Problem fałszywych informacji narastał od lat. Czemu nagle został uznany za tak ważny? Czy nie dlatego, że fabrykatorzy kłamstw wszelakich doznali skutków reguły „kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie”? Media od dawna nie przekazują faktów, a tworzą historyjki. Telewidzowie oglądali bezrefleksyjnie kolejne akty agresji okraszane opowieściami o szerzeniu wolności i demokracji, póki takiej samej metody nie zastosował Putin, zajmując Krym. Politycy uznali, że z kłamstwem im do twarzy, póki kłamstwo nie posłużyło do wzmocnienia wizerunku ich wykoślawionych zakłamaniem twarzy.

Czy do sukcesu PiS w Polsce i Trumpa w USA przyczyniły się fałszywe informacje? Oczywiście! Ich zwolennicy okazali się po prostu lepsi w tej grze, tworząc ciekawsze historie. Jednak przede wszystkim wykonano olbrzymią pracę obnażając zakłamanie i obłudę sił dotąd sprawujących władzę. Choć najbardziej spektakularne skutki tej obłudy ujawniły się dopiero po wyborach, gdy tolerancja i „język miłości” ustąpiły nienawiści, a ogłady nie starczyło dla przykrycia odrażającego chamstwa.

Najgorsza jest jednak ta beznadziejna głupota, która nie pozwala pokonanym „elitom” zrozumieć co się dzieje. Stąd chęć racjonalizacji, której wspólnym mianownikiem jest poczucie krzywdy doznanej ze strony „chamów” mających w pogardzie prawdę. To elity miały przecież pełnić rolę koryfeuszy, a nie jakiś internetowy (często anonimowy) motłoch.

To żałosne przekonanie, że walka o prawdę pozwoli na to, by znów było „tak jak dawniej” może jednak mieć dobre strony. Tuż po wyborach amerykańskie firmy technologiczne rozpoczęły prace nad systemami weryfikacji fałszywych informacji. Tworzy się międzynarodowa sieć weryfikacji informacji. Te prace inspirują działania na rzecz poprawienia jakości informacji. Facebook testuje mechanizmy oznaczania wiadomości jako fałszywe. Na razie wyniki nie są zbyt dokładne. Można mieć wątpliwości, czy bez rozwoju badań semantycznych takie pragmatyczne podejście do kwestii prawdy będzie skuteczne. Jeszcze większe obawy budzi aktywność ludzi, którzy w imię ideologii są gotowi manipulować społeczeństwami. Wszystko oczywiście w imię swoiście rozumianej prawdy. Przykładem takich manipulacji dla dobra społeczeństwa jest pomysł ze „szczepionką dla naiwnych”. A może tu nie chodzi o szczepionkę, ale test: sprawdzenie ilu ludzi jest gotowych uwierzyć w możliwość zaszczepienia się przeciw głupocie ;-)?

 

Dziennikarze to świetni fachowcy i mądrzy ludzie. Nawet jeśli to nie jest prawda, to przecież „polityka można zabić gazetą”. Dlatego politycy obchodzą się z mediami jak z jajkiem.

Donald Trump nie jest typowym politykiem. Dlatego wczorajsza konferencja prasowa miała charaketer konfrontacji: Włączam telewizję i widzę materiały pokazujące chaos i jeszcze raz chaos!" zauważył, nie kryjąc oburzenia prezydent Trump. "Tymczasem moja administracja działa jak świetnie naoliwiony mechanizm" - podkreślił. Po poprzedniku "odziedziczyłem bałagan. Bałagan w kraju i na świecie.

Ale media zostały oskarżone nie tylko o czarny PR. Trump mówił wprost o fałszowaniu wiadomości i utrudnianiu pracy. W szczególności ataki medialne utrudniają ułożenie relacji z Rosją. W tym kontekście mówił o tym, że Rosja to mocarstwo atomowe i dobre relacje USA z tym państwem chroni nas przed „atomowym holocaustem”. Gdy się czyta komentarze choćby naszego dziennikarzyny z Onetu, który miał niezły ubaw z tej konferencji, przychodzi refleksja – że Donald Trump w Polsce ludzie mediów nie są zdolni do refleksji. Mogą za to śmiało współzawodniczyć z innymi kastami „wyjątkowych ludzi” - sędziami, przemądrzałymi profesorami uniwersytetów i „ludźmi kultury” - w zawodach o najlepsze mniemanie o sobie.

…. tym razem na szczęście zmagania nie są krwawe (przynajmniej na razie). Jednak jest to wojna totalna – bardziej niż jakakolwiek wcześniej, Obejmuje wszystkich obywateli, a linia frontu dzieli społeczeństwo, nierzadko nawet w obrębie rodzin.

 

Dawnymi czasy Polska była przedmurzem chrześcijaństwa. Później uczestniczyliśmy w krwawym finale „koncertu mocarstw”. Następnie byliśmy ofiarami starcia totalitarnych potęg i neokolonialnych podbojów. O co chodzi tym razem?

 

Odpowiedź na to pytanie jest trudna, bo ostrość wewnętrznego konfliktu politycznego przesłania istotę sprawy. Jeśli sprowadzić problem do polityki, to trzeba by podjąć beznadziejną próbę zdefiniowania różnic w programach politycznych głównych sił. Sprawa jest beznadziejna, gdyż:

1. W kwestiach istotnych nie widać różnic (stosunek do właśnie przyjętej przez PE umowy CETA, polityka wschodnia, obecność obcych wojsk na naszym terytorium, członkostwo w UE etc…).

