W toruńskiej szkole WSKSiM odbyła się bardzo interesująca konferencja zatytułowana Odpowiedzialność przedsiębiorców za Polskę. Warto zwrócić uwagę szczególnie na wystąpienie Ministra Mateusza Morawieckiego zatytułowane "Polityka rozwoju – koniec z podziałem na Polskę A i Polskę B". Wprawdzie swe wystąpienie rozpoczął od kwestii odejścia od polityki polaryzacyjno–dyfuzyjnej (opartej o rozwój wielkich miast), ale to stało się jedynie pretekstem do prezentacji idei zrównoważonego rozwoju, ujętej w rządowych planach. Niestety narzucające się wręcz rozwiązanie z zapłatą CIT w miejscu prowadzenia działalności, a nie miejscu zarejestrowania firmy okazuje się nierealne. Będą za to inwestycje w infrastrukturę i wsparcie taniego budownictwa mieszkaniowego. Program zrównoważonego rozwoju ma też być synchronizowany z programem inteligentnych specjalizacji – ale (co ważne dla samorządów) – otwarta będzie możliwość zmiany tych specjalizacji.

Minister chwali się tym, że jego ambitny program nie jest realizowany z budżetu, ale przy pomocy „wielkiej inżynierii finansowej”.

Wraz z planem odpowiedzialnego rozwoju weszliśmy na ścieżkę odbudowy tego, co zostało zniszczone wskutek wielkiej wyprzedaży majątku. Efektem tej wyprzedaży jest powstanie nowego typu gospodarki. Kiedyś (vide Kapitalizm kontra kapitalizm) rozróżniano kapitalizm liberalny / anglosaski oraz nadreński (bardziej zrównoważony). Teraz wyróżnia się trzeci – który stał się naszym udziałem: gospodarkę zależną.

Najbardziej pozytywnym aspektem wystąpienia jest jednak myślenie do przodu. My nie chcemy doganiać zachodu, ale bazując na naszym dziedzictwie rozwiązujemy problemy, które zachód dopiero zaczyna dostrzegać (a które między innymi skutkowały Brexitem). Inkluzywny rozwój jest już przedmiotem publikacji MFW i dyskusji przywódców (w tegorocznym Davos). Tymczasem Polska już ma „budżet nadziei” – prorozwojowy, prorodzinny i prospołeczny. Nie ma alternatywy: albo socjalizm, albo liberalizm – co jak zauważa Morawiecki - nie mieści się w głowie „jajogłowym” ekonomistom.

 

Jedną z największych firm na świecie jest chińska grupa Alibaba zajmująca się handlem internetowym. Jej założyciel Jack Ma wygłosił ostatnio kontrowersyjną tezę, że rozwój techologi takich jak obliczenia w chmurze, sztuczna inteligencja i przetwarzanie Dużych Zbiorów (Big Data) czyni realną gospodarkę planową. Z krytyką takiej tezy wystąpił promujący wolność gospodarczą „Instytut Misesa”. Krytyka ta została sformułowana przy pomocy pojęć klasycznej ekonomii i jest przez to mało przekonująca.

Jack Ma jak nikt inny rozumie znaczenie przetwarzania danych i możliwości jakie ono daje. Jego firma dysponuje potężną bazą danych. Jest też częścią gospodarki Chin – gdzie formalnie wciąż panuje komunizm.

Próba krytyki oparta na założeniu, że on się myli w ocenie znaczenia danych wydaje się więc mało poważna. Prawdą jest, że przetwarzane dane z przeszłości nie pozwalają trafnie przewidzieć preferencji konsumentów w przyszłości, a ich statystyczna natura nie oddaje rzeczywistych potrzeb realnych osób. Jednak Jack Ma z pewnością nie miał na myśli możliwości przewidzenia zachowań ludzi i przydzielania im pracy. Istotą gospodarki planowej była optymalizacja zasobów poprzez minimalizację ryzyka. Państwo które dysponowało informacją o całej gospodarce, mogło wpływać na jej funkcjonowanie. Państwa socjalistyczne robiły to dość skutecznie, póki nie nastąpił zwrot ku gospodarce innowacyjnej, której siłą napędową jest ryzyko, które starano się przecież eliminować.

To ryzyko wiąże się z wolnorynkowym mechanizmem kształtowania cen. Druga część krytyki sformułowanej przez Instytut Misesa jest bardziej istotna, bo zwraca uwagę właśnie na to, że planowana gospodarka to także planowane ceny. Jednak i w tym wypadku brak jakiejkolwiek refleksji nad różnicą w pojmowaniu cen w gospodarce współczesnej w stosunku do czasów Misesa. Dawniej cena była wynikiem negocjacji stron transakcji z których jedna dążyła do maksymalizacji zysku a druga maksymalizacji korzyści. Obecnie głównym czynnikiem determinującym ceny są strategie realizowane przez wielkie podmioty obecne w gospodarce. W kształtowaniu tych strategii informacja pełni rolę kluczową. Z punktu widzenia dostępu do informacji, mamy możliwe dwie skrajności: socjalistyczna gospodarka w której to państwo było głównym dysponentem informacji gospodarczej oraz gospodarka korporacyjna – w której gromadzenie i ochrona informacji służy uzyskaniu maksymalnej kontroli nad poszczególnymi segmentami gospodarki. W obu tych skrajnościach występuje problem marginalizacji indywidualnej wolności i przedsiębiorczości.

