Niedawno zastanawialiśmy się nad problemem usprawnienia działalności pocztowej: Można by zwiększyć ilość czynnych okienek i przenieść na zaplecze część czynności. No i zlikwidować ten kiosk w okienku. Przecież robiąc coś tak społecznie użytecznego, jak przesyłki listowe, poczta nie musi dodatkowo bawić się w sklepik z badziewiem.

Niemożność wprowadzeniem tak prostych zmian jest częścią większego problemu: złej ekonomii. Odpowiedź ekonomistów sprowadza się do jednego: nie stać nas. Zatrudniając więcej ludzi poczta stanie się nieopłacalna. […] Nasz sukces niewątpliwy i wielki sprowadza się do tego, że nie stać nas na to, żeby było normalnie.

Potwierdza to UKE, który w ramach w ramach likwidacji monopolu postanowił: Jednym z decydujących kryteriów przy wyborze zwycięzcy w konkursie będzie rentowność usług powszechnych. Poczta Polska przez ostatnie dwa lata wykazywała, że ich świadczenie przynosi straty. Co prawda przepisy gwarantują zwycięzcy dopłaty z funduszu kompensacyjnego, zasilanego przez wszystkich operatorów pocztowych oraz budżet państwa, ale UKE wyraźnie sygnalizuje, że nie zamierza z tych pieniędzy korzystać.

Dlaczego w – uchodzących za liberalne – Stanach Zjednoczonych państwowa poczta (United States Postal Services - USPS), działająca po dziś dzień jako agenda rządowa, ma wciąż zapewniony częściowy monopol na przesyłanie listów? Między innymi dlatego, że budowanie pocztowej infrastruktury dużo kosztuje. Rynek ten zaś nie jest dziś na tyle atrakcyjny, żeby po jego całkowitym uwolnieniu rynkowym rywalom narodowego operatora opłacało się budować w danym państwie ogólnokrajową sieć placówek pocztowych oraz sortowni od podstaw.

Autor tych – wydawałoby się oczywistych tez – nie bierze pod uwagę jednego. Jeśli prowadzi się politykę okupacyjną, taką jak III RP prowadzi wobec swych peryferiów, nie ma znaczenie sprawność działania instytucji na prowincji. Czy kogoś wzrusza to, że z Przemyśla do Krakowa koleją trudniej się dostać obecnie, niż w czasach zaboru austriackiego (nie mówiąc już o podróży do Warszawy, która jest prawie niemożliwa)? Podobnie będzie z pocztą. Już zlikwidowano wiele „nierentownych” placówek w małych miejscowościach. Likwidacja monopolu, która tak podnieca warszawską elytę, pogłębi ten proces.

Kryzysowa sytuacja w Grecji jest wskazywana jako główna przyczyna spadków na giełdach (z pewnością dotyczy to giełdy greckiej). Znowu gwałtownie osłabł rubel: euro i dolar podrożały średnio o 5 rubli. Teraz według oficjalnego kursu dolar kosztuje ponad 56 rubli, a euro ponad 69 rubli. Do tego cenowa huśtawka na rynku złota.

Nadal trwają demonstracje w Hongkongu i potyczki (mimo zawieszenia broni) na wschodzie Ukrainy. Nawet w niemieckiej polityce niespokojnie z powodu problemu islamizacji. Media uważają, że ten problem jest efektem „zmerkelizowania Niemiec”.

Malezja podsumowuje pechowy rok stratą kolejnego samolotu, a Włochy przeżyły kolejny dramat na morzu.

Według Krzysztofa Rybińskiego, który publikuje kolejne prognozy (zapewne tak samo chybione jak poprzednie ;-)), niestabilność to teraz norma.

