Japonia opublikowała najnowsze dane gospodarcze, które są interpretowane jako załamanie się „Abenomiki”:

Przez sześć minionych kwartałów (czyli za kadencji Shizno Abe jako premiera) przeciętne tempo wzrostu w przeliczeniu na stopę roczną wyniosło zaledwie 1,4 proc. — tylko minimalnie więcej od anemicznego (1 proc.) średniego wzrostu po 1992 r.

Spodziewano się, że abenomika — czyli potencjalnie silnie działająca stymulacja monetarna i budżetowa, połączona z szerokimi reformami strukturalnymi — położy kres czasom określanym w Japonii mianem straconej dekady. Zastosowanie wszystkich trzech elementów tej polityki (tzw. strzał) miało doprowadzić do uwolnienia gospodarki z trwającego 15 lat deflacyjnego koszmaru.

Niestety, nie wszystkie strzały poruszały się lotem wznoszącym
.

Niewielka frekwencja na marszu 13 grudnia stała się powodem frustracji niektórych uczestników. Można by rzec, że ten problem z mobilizacją jest jedynie problemem złej strategii partii i jej prezesa, gdyby nie kolejna histeria naszych „elit”. Manipulowanie polskim społeczeństwem wydaje się coraz łatwiejsze i coraz głupsze pseudo-argumenty do tego wystarczają. W demokratycznym państwie każdy może wyrażać swoje niezadowolenie w przewidziany prawem sposób: gdzie chce i kiedy chce. Tymczasem w Polsce musi się liczyć z tym, że zostanie obszczekany przez „elitę”, bo „zawłaszcza” sobie jakąś datę. To tak głupie, że nawet komentowanie tego jest żenujące. A jednak „elita” ocenia, że takie właśnie argumenty wyznaczają poziom naszego społeczeństwa i wiele wskazuje na to, że ma rację.

Niesamowite historie zdarzają się w samolotach. Oto fascynujący fragment niezwykle interesującego artykułu na temat prezydenta Gruzji Michaiła Saakaszwilego: Micha potrzebny był szybko do ważnych zadań, więc zaczyna się istny ekspres: od ręki otrzymuje obywatelstwo USA i zaledwie po roku studiów, w 1994 uzyskuje dyplom LLM (odpowiednik magisterium) wydziału prawa Uniwersytetu Columbia, a w rok później, odbywając praktykę adwokacką w nowojorskiej kancelarii Patterson Belknap Webb&Tyler, otrzymuje bez studiowania zarówno dyplom G. Washington University Law School jak i dyplom Międzynarodowego Instytutu Praw Człowieka w Strassburgu we Francji. Jak widać, nie tylko za potępianej komuny wybranym towarzyszom dorabia się w przyśpieszonym trybie dyplomy, tytuły i brakujące kwity edukacyjne. W tym samym roku 1995 werbuje go do pracy w polityce przyszły premier Gruzji Zurab Żwania, biolog, Żyd, bliski krewny (brat stryjeczny) znanego nam już Dawida Żwanii z Ukrainy, ale wówczas także bliski współpracownik prezydenta Szewardnadze. Technologii werbunku dopełnia małżeństwo Michy z Sandrą Roelofs, obywatelką Holandii, którą poznaje w samolocie.

 Skoro przez 33 lata Polacy nie wyciągnęli żadnych wniosków z wydarzeń stanu wojennego, to już to zapewne już nigdy to nie nastąpi. Stan wojenny odejdzie w przeszłość tak jak polskie powstania, czy chłopskie rebelie. Pewnie niejedna przyczynkarska praca naukowa jeszcze zostanie napisana na ten temat, ale nie ma sensu oczekiwać niczego więcej. Nawet jeśli ktoś odważy się obnażyć całe zło działalności WRON'y, to jedynym odzewem może być analiza analogiczna do tej, z jaką wystąpił ostatnio przeciw Ziemkiewiczowi  Piotr Gursztyn. Czyli totalna krytyka braków warsztatowych przy zignorowaniu zasadniczego problemu: „dlaczego na przestrzeni dziejów nasze bohaterstwo obróciło się przeciw nam”.

 

Dlaczego stan wojenny był złem? Z perspektywy osób, które doznały wówczas krzywd, pytanie może być bezprzedmiotowe. Nie należy krzywdzić ludzi, ale czasem bohaterstwo polega właśnie na tym, że bierzemy odpowiedzialność za czyjąś krzywdę. To nie jest więc dobre kryterium oceny historycznych wydarzeń. Ważniejsze są cele i motywy działań. Jest to wdzięczny temat dla akademickich dyskusji. Trzy lata temu rozgorzała taka dyskusja, sprowokowana porównaniem stanu wojennego do przewrotu majowego Piłsudskiego z roku 1926. Przykład drążenia tematu w sposób uniemożliwiający zrozumienie sensu wydarzeń (co Polska w roku 1981 miała wspólnego z Polską roku 1926?).

 

Jeśli ani ludzkie losy ani historyczne procesy nie są najważniejsze, to co dla nas powinno liczyć się najbardziej? Wpływ tych wydarzeń na pozycję Polski w świecie.

Firma Amazon stała się ostatnio obiektem krytyki z powodu warunków pracy w oddziałach firmy. W niemieckich oddziałach firmy znów (jak przed rokiem) związki zawodowe grożą strajkiem. Spór dotyczy przede wszystkim układów zbiorowych pracy (do niedawna był to w Niemczech główny mechanizm regulacji rynku pracy).

 Na zdjęciu Centrum Amazona we Wrocławiu (amazon.com)

W internecie można jednak znaleźć także nieco odmienne spojrzenie na pracę w Amazonie: W A. pracuje w zasadzie cały przekrój społeczny - od bezmózgich ameb po ludzi z wyższym wykształceniem, którzy na coś się wk***ili i przyszli się odmóżdżyć. Bezrobocie w Poznaniu jest praktycznie zerowe bo nie pracują tylko ci, którzy nie chcą bo np nie mają żadnych potrzeb albo pracują na czarno, dlatego A. ściąga przeróżnych ludzi z okolicznych miejscowości. Zaznaczę przy tym, że dla takiego retarda, który nigdzie nie pracuje bo nic nie umie (nawet czytać), nie odróżnia książki od segregatora (są tacy) to praca w A. to dar boży - po prostu nikt inny nie zatrudni ich na takich warunkach i za takie pieniądze jakie tam zarabiają.

 

Jeśli popatrzymy na gospodarkę z perspektywy młodego człowieka bez zobowiązań, ten opis jest bardzo celny. Czy jednak należy się cieszyć z likwidacji bezrobocia poprzez stworzenie miejsc pracy dostosowanych do „odmóżdżonych” pracowników? A co będzie, gdy maszyny osiągną poziom sprawności takich pracowników? Chyba jednak europejski model rozwoju, w którym „odmóżdżeni” pracownicy mogą znaleźć zatrudnienie w spółdzielniach socjalnych jest bardziej atrakcyjny.