To będzie najtrudniejsza z reform rządu PiS. Do sejmu trafił projekt reformy służby zdrowia, zakładający powstanie sieci szpitali finansowanych według nowych zasad. Obecnie zawsze pod koniec roku mamy problem z limitami. Lekarze mogliby leczyć, ale po wyczerpaniu limitu NFZ musieliby robić to za darmo. Projekt zamiast zapłaty za każdego pacjenta wprowadza dla szpitali z sieci stabilne finansowanie ryczałtowe. Pozostałe będą uczestniczyć w konkursach. Według Profesora Chazana ta ustawa ma sens. Zapewnia finansowanie tych szpitali, których działalność jest kluczowa dla zapewnienia opieki zdrowotnej nad całą populacją. Opieka zdrowotna ma również ważne cele społeczne. Jej celem nie jest zapewnienie dochodu prywatnym czy państwowym przedsiębiorcom, którzy inwestują w służbę zdrowia, lecz zapewnienie równego dostępu do kompetentnej opieki w podstawowych dziedzinach medycyny. I to bez żadnych nierówności. Tak zwana „opozycja” jest jak zwykle totalnie na nie. Będzie chaos („trzęsienie Ziemi”?), drożyzna i upadające szpitale. No i oczywiście padają zarzuty, że to powrót do czasów PRL. Może do ludzi młodych taka argumentacja trafia. Powszechne łapówkarstwo w PRL’u nie ma się nijak do patologii NFZ. Nikt nie czekał na wizytę u specjalisty latami. Powrót do systemu w którym sieć szpitali zapewnia wszystkim pewien poziom opieki ma sens. Obecnie przeznaczamy na służbę zdrowia około 6% PKB (przy średniej 8% dla krajów OECD). Bogacące się społeczeństwo może wydawać coraz więcej – ale indywidualnie. Straszenie więc przez PSL wzrostem wydatków nie wydaje się trafionym argumentem. Celem reformy jest dobra i powszechna opieka przy obecnym poziomie wydatków. Rozwój medycyny sprawia, że zawsze będzie miejsce na kosztowne leczenie, wolny rynek, drogie ubezpieczenia i niebotyczne zarobki lekarzy. Ale państwo wszystkich nie uszczęśliwi ani nie uzdrowi. Nie ma doskonałego rozwiązania. Nie jest rolą państwa utrzymywanie przy życiu wszystkich i za wszelką cenę.

 

Na początku XX wieku zrodziło się przeświadczenie, że wszelkie sensowne spory można rozstrzygnąć w sposób „absolutnie ostateczny i niepodważalny”. Wystarczy przecież zadbać o precyzję wypowiedzi i posługiwać się metodą naukową do weryfikacji hipotez. Dwa ośrodki europejskie zasłynęły w rozwoju tej dziedziny wiedzy: Koło Wiedeńskie oraz Szkoła Lwowsko-Warszawska. Ostateczny kres ich rozwojowi położyła II Wojna Światowa. Jednak już wcześniej stało się jasne, że początkowy optymizm był nadmierny: nawet precyzyjnie sformułowane problemy mogą być nierozstrzygalne.

Co nam zatem zostało z tamtych czasów? Dobrym podsumowaniem stanu wiedzy osiągniętego w wyniku rozwoju polskiej szkoły logiki jest książka „Zarys logiki matematycznej” Andrzeja Grzegorczyka. Ten „zarys” jest dość kompletny (liczy około 500 stron). Czy jednak nie należy go traktować tak jak podręcznika łaciny? Znać wypada, ale na inspirację dla dynamicznego rozwoju nie ma co liczyć?

Wręcz przeciwnie. Dzisiaj, gdy gromady łgarzy okładają się oskarżeniami o „post-prawdę” i „alternatywne fakty” - trzeba na nowo postawić pytanie o sensowność sporów. 

To zadziwiające jak bardzo sytuacja w Polsce podobna jest do tej w USA. W obydwu krajach doszło do zmian politycznych. Społeczeństwa dały wyraz swym konserwatywnym przekonaniom. Wściekłe ataki na demokratycznie wybrane władze mają różny przebieg u nas i za oceanem, ale wydają się być nakierowane na natychmiastową zmianę – bez czekania na następne wybory.

W Polsce pretekstem ma być „zagrożenie dla demokracji”, a w USA związki Prezydenta z Rosją.

Trudno znaleźć w historii przykłady tak gwałtownych zmian, za którymi nie stałyby jakieś duże interesy. Może więc to nie są takie spontaniczne działania ludzi owładniętych nienawiscią? Być może chodzi jedynie o przeszkadzanie – aby nadmierne sukcesy nie zapewniły trwałości trwania obecnych władz. A może chodzi o coś więcej: o to aby nowym władzom nawet nie przyszło do głowy naruszanie ważnych interesów. Według Paula Craiga Robertsa w USA zagrożone czują się służby (CIA, FBI) oraz kompleks zbrojeniowy. Oni potrzebują wroga dla uzasadnienia ogromnych wydatków i zachowania dotychczasowej swobody działania. Współpraca tych służb z mediami (CNN) wymierzona w Prezydenta wydaje się zupełnie oczywista. W Polsce też najbardziej zaciekłe ataki są ze strony założonej przez WSI telewizji TVN.

