Wybory w Polsce z całą pewnością ułatwiły rozmowy Cameronowi z Merkel. Wynik tych rozmów jest jednoznaczny: projekt integracji europejskiej prowadzącej do powstania spójnej federacji pod przywództwem Niemiec jest na chwilę obecną nieaktualny. Waluta euro już nie będzie narzędziem "pogłębionej integracji”. Mało tego: dopuszcza się istnienie wielu walut w obrębie Unii.

Tłem do rozmów w Londynie były przygotowania do referendum w sprawie "brexitu", przygotowania zbuntowanej młodzieży do corocznego marszu miliona masek, zmiana władzy w Polsce,  masowe protesty w Rumunii i wielki kryzys imigracyjny. To bez wątpienia sygnały wskazujące na konieczność korekty w europejskiej polityce. Najważniejsi obecnie przywódcy UE wyrazili wolę tej zmiany. To bardzo dobra wiadomość. Wspólna waluta euro, pozbawiona politycznego bagażu może odegrać w rozwoju europejskiej gospodarki bardzo pozytywną rolę. Także w Polsce może funkcjonować bez problemu obok złotówki.

 

Jedna z najbardziej znanych kreskówek w USA przedstawia Bank Rezerwy Federalnej (FED), jako gigantyczną ośmiornicę, która wysysa życie z wszystkich amerykańskich instytucji oraz wolnego rynku. Obraz z tej kreskówki ("Aldrich plan") przypomina portal www.zerohedge.com w tekście opisującym historię „ośmiornicy”.

Autor przywołuje artykuł z Wall Street Journal, który krótko objaśnia ten proces.

Okazuje się, że Amerykanie przewidywali od początku do czego prowadzi taki scentralizowany i zmonopolizowany system monetarny.

Kluczowym dla rozwoju FED było przeniesienie na tą instytucję (w roku 1913) prawa do drukowania pieniędzy. Jednocześnie jednak wprowadzono szereg ograniczeń. Banki miały zakaz kupowania długu publicznego i obowiązek utrzymywania rezerwy złota w wysokości 40% dolarów będących obiegu. Ponadto, każdy z banków systemu rezerwy federalnej został zobowiązany do wymiany dolarów na złoto po stałej cenie w nieograniczonych ilościach.

Później wszystkie te ograniczenia stopniowo usunięto.

Dziś FED jest scentralizowaną instytucją o bilansie $4 bln. Jest największym nabywcą obligacji skarbowych USA (w Polsce takie operacje są zakazane). Dolar nie jest już powiązany ze złotem.

FED stał się jedną najpotężniejszych i najbardziej destrukcyjnych sił na ziemi.

Dlatego krytycy postulują, aby zakończyć ten monopol i przywrócić walutę opartą o złoto.

Działalność Martin Shkreli można porównać do szmalcownictwa, czyli wymuszania „okupu” od ludzi których życie jest zagrożone. Człowiek ten wsławił się tym, że kupił producenta leku ratującego życie i podwyższył jego cenę o 5 tysięcy procent. Podobno już wkrótce może pojawić się konkurencyjny lek w cenie 1 dolara.

Ta historia skłania do kilku refleksji:

1. To kolejne potwierdzenie, że finansiści (Martin Shkreli jest byłym menadżerem funduszy hedgingowych) to zakała ludzkości.

2. Pojawienie się taniej konkurencji pokazuje, że wolny rynek potrafi radzić sobie z takimi dewiacjami.

3. Istnieją jednak silne bariery, które choć mają swe uzasadnienie merytoryczne, utrudniają konkurencję. W tym wypadku chodzi o drogie atesty FDA (amerykańskiej Agencji Żywności i Leków), której nowy lek nie będzie miał.

4. Wyobraźmy sobie, że jakiś ratujący życie lek jest na tyle unikalny, że nie można go zastąpić bez naruszania patentów. Co wtedy? Jest to jaskrawy dowód na to, że prawo patentowe może być niezwykle groźne. Restrykcyjne jego stosowanie w USA prowadzi zresztą do wielu patologii. Tym bardziej Europa powinna unikać jego wprowadzenia poprzez traktat TTIP.

Dla Niemców to niepojęte. Niemiecka gazeta wyraża nadzieję, że Szydło wykorzysta niespodziewany sukces i „uwolni się od swego mocodawcy Kaczyńskiego”, a zamiast „głupich narodowych żądań wysunie pragmatyczne i proeuropejskie“, bo „sukces Polski w dalszym ciągu zależy zarówno od potężnych funduszy z Brukseli, jak i od ogromnych inwestycji zagranicznych“.

Mając taką historię jaką mają Niemcy, można dojść do wniosku, że kierowanie się narodowym interesem jest głupie. Choć w praktyce widać, że akurat o swój interes Niemcy zazwyczaj dbać potrafią. Skoro jednak postanowili zlikwidować swoje narodowe państwo, przeszkadzać im w tym nie ma sensu (na przykład przejmując część zaproszonych przez nich uchodźców).