Grecja zrobiła właśnie pierwszy krok na drodze ku wyjściu ze strefy euro. Warto z tej okazji poświęcić chwilę na refleksję nad przyczynami kryzysu w tym kraju. Relacje mediów na ten temat są tak pobieżne i pełne stereotypów, że zasadnym jest zarzut uprawianiu przez nie propagandy:

  1. To nie kryzys finansów publicznych, ale przyjęcie euro stało się główną przyczyną kryzysu zadłużeniowego. Przed wstąpieniem do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej Grecja miała nadwyżki w handlu z krajami członkowskimi, które po akcesji szybko przekształciły się w deficyt powiększający się szczególnie gwałtownie po przystąpieniu do strefy euro. W latach 1995–1999 deficyt obrotów bieżących wynosił rocznie średnio niespełna 3,1% PKB, co nieznacznie tylko odbiegało od średniej unijnej, by w 2007 r. wynieść 14,3%, a w 2008 r. rekordowe 14,7%, plasując tym samym Grecję na drugim (po Bułgarii) miejscu, jeśli chodzi o wielkość deficytu w UE.

  2. Wielkość długu publicznego nie jest największym problemem greckiej gospodarki. Dług publiczny (brutto) Grecji wzrósł w latach 2007–2010 ze 105,4 do 142,8% PKB przede wszystkim wskutek histerii rynków finansowych, powodującej drastyczny wzrost kosztów obsługi zadłużenia. Jednak w tym samym okresie wskaźnik ten wzrósł również dla całej Unii – o 21 pkt. proc. (do 80,0%), i w strefie euro – o 19,1 pkt. proc. (do 85,3%). W Irlandii był to prawdziwy skok – z 25,0 do 96,2%, w Portugalii z 68,3 do 93,0%, a we Włoszech ze 103,6 do 119,0%. W konsekwencji kryzysu gospodarczego i spirali zadłużenia będącej rezultatem rosnącego oprocentowania rządowych papierów dłużnych aż 13 spośród 27 krajów UE w 2010 r. nie spełniało kryterium długu (60% PKB), a 22 kryterium deficytu budżetowego (3% PKB) zawartych w Pakcie stabilności i wzrostu.

  3. Problemy fiskalne nie są spowodowane wydatkami socjalnymi i przerostem administracji. Większe od Grecji zatrudnienie w sektorze publicznym (jako odsetek populacji kraju) mają między innymi Francja, Niemcy i Holandia, a nieznacznie tylko mniejsze – Wielka Brytania i Hiszpania. Udział wydatków na wynagrodzenia w sektorze publicznym wyniósł w latach 2004–2008 średnio 11% greckiego PKB, czyli np. o 2 pkt. proc. mniej niż w tym samym okresie we Francji. Co więcej, w latach 1998–2005 Grecja na całkowite świadczenia socjalne (włączając w to opiekę zdrowotną i emerytury) wydawała średnio rocznie 19,7% PKB. Dla porównania, średnia dla OECD wyniosła 20,1%, a dla strefy euro 23,0%. W Niemczech odsetek ten wyniósł 26,6% a we Francji 28,7% PKB. W latach 1998–2007 średnie roczne wydatki na zabezpieczenie socjalne per capita wynosiły w Grecji ok. 3350 euro, podczas gdy we Francji ok. 7350 euro a w Niemczech ok. 7430 euro. Dla strefy euro (12 krajów) wielkość ta wyniosła ok. 6250 euro.

  4. Działania Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego nie mają na celu pomocy Grecji. Liczone w setkach miliardów euro transfery instytucji międzynarodowych do Grecji generują co najmniej dwa zasadnicze problemy. Po pierwsze, nie są to środki przeznaczone na rozwój czy reformę gospodarki ani na cele prospołeczne. W całości trafią do wierzycieli Grecji, czyli przede wszystkim do międzynarodowych instytucji finansowych.[...]. Po drugie, przekazanie funduszy wiąże się z wymuszeniem na Atenach radykalnych, w dużej mierze antyspołecznych i podkopujących wzrost gospodarczy reform, zmuszających kraj do drastycznych oszczędności w celu przyspieszenia spłaty zadłużenia. Bardzo przypomina to politykę dostosowania strukturalnego wymuszaną w ciągu ostatnich kilku dekad przez MFW na krajach rozwijających się, które wpadły w pułapkę zadłużenia.

