Książka Scotta Adamsa „Zasada Dilberta” stała się bestselerem na całym świecie. Jest to zbiór celnych i zabawnych komentarzy krytykujących życie w korporacji. W najnowszym dziele zatytułowanym "How to make more money in stocks" (jak zarobić więcej pieniędzy na akcjach), Dilbert skupia się na krytyce sektora finansowego. Adams mówi bez ogródek: doradcy inwestycyjni muszą jakoś uzasadnić swe wysokie zarobki, dlatego uprawiają rodzaj magii, która nie ma nic wspólnego z racjonalnym myśleniem. Badania potwierdzają, że wyniki uzyskiwane przez fundusze inwestycyjne w dłuższym czasie nie przekraczają średniej. Dlatego tak zwana gra na giełdzie zgodnie z ich radami to czysta strata czasu. O wiele prościej i bez zbędnego ryzyka jest inwestycja w fundusze typu ETF (które odzwierciedlają indeks całej giełdy) dla rosnących giełd.

 Białorusinie się cieszą, że nadchodzą złote czasy dla ich rolnictwa. Bo po embargo na zachodnie (w tym polskie) płody rolne ktoś musi zapełnić pustkę na rosyjskim rynku.

Wygranym powinien być także Leszek Balcerowicz, gdyż polakom na pocieszenie przydałyby się audycje telewizyjne, w których ten Wielki Ekonomista wyjaśniałby, że kapitał nie ma narodowości.

Minister Gospodarki poinformował Polaków przez telewizornię, że to „wojna handlowa”. Rolnicy zapewne od razu poczuli się lepiej: wojna to wojna. Dobrze, że nie wezwał, byśmy więcej jedli. Nasi politycy nie utworzą jakiegoś plutonu i nie pojadą uzbrojeni w zapas jabłek na Ukrainę, aby obrzucać nimi „terrorystów”. Musimy zatem z wyrozumiałością przyjmować ich rozumienie polskiej „racji stanu”. Jeśli konsekwencje ich działań będą narastać, jest szansa na upamiętnienie w kalendarzu kolejnej polskiej klęski.

 

Prasa donosi o gwałtownej utracie wartości przez polską walutę.

Historyjki tłumaczące takie zmiany bywają różne. Dla jednych komentatorów „wytłumaczenie tak silnego osłabienia jest standardowe – to strach przed eskalacją konfliktu na Ukrainie i wzrostem napięcia na Bliskim Wschodzie”. Dla innych innych ważniejsze jest to, że „silniejszy dolar w relacji do euro uderza w waluty wschodzące, do których zaliczany jest złoty”.

Takie analizy byłyby jedynie rozrywką dla spekulantów, gdyby nie horrendalne kredyty, jakie Polacy wzięli w obcych walutach. Trudno się spodziewać, aby zaostrzanie konfliktu na Ukrainie nie dało takiego efektu na rynku walutowym. Ale skoro władza mówi, że musi boleć, to widać musi.

Pomysł poprzednich władz Microsoftu, aby firma zaczęła produkować urządzenia z wbudowanym systemem operacyjnym Windows skutkował między innymi pojawieniem się tableta Microsoft Surface. Od jego debiutu firma straciła na tym projekcie już 1,7 mld dolarów! Komentatorzy zastanawiają się, czy w końcu nie nastąpi zatrzymanie produkcji tego urządzenia. Nowy zarząd firmy ma bowiem inną koncepcję rozwoju – nie związaną z produkcją urządzeń. Pod znakiem zapytania stoi w tej sytuacji sens przejęcia Nokii, które z pewnością nie przyniosło żadnych korzyści finansowych.

 

Od początku konfliktu na Ukrainie było oczywiste, że Polska zapłaci za swe zaangażowanie wysoką cenę. Powrócił syndrom „bolesnych reform” - czyli działań władzy na szkodę społeczeństwa, przedstawianych jako konieczne działania dla ich dobra.

Minister Rolnictwa mówi: Stało się, trzeba jasno sobie powiedzieć - coś za coś. Nie ma się co dziwić reakcji Rosji. Trzeba pomyśleć, by promować polskie jabłka w Japonii, Singapurze i Korei Południowej.

No bo – wicie rozumicie – nikt się nie spodziewał, ani tego, że będą w Polsce owoce, ani tego – że Rosja ich nie zechce. Ale stało się (znowu klęska urodzaju)! Teraz już wiemy i promować będziemy. W tak zwanych mediach głównego ścieku trudno o adekwatny komentarz do tej sytuacji. Dlatego warto poszukać na bardziej niszowych stronach w internecie. Na przykład komentarz Obserwatora Politycznego:

Zdaniem ministra sami państwo wiecie którego, to nas zaboli ale rzekomo warto ponieść te koszty, ponieważ Rosję to zaboli jeszcze bardziej (prawdziwie chrześcijańskie i dobrosąsiedzkie podejście – potem się ktoś dziwi, czemu inni nas nienawidzą). Wręcz wyraźnie ten pan zasugerował, że musi boleć (czy jakoś tak), jednak jako kraj oficjalnie podchodzimy do nakładania sankcji bez entuzjazmu.

Czy ktoś próbował to przeliczyć na miejsca pracy? Czy ktoś wie jak to się rozłoży po stronie unijnej? To znaczy my już wiemy, że nie sprzedamy do Federacji Rosyjskiej naszych warzyw i owoców, co na samych jabłkach (połowa polskiego eksportu jabłek przypada na Rosję) może oznaczać straty roczne około 250-300 mln Euro. Lepiej nie myśleć o innych owocach i warzywach, przetworach, o mięsie chyba w ogóle trzeba zapomnieć. Horror […]

Swoją drogą ciekawe, kto zarobi te 100 mld z którego zrezygnowali Europejczycy? Czy Chiny czeka wspaniały wzrost gospodarczy… No i nie nazywajmy tego sankcjami, tylko po prostu wojną gospodarczą na embarga.

 

I jeszcze komentarz rysunkowy (http://fraglesi.eu/2006/11/18/222/):