Na swojej ostatniej konferencji w roli szefa FED, Ben Bernake ogłosił zmniejszenie wykupu papierów wartościowych od banków komercyjnych (QE). Podstawowe stopy procentowe w USA nadal będą bliskie zeru.

Skutki QE wydają się dla gospodarki USA pozytywne. Przy niskiej inflacji spada bezrobocie. Zwolennikiem takich działań był twórca monetaryzmu Milton Friedman. Sens tego mechanizmu bywa jednak kwestionowany: „Jest to po prostu zastąpienie aktywów banków w formie papierów skarbowych i dłużnych rezerwami tych banków w FED. Jak się to przekłada na ożywienie gospodarcze? Prof. Wrey tłumaczy to, obrazowo - "załóżmy, że posiadasz w swoim banku 2 rachunki : rozliczeniowy i oszczędnościowy, i trzymasz środki na oszczędnościowym. Nagle bank składa Ci propozycję przeniesienia środków na rachunek rozliczeniowy w zamian oferując nowiutki toster. Korzystasz z oferty, ponieważ różnica oprocentowania jest i tak symboliczna, a zawsze marzyłeś o takim tosterze. Teraz pytanie : czy ten transfer środków spowoduje u Ciebie zwiększoną tendencję do wydatków? Raczej nie, zwłaszcza mając na uwadze, że masz do spłacenia kredyt, a Twój współmałżonek właśnie stracił pracę”.

Bliższy prawdy wydaje się jednak komentarz pod cytowanym tekstem: „QE zamienia pieniądze "zamrożone " w obligacjach (będących własnością prywatną: obywateli, prywatnych przedsiębiorstw i innych podmiotów sektora pozarządowego) na "żywą" gotówkę, która staje się własnością sektora pozarządowego i może już służyć do zakupów (zwiększa zagregowany popyt).
I z tych pieniędzy wpuszczonych do sektora pozarządowego może również skorzystać rząd sprzedając następne obligacje i uzyskać następne pieniądze na wydatki, które też zwiększają popyt.”

Kiedy przed dwoma tygodniami instytut ITME rozpoczął sprzedaż próbek grafenu, sztabowcy Tuska najwyraźniej zaspali. Ale dzisiaj się obudzili wszystkie media ogłosiły, że „Polak potrafi”, a rząd mu to umożliwia. Trudno powiedzieć, czy sprzedaż tych próbek ma sens i nie ułatwi prac konkurencji. Ale na pewno nie jest to jeszcze „produkcja przemysłowa”. Takiej produkcji najbliżej jest współpracująca z instytutem firma Seco/ Warwick, którą naprawdę trudno nazwać „polską”. Propaganda sukcesu ma jednak swoje prawa....

Firmie Orange „skradziono” dane klientów. Samo to jest karygodne. Ale naprawdę szokująca jest reakcja firmy. Twierdzenia w rodzaju „dokładamy wszelkich starań, aby Wasze dane były bezpieczne. Mamy wiele surowych procedur bezpieczeństwa i ściśle ich przestrzegamy” oraz zapewnienia, że dane „nie wypłynęły na rynek” to coś niebywałego. Kolejny przykład sytuacji, w której ktoś woli uchodzić za idiotę, niż napisać prawdę. Dobry system zabezpieczeń ograniczyłby dostęp do danych i pozwolił na natychmiastową reakcję w razie próby ich skopiowania.

 

W oficjalnym stanowisku podobno na dodatek przedstawiciele Orange mącą – twierdząc , że nie ma mowy o „wycieku”, tylko o „kradzieży”. Klienci na pewno z tego powodu poczują się lepiej ;-).

 

„Widać informacje o trudnej sytuacji finansowej SKOK-ów przebiły się do opinii publicznej i mimo natężonej kampanii promowania kas napływ nowych członków został zahamowany” cieszy się Maciej Samcik, który nie bez powodu jest „dziennikarzem” Michnikowego organu.

 

Jest on jedną z osób od dawna mocno zaangażowanych w niszczenie SKOK'ów. Chodzi o podważenie wiarygodności tych spółdzielni. Dlatego w tym wypadku zawsze „szklanka jest do połowy pusta” (por. informacje na ten sam temat z portalu stefczyk.info oraz oświadczenie rzecznika SKOK + komentarz).

 W tej anty-SKOKowej propagandzie pomija się przede wszystkim specyfikę kas, w których kapitał własny nie odgrywa takiej samej roli, jak w bankach. Kasy pożyczają jedynie pieniądze z depozytów, nie kreując ich „z niczego” - tak jak banki. Nałożenie na nie obowiązku posiadania 4% kapitału własnego jest więc wymogiem arbitralnym, a brak okresów przejściowych świadczy o tym, że toczy się gra o SKOKi, którą trafnie opisuje tytuł z „Gazety Prawnej”: PO i KNF kontra SKOK-i.

Obecny Papież wzbudzał powszechną sympatię. Do czasu, gdy ośmielił się uznać rosnące nierówności społeczne za jeden z głównych problemów współczesności. Bloomberg promuje właśnie tekst, w którym autor zarzuca Franciszkowi, że promuje grzech. A konkretnie zazdrość, która przemawia przez krytyków nierówności. Autor uznaje siebie za autorytet w dziedzinie ekonomii i to ma nam wystarczyć za argument za tezą, że Papież wygaduje głupoty z ekonomicznego punktu widzenia. A ponieważ ośmiela się zabierać głos w kwestii religii ekonomistów, to ekonomista zabrał się za doktrynę wiary.

Tekst ilustruje grafika nawiązująca do inkwizycji.