  5. Większość „reformy” narzuconych Grecji nie służy uzdrowieniu gospodarki. Zwiększono podatki, zmniejszono drastycznie realne wynagrodzenia i emerytury oraz zmuszono Grecję do złodziejskiego procederu „prywatyzacji”. Grecki pakiet oszczędnościowy w obecnej postaci jest radykalnym działaniem procyklicznym […]. Spowolnienie dynamiki produktu krajowego przy niezmienionej dynamice długu powoduje wzrost relacji długu do PKB, w praktyce wywołując poważne reperkusje w postaci eskalacji histerii na rynkach finansowych, w mediach i wśród polityków. Co jednak najistotniejsze, mimo wprowadzenia radykalnego programu oszczędnościowego dług publiczny Grecji i tak będzie rósł za sprawą nieustannie zwiększających się kosztów obsługi zadłużenia publicznego – z 5,6% PKB w 2010 r. do 7,8% w roku 2015.

  6. Dla reform narzuconych Grecji była od początku prosta alternatywa: wyjście ze strefy euro.

Obecna cena ropy naftowej wynosi około 60 dolarów za baryłkę (przed ukraińskim kryzysem było to około 110 dolarów). Nasz minister finansów Mateusz Szczurek, prognozuje, że w kolejnych miesiącach ceny paliw na stacjach powinny nadal tanieć - być może nawet do trzech złotych za litr. Szef NBP Marek Belka skomentował to słowami: trzymam kciuki, żeby już nie spadała, bo jak coś gwałtownie spada, to później wzrasta ponad normę. Aż trudno uwierzyć w to, że najważniejsze stanowiska w państwie sprawują ekonomiści myślący o gospodarce w tak płytki sposób.

Baryłka to około 159 litrów. W procesie rafinacji z litra ropy uzyskuje się jedynie 0,14 litra benzyny. Jednak pozostałe uzyskiwane produkty mają cenę zbliżoną do ceny ropy – można więc przyjąć, że cena zakupu ropy to 95% kosztów surowca. Marża rafinerii rośnie wraz ze spadkiem cen ropy, gdyż ceny hurtowe są obniżane wolniej. Obecnie jest to już ponad 10% ceny ropy. Należy też uwzględnić koszty transportu i różnice cen między ceną ropy Brent a Ural. Wpływ tych czynników możemy szacować na około 85%. Czyli co najmniej 85% ceny sprzedaży to koszt zakupu surowca). Cena hurtowa (rafinerii), to niecałe 40% ceny detalicznej benzyny. Aby więc cena na stacji wynosiła 3 zł, to cena ropy (wraz z transportem) musiałaby przy obecnym kursie 0,27 zł/dolar wynieść około 44 dolary za baryłkę (40% * 85% * 3 * 159 * 0,27).

Czy to jest realne?

Wygląda na to, że zmasowany atak na rosyjską gospodarkę nie powiódł się. Kurs rubla wobec dolara wrócił do poziomu z początku miesiąca (około 52 rubli za dolara).

Można więc podsumować tą bitwę. Rosyjskie rezerwy walutowe spadły poniżej 400 mld dolarów. Media zastanawiają się nad przyczynami dużego wzrostu wartości rubla:

1. Sprzedaż dolarów przez dużych eksporterów: Nie będziemy stawiać na kontrolę i nie zobowiązywaliśmy państwowych spółek do niczego. Nie było żadnych ustaleń w sprawie kwot, jakie miałyby one udostępnić - powiedział Ulukajew [minister rozwoju gospodarczego] dziennikarzom, gdy poproszono go o skomentowanie doniesień mediów, iż w ramach działań na rzecz umocnienia kursu rubla spółki te mają sprzedawać 1 mld dolarów dziennie.

2. Pomoc Chin: Pomożemy Rosji jeżeli będzie to konieczne, ale wierzymy, że Moskwa może przezwyciężyć obecne problemy gospodarcze - powiedział wczoraj cytowany przez "China Daily" chiński minister spraw zagranicznych Wang Yi.

Brakuje tu informacji o najbardziej oczywistych przyczynach. Tak duży atak na walutę nie mógł być przeprowadzony w oparciu o własne zasoby rubla (ponoć większość transakcji zawierano w Londynie). Udział w ataku polegał na zaciąganiu zobowiązań w rublach, które należy po bitwie uregulować.