, nie ma miejsca na dyskusję i współdziałanie tylko na walkę, do której mieszkańcy są zmuszani przez brak innych form oporu. Jak pisała Chantal Mouffe: „społeczeństwo demokratyczne nie może traktować tych, którzy podważają jego podstawowe zasady jako uprawomocnionych adwersarzy”, władza oceniając „niepokornych” mieszkańców w kategoriach moralnych (a takie zarzuty w wypowiedziach radnych przewijały się bardzo często) nie daje im pola do działania politycznego. Terror racjonalności i słuszności, który formalnie dokonuje operacji od-ideologizowania polityki, zamiast stwarzać pole do dyskusji, dyskryminuje, umoralnia polityczne działania mieszkańców. Od-ideologizowanie polityki nie jest niczym innym, jak jej unieważnieniem, stworzeniem z polityki tematu, na który się nie dyskutuje, tematu należącego się i uzależnionego od władzy. Jest kastracją demokracji z „demos”.
Świat w skali makro różni się od tego w skali mikro jedynie tym, że więcej ludzi jest dotkniętych „terrorem racjonalizmu”. Deprecjonowane i ośmieszane są całe potężne grupy społeczne. Propagandowy atak na polskie społeczeństwo, w którym polskie tak zwane „elity” współdziałają z wrogimi nam ośrodkami na zachodzie jest czymś zupełnie niebywałym. Wczoraj jedna ze stacji informacyjnych (chyba Polsat News) kanwą do dyskusji o imigrantach uczyniła sondaż uliczny, w czasie którego ludzie mieli odpowiadać na pytanie: czy imigranci powinni przyjmować naszą religię? Jaki inny może być cel tak debilnego pytania, jak doprowadzenie problemu do absurdu?
- Szczegóły
- Kategoria: Krótko
Obawy związane z napływem islamistów do Polski dotyczą potencjalnych zagrożeń. Jednak szkody jakich narobili przy okazji „polscy” politycy są realne i mają ważkie skutki już teraz. Przedkładając interes Niemiec ponad interes swojego kraju oraz dokonując zdrady wobec partnerów Grupy Wyszehradzkiej znacząco osłabiono pozycję Polski w Europie. Jeszcze gorzej wygląda to, jeśli weźmiemy pod uwagę utracone korzyści: możliwość przyjęcia przez Polskę naturalnej pozycji lidera w regionie, wobec bezprzykładnej kampanii poniżania i pouczania wobec naszych krajów. Przypomniana przez Kaczyńskiego zasada ordo caritatis na poziomie międzynarodowym skłania do solidarności w pierwszym rzędzie z naszymi „bratankami” Węgrami, których kryzys dotknął w sposób szczególny. Wspólne wypracowanie zasad przejmowania części uchodźców od Węgrów byłoby nie tylko gestem solidarności, ale też gestem sprzeciwu wobec instrumentalizacji przez Niemców struktur UE i poniżania Polski na arenie międzynarodowej. Niestety tak zwani „polscy politycy” zapomnieli co to jest honor. Ich działania wyczerpują za to znamiona zdrady dyplomatycznej, opisanej w art. 129. Kodeksu Karnego: „Kto, będąc upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10”.
Nie należy się w tej sytuacji dziwić zaklinaniu rzeczywistości i twierdzeniom, że Grupa Wyszehradzka nadal istnieje. Na zupełną kpinę zakrawa wypowiedź kobiety, którą ktoś zrobił Marszałkiem Sejmu, a która zrównała obecną zdradę z wcześniejszymi różnicami w ramach grupy – na przykład w sprawie Ukrainy. W tej sprawie przecież nie było wspólnych ustaleń i wspólnego rozumienia narodowych interesów. Trudno więc mówić o zdradzie. Wszystkich jednak przebił rzecznik rządu Cezary Tomczyk, przeprowadzając chamski atak personalny na Beatę Szydło. Cezary Tomczyk to wytwór wylęgarni lemingów, jaka funkcjonuje na Uniwersytecie Warszawskim. Kolejny argument za tym, aby wstrzymać państwowe dotacje dla kierunków społecznych na tej uczelni. Oczywiście na to się nikt z obecnych polityków nie odważy. Póki jednak ta wylęgarnia funkcjonuje będą się pojawiać takie kreatury jak Tomczyk i one „godnie” zastąpią Niesiołowskiego i jemu podobnych.
