Pomimo wysiłków prokuratury, aby tego uniknąć, odbyło się przesłuchanie w charakterze świadka urzędującego prezydenta. Najciekawszym wątkiem w tych zeznaniach była data zapoznania się z aneksem przez ówczesnego Marszałka Sejmu. Jeśli zrobił to przed oficjalnym przejęciem obowiązków głowy państwa (po katastrofie smoleńskiej) – mogło dojść do złamania prawa. Wojciech Sumliński mówi na ten temat tak: Od byłych pracowników Kancelarii Prezydenta wiem, że zapoznał się z aneksem 10 kwietnia 2010 roku. Nie było jeszcze wiadomo, czy wszyscy zginęli, czy w tej najstraszniejszej tragedii przypadkiem ktoś nie ocalał. A pan Prezydent już buszował po kancelarii i czytał aneks. Ja to wiem od pracowników Kancelarii Prezydenta. Dlatego nie chciał podać daty, bo to by było dla niego kompromitujące – że cała Polska żyła tym wydarzeniem, a pan prezydent żył czytaniem aneksu. Ja to wszystko złożę we wnioskach dowodowych. Takie kłamstwa? Nawet, jeżeli III RP nie jest państwem prawa – a nie jest – to mimo wszystko chcę, żeby po tych kłamstwach pozostał jakiś ślad. Będę dalej walczył.

 

fot. PAP

Sądy III RP już dawno przekroczyły granice absurdu. Zwłaszcza, gdy chodzi o obronę interesów „moralnych autorytetów” w rodzaju Adama Michnika (zobacz listę jego pozwów). Rafał Ziemkiewicz opisał to niesłychane zjawisko społeczne, pisząc o "usłużnych, rozgrzanych sędziach" przy pomocy których Michnik terroryzuje swych oponentów. Ziemkiewicz nawiązał do słów Komorowskiego, który straszył konkurenta w wyborach prezydenckich sędzią Agnieszką Matlak słowami: “Sędzia jeszcze jest rozgrzany, załatwimy tę sprawę szybko”. Analiza uzasadnień wyroków wydawanych przez panią Agnieszkę mogłaby być niezłym materiałem do kabaretu. W tej samej konwencji utrzymany był pozew przeciw Ziemkiewiczowi. Odczytywanie tego „wiekopomnego dzieła” przez Rafała Ziemkiewicza z pewnością jest lepszą rozrywką, niż niejeden pokazywany w telewizji skecz. Jednak sprawa wcale nie jest śmieszna, bo zapadło wiele krzywdzących wyroków. O skuteczności terroru uprawianego przez Michnika świadczy to, że nawet krytyczne wobec „Gazety Wyborczej” media odmówiły płatnej reklamy książki Stanisława Remuszko „Gazeta Wyborcza. Początki i okolice (kalejdoskop)”. Remuszko zgłosił sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, ale rozstrzygnięcie było dla niego niekorzystne.

Jedną z najgłośniejszych batalii sądowych Michnika było pozwanie poety Jarosława Marka Rymkiewicza za słowa dotyczące krzyża na Krakowskim Przedmieściu: „Polacy, stając przy nim, mówią, że chcą pozostać Polakami. To właśnie budzi teraz taką wściekłość, taki gniew, taką nienawiść - na przykład w redaktorach "Gazety Wyborczej", którzy pragną, żeby Polacy wreszcie przestali być Polakami” (oczywiście Rymkiewicz przegrał). To właśnie po wyroku w sprawie Agora kontra Rymkiewicz, Rafał Ziemkiewicz napisał swoją krytykę (nie był on zresztą jedynym, który wyrazili swój sprzeciw w tej sprawie). I tu stała się rzecz niebywała. Ziemkiewicz wygrał, a w tych dniach wyrok potwierdził sąd apelacyjny! Mało tego! Uzasadnienie wyroku zawiera jest zgodne ze zdrowym rozsądkiem: Według SA zwrotu "terroryzować" w kontekście całego felietonu pozwanego nie można rozumieć dosłowne, a słowo "usłużny" nie oznacza "znajdujący się na czyichś usługach" i nie sugeruje by powód oddziaływał zakulisowo na sędziów.