Niestety wygląda na to, że najczarniejszy sen Niemców może się nad Wisłą spełnić. Rzutem na taśmę proniemieckie władze Polski uchwaliły ustawę kładącą kres „głupim narodowym żądaniom”, które są jak „kij w szprychy globalnych negocjacji”. Chodzi o to, że w protokole z Kioto przyjęto jako bazowy dla wyliczenia redukcji CO2 rok 1988. Polska wskutek transformacji ma od tego czasu redukcję rzędu 30% i nie za bardzo jest jak ją karać za brak „sukcesów”. No więc wielcy tego świata zebrali się i uradzili, aby zmienić zasady gry i wprowadzić odpowiednie poprawki niekorzystne dla Polski. Wspomniana wyżej ustawa „upoważnia” Prezydenta do ratyfikacji tych poprawek (poprawka dauhańska). Prezydent zaś wykorzystując okres końca kadencji sejmu po prostu wyrzucił to do kosza. Najwyraźniej „król Europy” spóźnił się ze swymi radami: że wszyscy bez wyjątku muszą pracować, by utrzymać pozycję polski w Europie.

Na podstawie dotychczasowych działań Prezydenta Dudy można wnioskować, że z tym może być problem. Przede wszystkim zwraca uwagę działanie tyleż efektywne co dyskretne. Duda nie zwołał konferencji prasowej, by ogłosić jaki on to jest mocny i że się postawi Niemcom w ich promocji „globcio”. Po prostu dyskretnie potargał antypolskie regulacje, a do Pani Merkel może się nadal przyjaźnie uśmiechać zapewniając o szczerej przyjaźni. To takie proste, ale jak dotąd wydawało się w Polsce niewyobrażalne. Tak trzymać Panie Prezydencie.

Tak przy okazji „globcio”: front walki postepowców ze zdrowym rozsądkiem zaczyna pękać:

Większość polityków uznaje dziś taki pogląd za tak zupełnie nie do przyjęcia, że aż szalony, a nawet karygodny. A jednak korzyści płynące z dwutlenku węgla nie są nawet kontrowersyjne w kręgach naukowych. […]

Po co wprowadza się sankcje? Aby wzbudzić niechęć społeczeństwa do władz. Skuteczności tego mechanizmu można dowodzić w oparciu o dobroczynny wpływ wolnego handlu:wolny handel i wolne rynki dają wzrost (a co za tym idzie, polityczne wsparcie dla rządu), podczas gdy restrykcje wzrost duszą (i w ten sposób niwelują poparcie dla władz).

Jednak autorzy cytowanego artykułu stawiają tezę o dobroczynności wolnego handlu w wątpliwość:

Żadna ekonomiczna potęga nie powstała wyłącznie dzięki polityce niewtrącania się do gospodarki. Gospodarczy wzrost Wielkiej Brytanii na przykład był mocno uzależniony od strategicznego protekcjonizmu, polityki przemysłowej, ceł i innych barier handlowych.

Brytyjska potęga przemysłowa powstała dzięki branży tekstylnej. Krajowi przywódcy uświadomili sobie, że eksport surowców, głównie wełny, nie wystarczy, by przyspieszyć rozwój ekonomiczny. Aby to osiągnąć, Anglia musiała wspiąć się wyżej na drabinie wartości dodanej, importując surowce i eksportując gotowe towary.

Przywódcy Anglii opracowali więc politykę przemysłową, której częścią było sprowadzenie flamandzkich tkaczy, by udostępnili know-how brytyjskim firmom. Co więcej, ustawili bariery handlowe: dzięki zakazowi eksportu wełny i importu gotowych produktów z wełny indyjskie tkaniny, często lepsze i tańsze, nie mogły konkurować z krajową produkcją. Wielka Brytania przyjęła prawo morskie, które ograniczało dostęp obcych statków do brytyjskich portów, a nawet przepisy zwiększające popyt: wymóg, by zmarłych grzebać w całunach z tkaniny wełnianej. W końcu mechanizacja branży tekstylnej doprowadziła do rewolucji przemysłowej, a masowa produkcja i eksport stały się podstawą rozwoju największej floty morskiej na świecie.

W połowie XIX wieku amerykański ekonomista niemieckiego pochodzenia Friedrich List podkreślił rolę, jaką odegrała ta polityka w rozwoju Wielkiej Brytanii. Za jego radą Stany Zjednoczone, Niemcy i Japonia również wprowadziły roztropną ochronę handlu i politykę przemysłową, aktywnie wspierając rodzące się sektory przemysłowe. Dzięki tej strategii kraje te rozwijały się szybko i nawet zdołały wyprzedzić Wielką Brytanię.

Obecnie prowadzenie takiej polityki jest utrudnione, gdyż organizacje międzynarodowe (z MFW na czele) wymuszają przyjęcie „konsensusu Waszyngtońskiego”. Sankcje dla Rosji są więc dla niej pod tym względem korzystne. Ich negatywne skutki wynikają wyłącznie z tego, że zadziałały gwałtownie a rosyjska gospodarka reaguje powoli. Rosja ma wszystko, czego potrzeba, by się rozwijać, mimo – a raczej z powodu – sankcji. Jeśli władze zdają sobie z tego sprawę (a na to wygląda), to czeka nas kolejny cud gospodarczy. I będzie to kolejny cios w pozycję hegemona zajmowaną przez USA (jak zauważa profesor Harvardu i były podsekretarz obrony: „wyjątkowość” ich kraju zaczyna zmieniać się w „wyobcowanie”). Bez wątpienia żyjemy w czasach przygotowania do „nowego rozdania” i każde państwo powinno podjąć działania przewidujące nową sytuację.