To właśnie indywidualna swoboda gospodarcza powinna wyznaczać kierunek działania, a nie doktrynerstwo (nawet wsparte autorytetem Misesa). Dlatego państwo w swych naturalnych dążeniach do uzyskania maksymalnej kontroli nad informacją powinno działać w imieniu obywateli. Czyli gromadzimy informacje po to, aby zapewnić swobodny do niej dostęp. W ten sposób zwiększa się poziom swobody gospodarczej. Cała reszta – łącznie z mechanizmem kształtowania cen i przewidywaniem trendów rozwoju to sprawy mniejszej wagi.

W Polsce powstaje centralna baza faktur. To czy będzie ona użyta dla zwiększenia wolności gospodarczej, czy też poziomu kontroli pozostaje kwestią otwartą. Na pewno taki rejestr pozwoli wyeliminować oszustwa, które są jednym ze zbędnych czynników ryzyka. Może dlatego reprezentanci polskich „wizjonerów biznesu” zaczynają postulować rezygnację z podatku VAT? No bo co to za podatek na którym nie można pokombinować?

 

 

Dla wielu Polaków nie ma już „symbolu Solidarności” Lecha Wałęsy, a został jedynie agent „Bolek”. Często słychać też opinię, że to on sam reakcją na zaistniałą sytuację niszczy swoją legendę. Pomimo tego, że nikt nie ma wątpliwości co do współpracy Wałęsy z SB – on nadal idzie w zaparte, snując spiskowe teorie: „nie wierzę, aby bez przymusu grafolog potwierdził to, co jest oczywistą nieprawdą - oświadczył w niedzielę były prezydent”. Broniąc siebie – rzuca ciężkie zarzuty na innych. Wcześniej chciał zniszczyć Wyszkowskiego, a Sławomira Cenckiewicza oskarżył o przyczynienie się do śmierci syna. Ten historyk uważa, że na historii Lecha Wałęsy zaciążyła „zdrada okrągłego stołu”. Uczestnicy tego spisku mieli od początku świadomość, że nie są to działania szlachetne. Cenckiewicz przytacza treść meldunku MSW na temat opinii Jacka Kuronia: „jest to najważniejsze posunięcie w ostatnich latach dezorganizujące opozycję, chociaż chwilowo połączyło ją. W obawie przed własnym środowiskiem, opozycjoniści musza zyskać w obradach „okrągłego stołu” ustawę o związkach zawodowych. W przeciwnym razie skompromitują się. Zaznaczył, iż byłby w dużo lepszej sytuacji gdyby nie był wytypowany do uczestnictwa w obradach”. Z kolei Stanisław Ciosek miał powiedzieć o swoim dylemacie „czy uczestnicy negocjacji są reformatorami czy targowiczanami”.

Być może Cenckiewicz ma rację i to współpraca z SB sprawiła, że Wałęsa stał się akceptowalnym partnerem dla komunistów. Warto w tym miejscu przypomnieć historię Jana III Sobieskiego, który dokonał aktu zdrady, stając po stronie Szwedów w czasach „potopu”: Zbigniew Wójcik stawia tezę, że szkody wyrządzone Polsce swoją niewiernością Sobieski zrekompensował państwu z wielką nadwyżką w późniejszych latach m.in. właśnie dzięki umiejętnościom zdobytym w tym okresie. Poznał bowiem wówczas tajniki prowadzenia wojny w jednej z najlepszych i najlepiej zorganizowanych armii ówczesnego świata, ucząc się np. operowania piechotą i dragonią.

Można bez przesady stwierdzić, że swoimi planami wizowymi zmierzającymi do ograniczenia napływu imigrantów do USA Trump wywołał wściekłość w Dolinie Krzemowej. To jest bowiem centrum technologiczne świata, a nie tylko region USA. Swoboda przepływu ludzi jest podstawą egzystencji firm tam zlokalizowanych. Jeszcze bardziej korporacje obawiają się wojny handlowej z Chinami. Nie chodzi tylko o to, że Chiny to obecnie fabryka świata, a przenoszenie produkcji do USA może być problematyczne. Drastycznie może się zmniejszyć sprzedaż do Chin produktów Apple. W Chinach jest 700 milionów użytkowników Internetu i firmy takie jak Apple, Facebook i Google nie chcą rezygnować z tego rynku. Facebook bezskutecznie – jak na razie – stara się o powrót do Chin po tym, gdy tamtejsze władze zablokowały możliwość korzystania z tego portalu społecznościowego. Ten przykład każe się zastanowić nad tym, czy czasem nie jest tak, że Chiny mogą istnieć bez Doliny Krzemowej ale odwrotnie niekoniecznie?

