„Imigracja do Polski jest zjawiskiem nieuniknionym i korzystnym dla kraju, m.in. z powodu niekorzystnych trendów demograficznych” - przekonywali uczestnicy debaty zorganizowanej w Warszawie przez Międzynarodową Organizację do Spraw Migracji (IOM).

 

Gdy całkiem niedawno Kanclerz Merkel stwierdziła, że „multikulti” się nie sprawdziło, można się było spodziewać, iż nagle taka polityka imigracyjna okaże się zbawienna dla Polski. Przecież gdzieś ci obcokrajowcy, dla których w zachodniej Europie jest coraz mniej pracy muszą się podziać. Podobno już szykują się zmiany w prawie, które mają zachęcić imigrantów do przyjazdu do Polski. Zwierzęta już mają tutaj większe prawa niż tubylcy, więc imigrantom należy się to tym bardziej.

 

W sejmie debata na temat proponowanych zmian w systemie emerytalnych. Koszmar. Oczywiście, że OFE to był złodziejski przekręt. Oczywiście, że opozycja ma rację twierdząc, że rząd ma w … nosie emerytów, a chodzi im jedynie o uchwalenie budżetu. Tylko wypadałoby, aby przedstawili przy tej okazji spójne i kompletne stanowisko w tej sprawie. Szczyty hipokryzji Leszka Millera, który żąda wyjaśnienia tego przekrętu. Do roku 1999 (a więc w czasie przygotowywania tej „reformy”) był on szefem partii rządzącej. Do tego żądanie podniesienia minimalnej emerytury, uzasadniane nędzą przyszłych emerytów (która wszak będzie tym większa, im bardziej zadłużymy się teraz).

W czasie całej tej dyskusji nie wspomina się o tym, że nawet osoby zdające sobie sprawę z aferalnego charakteru „reform” z 1999 roku decydowały się na OFE z uwagi na obiecane dziedziczenie. Obecnie rząd o tym nie wspomina, a z zapowiedzi wypłat na zasadach takich jak obecnie należy wnioskować, że dziedziczenia nie budiet. Nawiasem mówiąc ułatwi to sprawę "sędziom" TK (jeśli oczywiście akurat „mądrość etapu” lub inne – bynajmniej nie logiczne - czynniki skłonią ich do zakwestionowania ustawy).

Przez ostatnie miesiące z dużą regularnością pojawiają się kolejne rewelacje dotyczące działalności NSA. Ostatnio okazało się, że amerykański wywiad śledzi upodobania seksualne ludzi uznanych za radykałów (a być może nie tylko). Równolegle spada znacząco sprzedaż amerykańskich firm technologicznych w największych krajach szczególnie narażonych na działania szpiegowskie NSA. Szefowie tych firm uważają, że nie ma w tym przypadku.

 

Biopaliwa, które miały uratować klimat naszej planety, zostały uznane za „ekologiczny niewypał”: „Biopaliwa z surowców roślinnych znalazły się w ogniu krytyki, ponieważ ich uprawy zmniejszają obszary pod uprawy żywności. Krytykuje się, że dla uzyskania nowych obszarów pod uprawy roślin na biopaliwa szczególnie w krajach rozwijających się karczuje się lasy, co szkodzi ochronie klimatu”.

Czyżby wśród ekologów pojawiły się oznaki rozsądku? Nie ma się co łudzić. Zapewne górę wzięły interesy tej grupy, dla której biopaliwa są nie w smak.

Niedawno były Minister Ochrony Środowiska Jan Szyszko ujawnił w TV Trwam, dlaczego Amerykanie nie podpisali protokołu z Kioto. Poszło o rzecz prozaiczną: oni chcieli liczyć realne zmiany CO2 – czyli z uwzględnieniem emisji i absorpcji. Dzięki Google Maps każdy może się przekonać, jak wiele niezamieszkałych i nie zalesionych obszarów znajduje się na terenie USA. Amerykanie mogli łatwo spełnić każde kryterium poprzez zalesianie. Ale „ekologiczna Europa” nie chciała do tego dopuścić i przeforsowała zapisy uwzględniające jedynie emisję.

Czy trzeba lepszych dowodów na to, że nie chodzi wcale o ratowanie klimatu?

Także w Polsce nie ma żadnej troski o klimat, tylko jakieś niejasne knowania. Wspomniany profesor Jan Szyszko znany jest z krytyki polityki ekologicznej PO/PSL. Niestety jego rzeczowe wystąpienia są albo przemilczane, albo traktowane jak wygłupy oszołoma (Donald Tusk nazwał je kiedyś z trybuny sejmowej „bałamutnymi” - zob. List otwarty, napisany w reakcji na to wystąpienie).

Analiza początku świątecznych zakupów w USA pokazuje, że pomimo rosnącej popularności Androida (~ 52% rynku smartfonów wobec ~42% iOS), ciągle to użytkownicy systemów Apple wydają więcej na zakupy w internecie. Według analiz IBM przeciętny użytkownik iOS wydał w czarny piątek 127,92 dolarów, a użytkownik Andorida tylko 105,20. Podobnie wypada analiza ruchu w internecie (28,2% / 11,4%) oraz udziału w ogólnej sprzedaży (18,1/3,5). Podobne wyniki uzyskała firma Adobe, która twierdzi, iż z urządzeń z systemem iOS dokonano transakcji on-line na 543mln dolarów (77%), gdy z Androida zaledwie 148mln (4,9%).

Wniosek z tego prosty: nabywcy urządzeń z Androidem są bardziej oszczędni, mniej zamożni, lub spędzają długi weekend na ciekawszych rzeczach niż zakupy on-line. Co w tym dziwnego?