Większość ludzi ulega presji otoczenia. Ma to miejsce także wśród specjalistów. Wyrażając opinie podważające powszechnie wyznawane poglądy, musimy się liczyć z ostrą krytyką. Naturalnym jest więc występowanie korelacji między ugruntowaną wiedzą, a niezależnością opinii.

 

Istnieją jednak dziedziny, w których albo ugruntowana wiedza nie istnieje, albo czynnik niepewności jest tak duży, że nie pozwala na solidne uzasadnienie stawianych tez. Taką dziedziną jest coraz bardziej uzależniony od hazardu świat finansów. Nie należy się więc dziwić nagminnemu opowiadaniu bajek, które wskutek zmian kursów i wskaźników mogą okazać się szybko bez pokrycia. Byle było zgodnie z powszechnym trendem. Jednak choćby minimum ostrożnej refleksji warto zachować. Inaczej można się na przykład ośmieszyć radosnym „Good bye Putin”. Według autora „wiele wskazuje na to, że plan przywrócenia Rosji statusu mocarstwa właśnie legł w gospodarczych gruzach. Niepokojące doniesienia o drastycznej przecenie rubla względem głównych par walutowych oraz rekordowe spadki na moskiewskim parkiecie, są argumentami, z którymi trudno dyskutować. O powadze sytuacji świadczy również fakt, że nie robią tego nawet czołowi kremlowscy propagandyści zasłaniając się niezależnością rosyjskiego banku centralnego. A ten w ostatnich dniach stał się niemym zakładnikiem błędów swojego nieformalnego mocodawcy, jakim z całą pewnością jest sam Putin”.

 

Pomimo, że według finansisty spadki kursów i indeksów „są argumentami, z którymi trudno dyskutować”, warto na początek ustalić fakty.

Od czasów „Gwiezdnych Wojen” nie było chyba filmu o takim znaczeniu politycznym, jak "The Interview" firmy Sony Pictures. Film opowiada o przygotowaniu zamachu na przywódcę Korei Północnej. Prawdopodobnie w związku z nim doszło do bezprecedensowego ataku cyberwłamywaczy (podpisujących się jako GOP - Guardians of Peace) na serwery wytwórni. Następnie ci przestępcy zagrozili atakami na kina wyświetlające film. Sony Pictures zrezygnowało z dystrybucji filmu. Jak do tej pory pokazano go tylko jeden raz - w zeszłym tygodniu, w Los Angeles. Była to uroczysta premiera, a od 25 grudnia produkcja ta miała trafić do kin na całym świecie. Jednak po wczorajszym oświadczeniu pierwsze zareagowały amerykańskie sieci kin, które odmówiły puszczania w swoich placówkach produkcji Sony. Firma wydała w związku z tym oficjalne oświadczenie, w którym przeczytać można: "Sony Pictures stało się ofiarą bezprecedensowego ataku, wymierzonego w naszą firmę, pracowników i klientów".

Decyzję Sony mocno skrytykował Barack Obama. Jego zdaniem sukces cyberprzestępców zachęci innych do podobnych działań. Powiedział też, że USA zareagują adekwatnie na działania Korei Północnej.

Internet ewoluuje. Już nie jest jedynie źródłem informacji lub miejscem rozrywki. W coraz większym stopniu staje się miejscem aktywności ekonomicznej. Dlatego dominująca w wyszukiwaniu informacji firma Google może stracić swoją pozycję. Wyszukiwania komercyjne stanowią już dzisiaj około 20% ogólnej liczby wyszukiwań w Google. Na dodatek głównie te wyszukiwania są okazją do wyświetlania reklam. Jeśli Amazon zdobędzie dominującą pozycję w handlu internetowym, to po co w ogóle korzystać z Google, skoro można iść wprost do portalu amazon.com. Według danych comscore.com aktywność na amazon.com wzrosła o 73% rok do roku. Na dodatek ten wzrost generują w większym stopniu zapytania z urządzeń mobilnych.

Na urządzeniach mobilnych o wiele częściej korzystamy z dedykowanych aplikacji, niż uniwersalnej przeglądarki. A wówczas Google jest z definicji pomijane.