- Szczegóły
- Kategoria: Krótko
Polacy byli wielokrotnie w historii zdradzani. Teraz - na odchodnym – rządząca krajem mafia postanowiła przekonać się jak to jest po drugiej stronie. Polska zdradziła Grupę Wyszehradzką i zagłosowała za obowiązkowym przyjmowaniem uchodźców.
Minister Schetyna który ponoć jest ministrem spraw zagranicznych twierdzi: „Głosowanie za planem ws. uchodźców było lepsze dla Polski niż pusty sprzeciw”.
Kiedyś wobec podobnych żądań inny minister powiedział „Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor”. Wczoraj Polska swój honor utraciła. Tłumaczenia komentatorów, że to nie Polska, tylko „peowcy” nie na wiele się zdadzą. Chyba, że po wyborach winni zostaną osądzeni za zdradę. Bo nie powinno być chyba wątpliwości, że skoro zdradzeni zostali naturalni sojusznicy Polski, to osłabiona została pozycja Polski w świecie.
Nie powinno być…
Nie ma też wątpliwości, że to nie sprawa uchodźców jest najważniejsza (Polska od lat przyjmuje obcokrajowców), tylko poniżenie Polski w świecie.
Gdyby Polską rządzili myślący w kategoriach dobra wspólnego politycy, to zbojkotowaliby to spotkanie ministrów i w gronie państw Grupy Wyszehradzkiej radziliby jak pomóc Węgrom.
- Szczegóły
- Kategoria: Krótko
Wszystko co Prezydent Duda powie będzie użyte przeciw niemu – jeśli tylko uda się znaleźć pretekst. Stanowczo nie może mówić prawdy o Polsce, bo jest to od razu traktowane jako donos na własny kraj. Rozczulająca jest ta wrażliwość krytyków, którzy nie reagowali gdy ich „autorytety” rzeczywiście szkalowały Polskę za granicą. Oto kilka przykładów z przeszłości:
-
Władysław Bartoszewski dla Die Welt: Jeśli ktoś się bał, to nie Niemców. Gdy niemiecki oficer zobaczył mnie na ulicy i nie miał rozkazu aresztowania, nie musiałem się go obawiać. Ale gdy sąsiad Polak zauważył, że kupiłem więcej chleba niż normalnie, wtedy musiałem się bać.
-
Biznesmen Tysiąclecia i Wielki Filantrop Doktor Jan Kulczyk dla Financial Times (w reakcji na wezwanie przed komisję sejmową): Jeśli ja nie czuję się bezpieczny w Polsce, to jak mają się czuć inni biznesmeni?
-
Magdalena Środa – feministka robiąca za minimum kadrowe Uniwersytetu Warszawskiego, jako Pełnomocnik Rządu do spraw Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn ogłosiła światu: „Katolicka, w przeważającej mierze, Polska, choć wolna od "honorowych zabójstw", ma problemy ze zjawiskiem stosowania przemocy wobec kobiet, mające źródło w silnym wpływie Kościoła katolickiego na życie publiczne”.
-
Specjalista od wybaczania nie swoich krzywd Tadeusz Mazowiecki dla włoskiego Avvenire: „Wielkim bólem napełnia mnie to, gdy widzę, że moja Polska, naród, który czerpie z katolicyzmu, nie umie przebaczać i nie zna litości”.
Do granic absurdu posunął się „największy ekonomista świata” Leszek Balcerowicz, który napisał donos na rząd Buzka, w którym sam był ministrem (poszło o program likwidacji kopalń, który zdaniem Balcerowicza był za mało drastyczny). Ale Balcerowiczowi akurat trzeba wybaczyć, bo on nigdy nie krył gdzie ma swoich panów.