Facebook zablokowano – gdyż władze uznały, że to kanał informacyjny dysydentów (w 2009 roku). To też daje do myślenia – czyżby nie udało się zapewnić politycznej neutralności technologii?

Tu dotykamy problemu, który chyba nie jest doceniany w Dolinie Krzemowej.

O ile można zrozumieć biznesowe motywy działania firm informatycznych, to przekształcanie tego w wojnę ideologiczną znacząco osłabia ich pozycję. Hojne datki popłynęły z Doliny Krzemowej dla Amerykańskiego Związku Swobód Obywatelskich (ACLU) – który ma walczyć z Trumpem. Tymczasem ACLU to lewacka organizacja znana między innymi z walki sądowej ze świętem Bożego Narodzenia (na razie nie udało im się tego święta zdelegalizować, ale na przykład w Indianie zdelegalizowali krzyże na choinkach).

 

Kiedyś mówiono: co dobre dla General Motors – dobre dla Ameryki. Czyżby teraz doszliśmy do: co dobre dla Ameryki, nie jest dobre dla Doliny Krzemowej? Czyżby kierując się dobrem narodu Trump musiał walczyć z korporacyjną Ameryką?

 

Idea „totalnej opozycji” wymyślona przez PO przegrywa w swej głupocie z ideą „globalnej opozycji” wobec Trumpa – a głoszonej przez media. Pretekstem dla powstania tej idei jest kontrowersyjny dekret zakazujący wjazdu do USA obywateli islamskich państw sprzyjających terroryzmowi.

 

Do „globalnej opozycji” została przyłączona nawet Premier Wielkiej Brytanii Theresa May, która wyraziła negatywną opinię o wspomnianym dekrecie.

To jest ciekawa sytuacja, bo pomimo deklarowanej z obu stron chęci współdziałania – widać wyraźnie, że to co dobre dla USA nie musi być dobre dla Wielkiej Brytanii. Strategia rozwoju Wielkiej Brytanii opiera się na wolnym handlu, a ekspansja USA opiera się na rozwoju globalnych korporacji.

Na liście państw z zakazem wjazdu do USA zwraca uwagę Iran, który jest największym sojusznikiem Rosji w regionie. A przecież w sobotę Putin z Trumpem uzgodniliaktywną wspólną pracę w celu ustabilizowania i rozwoju współpracy rosyjsko-amerykańskiej na konstruktywnej, równoprawnej i wzajemnie korzystnej podstawie”. Jednak dla USA znów Izrael jest najważniejszym partnerem. To zresztą Rosji zapewne specjalnie nie przeszkadza.

W ciągu tygodnia Donald Trump zdołał narzucić światu biznesowe podejście do geopolityki. Nie chodzi przy tym o podporządkowanie polityki biznesowi, ale pragmatyczne relacje skoncentrowane na przedsięwzięciach a nie na sojuszach. W tej strategii traktaty to tylko krępujące więzy. Wspólnota interesów w jednej dziedzinie może współistnieć z krańcowymi różnicami w innej.

Jednak relacje USA z Iranem i Izraelem pokazują, że pragmatyzm Trumpa ma swoje ograniczenia. Jego politykę można nawet określić jako skrajnie proizraelską (zapewne nie bez wpływu jest tutaj Jared Kushner – żydowski zięć Prezydenta). Obawy Irańczyków niestety okazały się słuszne (a Trump wbrew krytykom przewidywalny do bólu). Wybór Trumpa, w odróżnieniu od Hilary Clinton, według irańskiej opinii publicznej, ma wróżyć powrót do zdecydowanie antyirańskiej polityki Stanów Zjednoczonych.

Przerażające jest to, że relacje Izraela z Iranem są całkowicie pozbawione pragmatyzmu i rządzi nimi czysta nienawiść. Pozostaje mieć nadzieję, że jednak jakoś się te puzzle poukładają w pokojowy sposób.

W Polsce jak na razie nadal dominuje romantyzm. Przekonanie, że to sojusze rodzą zobowiązania. Nie – sojusze się buduje dla osiągnięcia celu, a te cele nie są wytyczane z uwagi na sojusze, tylko interesy. Jedyna sensowna opozycja jaka w Polsce istnieje w parlamencie – czyli Kukiz’15 – w takim właśnie podejściu do polityki upatruje sposób na podkreślenie własnej tożsamości. Teraz jest dobry czas do rozwoju takiej partii. Jeśli to wykorzystają – rozsądni ludzie, którzy nie utożsamiają się z PiS mogą ostatecznie porzucić „totalniaków” i w następnym parlamencie Kukiz’15 będzie jedną z dwóch największych partii (może tylko warto by znaleźć trochę bardziej uniwersalną nazwę).