2. Budowane przez „totalną opozycję” pola konfliktu mają na celu wyłącznie rozbudzenie emocji (najlepiej świadczy o tym absurdalne podgrzewanie sprawy wypadku z udziałem Pani Premier).

3. Polityczna walka została sprowadzona do strategii zdobycia lub utrzymania władzy – bez wskazania ogólniejszych celów politycznych.

4. Wszystko to odbywa się w atmosferze zgiełku medialnego w którym nie ma żadnego poszanowania dla prawdy i kultury.

Trwa nieustanny atak „wolnego świata” na wolny wybór Amerykanów. Według opiniotwórczego The Economist jego szaleństw boją się sojusznicy USA (Polski chyba nie zapytano?). Główna linia krytyki dotyczy stosunków z Rosją Putina. Gwoli sprawiedliwości Brytyjczycy przypominają zarówno o wygłupie Busha, który dostrzegł w oczach Putina demokratę jak i resecie Obamy. Czynią to jednak tylko po to, żeby przedstawić działania Trumpa jako trzecie z rządu uleganie iluzjom wobec Rosji. Szczególe oburzenie budzi fakt, że gdy dziennikarz Fox News nazwał Putina Putina zabójcą, Trump odrzekł: "Jest wielu zabójców. Myślisz, że nasz kraj jest taki niewinny?". Jak to mówi Max Kolonko: powiedział jak jest. Ale to najwyraźniej jest szokiem dla „wolnego świata”. Wolny świat zbudowano na kłamstwie?

Do tej pory nie było żadnych podstaw do oskarżeń Trumpa o knucie z Putinem. Jednak niedawno dziennikarze wytropili, że Michael Flynn – doradca Prezydenta ds bezpieczeństwa kontaktuje się z pracownikiem ambasady Rosji. Flynn najpierw zaprzeczał, a w końcu podał się do dymisji. Oczywiście – jak zwykle w takich sytuacjach - „Prezydent nic nie wiedział”. Może rzeczywiście nie wiedział, a może jednak Trump rozumie reguły kłamliwego „wolnego świata” lepiej niż sądzimy?

 

Ludzką reakcją na wypadek drogowy w którym ucierpiała Premier Polski powinno być chyba zatroskanie. Nawet jeśli ktoś nie jest w stanie odczuwać empatii, to chyba powinien dostrzegać nadzwyczajną sytuację w której żyjemy. Układane są na nowo relacje w całym świecie i należy się szczególnie obawiać każdego osłabienia państwa. Potrzeba bowiem raczej zwiększonej jego aktywności. Jednak politycy i pismaki nie są w sanie porzucić odgrywanych ról niezależnie od sytuacji. Totalna opozycja wypracowała opowieść o zderzeniu kierowcy który najechał na rządową limuzynę z „państwem PiS”. Kłamliwe tytuły „opiniotwórczych mediów” informują o „wstydliwej prawdzie” na temat wypadku – choć w chwili obecnej nie wiadomo na pewno kto formalnie ponosi za niego winę. Media prorządowe też trzymają się swojej roli – ferując wyroki. Oczywiście nie brakło też głosicieli „prawdy” o tym, że rząd pozbywa się „doświadczonych funkcjonariuszy (najlepiej z kwalifikacjami potwierdzonymi pracą dla SB?) i takie są skutki.

O fali hejtu w internecie wspominać nie warto – bo chyba nikt się nie spodziewał, że będzie inaczej. Tak samo nie dziwi tytuł „W Oświęcimiu boją się kiedy jedzie rządowa kolumna” jaki pojawił się w antypolskiej „gazecie”.

Wypadek na szczęście skończył się niegroźnymi obrażeniami Premier i bardziej poważnymi – choć nie zagrażającymi życiu - jednego z ochroniarzy…

Ten wypadek ma rzeczywiście wymiar symboliczny i dobrze oddaje problem (?) rządów PiS. Być może kierowca BOR złamał przepisy wyłączając sygnał dźwiękowy. Zgodnie z przepisami kolumna staje się nieuprzywilejowana i nie może wyprzedzać z lewej strony pojazdu skręcającego w lewo. Gdy mimo tego doszło do kolizji ze skręcającym fiacikiem, funkcjonariusz chyba nie powinien był zjeżdżać z drogi – bo jego zadaniem była ochrona Premier. Wtedy pancerne auto mogło zabić młodego kierowcę. Rząd zadziałał z troską o tego człowieka, choć być może popełnił przy tym jakiś błąd. Jednak zgodnie z wypracowanym przez nasze społeczeństwo prawem żadne działanie dla dobra innych nie może zostać bez kary (i to nie dotyczy tylko rządu – choć zostało z entuzjazmem przyjęte przez „totalną opozycję”).

Miejmy nadzieję, że jednak „ludzi dobrej woli jest więcej” I mocno wierzmy w to, że dla nich ta historia kończy się na dwóch zdaniach: „dzięki Bogu nikt nie zginął” oraz „reszta w rękach odpowiednich służb, które – miejmy nadzieję – działają profesjonalnie”.