W obydwu tych przypadkach rządzący przyjęli taktykę samoograniczania. Przyjęto, że z niektórymi siłami wygrać się po prostu nie da (a może to desperackie szukanie sojuszy). W Polsce do „nietykalnych” należą bankierzy, „uczeni” i „ludzie kultury” którym odpowiedni ministrowie zapewniają ochronę. W USA poza bankierami jest to lobby izraelskie. Dlatego dla Iranu zrobiono wyjątek i tu nie ma mowy o polityce odprężenia.

Czy takie samoograniczanie się wystarczy? Na pewno nie tym, którzy kierują się czystą nienawiścią. Jeśli jednak ta nienawiść nie przerodzi się w trwały ruch (tak jak było z faszyzmem w Niemczech) – pozostanie wyłącznie uciążliwym ujadaniem. Jeśli jednak stoją za tym jakieś realne siły ze swymi ukrytymi celami – zdarzyć się może wszystko….

 

Od wczoraj trwają uroczystości pogrzebowe Heleny Kmieć z Libiąża. Polskiej wolontariuszki zamordowanej w Boliwii. Wspaniałej, dobrej osoby, która pokazywała całym swym życiem co oznacza chrześcijańskie przykazanie miłości.

Czas próby dla rodziców i przyjaciół. Nie poznałem osobiście Helenki, ale znam środowisko w którym się wychowała. Ona była koleżanką córki moich przyjaciół. Chrystusowe „tak” – tak, „nie” - nie, oznacza dla nich bezkompromisowość. To może przerażać, bo droga Chrystusa to nie tylko radość życia, ale także gotowość poświęcenia.

Radość widać na poniższym filmie – na którym Helenka pięknie śpiewa o Bogu, a poświęceniem było całe jej życie.

Dziś o 15 odbędzie się w Libiążu msza pogrzebowa której przewodniczył będzie kardynał Dziwisz. O 17:30 TV Trwam nada reportaż „Iskra Helenki” poświęcony zamordowanej wolontariuszce.

Warto zatrzymać się na chwilę i zobaczyć, że istnieje inny świat. Świat prawdziwego życia – któremu nawet śmierć nie straszna. Jak wspomina jedna z jej koleżanek: „Helenka była człowiekiem modlitwy. Była bardzo mocno oddana Panu Bogu. Często też przewodniczyła tej modlitwie. […] Dziś modlimy się o spokój jej duszy i pamiętamy o tych, którzy cierpią po jej stracie”.

Niech spoczywa w pokoju.

Jurek Wawro

Reformy gospodarcze to nic innego jak wdrożenie nowego systemu. Tym właśnie zajmuje się informatyka. Jej rozwój sprawił, że ten trudny do formalizacji proces w coraz większym stopniu składa się z typowych działań - minimalizujących ryzyko niepowodzenia.

Jeśli ktoś stojąc przed koniecznością zmiany nie rozumie złożoności przedsięwzięcia, może się domagać porady tak jak mamusia kupująca dziecku pierwszego notebooka: co mógłby pan polecić dla 10-cio latka? Jestem informatykiem, ale nie handluję sprzętem, ani nie mam dzieci w tym wieku. Dawniej – gdy wybór był prostszy (bo marka coś znaczyła a różnorodność modeli nie była duża) – zdarzało mi się rzucić jakąś niezobowiązującą opinię. Teraz staram się więc unikać odpowiedzi – bo to nieprofesjonalne. Sądzę, że w przypadku ekonomistów (nie tylko polskich) taki brak profesjonalizmu to norma. Tak było z całą pewnością w przypadku polskiej „transformacji ustrojowej”. Została ona przygotowana w oparciu o opinie, a nie głębokie analizy.

Oto jak Witold Kierżun opisuje „operetkowy” scenariusz podjęcia decyzji o losie prawie 40-milionowego narodu”:

Sachs tworzy porywającą wizję wejścia do wolnej Europy, swobody gospodarczej, uczestnictwa we wspaniałym świecie wolnej wymiany, improwizuje, a Jacek Kuroń słucha i uderzając dłonią o stół, powtarza: „Tak, tak rozumiem” i „wciąż nalewano z butelki”. Następnie w redakcji „Gazety Wyborczej” w ciągu nocy zostaje zapisana nocna improwizacja Sachsa, później zaprezentowana Adamowi Michnikowi, który również uczciwie przyznaje, że nie zna się na ekonomii, ale jak wszyscy poprzedni „ stratedzy Solidarności” poddaje się marketingowej dynamice Sachsa. Pyta się tylko, czy się uda, Sachs zapewnia zdecydowanie, że tak. Dochodzi jeszcze jeden decydent - to Lech Wałęsa. On również wysłucha tyrady Sachsa, domaga się tylko zagranicznych banków w Gdańsku, później jednak uczciwie przyzna się: „Nie wiem o czym ten facet mówił”.